Zwycięstwo Ahmadineżada to powrót Iranu do przeszłości
Zwycięstwo w irańskich wyborach prezydenckich
"ideologicznego jastrzębia" Mahmuda Ahmadineżada jest równoznaczne
z ostatecznym powrotem Iranu do przeszłości, do "ideologicznej
ortodoksji w stylu (byłego najwyższego przywódcy duchowo-
politycznego) ajatollaha (Ruhollaha) Chomeiniego" - skomentował niemiecki dziennik "Tagesspiegel".
26.06.2005 | aktual.: 26.06.2005 11:15
Zdaniem gazety, nie może być mowy o uczciwych wyborach, ponieważ liczni kandydaci opozycyjni nie mogli wziąć w nich udziału. W dodatku, wpływowe irańskie media sterowane są nadal przez siły konserwatywne. W decydującej turze zmierzyli się "skromnie żyjący i moralnie uczciwy jastrząb i bogaty, uważany za skorumpowanego Rafsandżani". "Nie był to prawdziwa alternatywa" - uważa "Tagesspiegel".
Komentator jest zdania, że irańscy reformatorzy popełnili poważne błędy - nie udało im się stworzyć programu, która byłby atrakcyjny dla szerszych warstw społecznych, a nie tylko dla miejskiej warstwy średniej oraz kręgów inteligenckich. "Biednych i bezrobotnych, których nie brak w Iranie, nie interesuje, czy w Teheranie zamknięto kolejną opozycyjną gazetę" - czytamy.
Właśnie tych wyborców pozyskał Ahmadineżad, reaktywując lewicowo- populistyczne i socjalno-rewolucyjne elementy islamskiej rewolucji Chomeiniego - tłumaczy komentator.
Najważniejszy wniosek dla sił reformatorskich w tej części świata: siły umiarkowane nie pokonają przywiązujących dużą wagę do spraw socjalnych islamistów, jeżeli nie zatroszczą się o interesy biednych warstw społecznych - czytamy.
Pozytywnym aspektem wyborów jest - zdaniem gazety - powstanie w Iranie czytelnego układu sił. "W polityce zagranicznej skończyła się maskarada z (urzędującym prezydentem Mohammadem) Chatamim" - zauważył komentator. Wyjaśnił, że w przeszłości Chatami wielokrotnie prosił Zachód o wstrzymanie się z krytyką pod adresem władz w Teheranie. By nie osłabiać jego pozycji, Europejczycy prowadzili politykę w "jedwabnych rękawiczkach" - "nie dostając niczego w zamian".
Prezydent-elekt nie będzie mógł twierdzić, że nie panuje nad sytuacją. "Być może trudniej będzie zawrzeć z Ahmadineżadem porozumienie w sprawie badań atomowych. Jednak wiadomo przynajmniej, kogo (nowy prezydent) reprezentuje - tych, którzy nigdy nie oddali rzeczywistej władzy" - stwierdza w konkluzji komentator dziennika "Tagesspiegel".
Jacek Lepiarz