Zwolniona, bo zwróciła uwagę Lechowi Kaczyńskiemu
Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia nakazał Szpitalowi Bielańskiemu zapłacenie blisko czterech tysięcy złotych pielęgniarce Marii Macherze. Uważa ona, że została zwolniona z pracy w tym szpitalu "z inspiracji" Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego prezydenta Warszawy. Kilka lat temu Kaczyński usłyszał od pielęgniarki: "Dziwię się, iż
taki człowiek jak pan zachowuje się w ten sposób".
26.01.2007 19:35
Sąd stwierdził, że pielęgniarka podpisała umowę o rozwiązaniu pracy za porozumieniem stron pod wpływem groźby. W ocenie sądu, dyrektor szpitala Ewa Żydowicz-Mucha oświadczyła pielęgniarce, że jeśli nie podpisze wskazanego dokumentu, to będzie jej szkodzić w pracy. Takie oświadczenie mogło wzbudzić obawy pielęgniarki, która pracowała także w Centrum Onkologii a w Szpitalu Bielańskim pracowała także jej córka.
Sąd uznał też, że pielęgniarka zgodziła się na rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron po tym, jak dyrektorka powołała się na notatkę, mającą wykazywać niewłaściwe zachowanie pielęgniarki. Jak się okazało, taka notatka w ogóle nie istniała.
Chciałbym podkreślić, że ta sprawa nie jest sprawą prezydenta Lecha Kaczyńskiego przeciwko pielęgniarce. Jest to sprawa czysto pracownicza: pielęgniarka kontra szpital - podkreślił sędzia Andrzej Czyżowski w uzasadnieniu.
Pielęgniarka Maria Machera początkowo domagała się 5 tys. zł odszkodowania i przywrócenia do pracy. Ostatecznie jej prawnik zmodyfikował pozew, domagając się zasądzenia wynagrodzenia do czasu zakończenia podpisanej umowy o pracę, czyli za cztery ostatnie miesiące 2003 r.
Ważna jest jeszcze jedna kwestia. 23 lipca 2003 r. powódka usłyszała od prezydenta miasta Warszawy, że "zapamięta ten dzień do końca życia" - podkreślił sędzia dodając, że te słowa wypowiedziane w dość ostrym tonie przez włodarza miasta, dodatkowo mogły wzbudzić u pielęgniarki uzasadnioną obawę. Co więcej, prezydent miasta w rozmowie z dyrektor szpitala zażądał wprost wyciągnięcia konsekwencji wobec osób winnych - dodał sędzia.
Sąd po zmodyfikowaniu przeze mnie powództwa, uwzględnił całe żądanie tego powództwa - nie krył zadowolenia Andrzej Lipiak radca prawy pielęgniarki. Maria Machera powiedziała, że nie spodziewała się korzystnego rozstrzygnięcia w sądzie, ale "sprawiedliwość zwyciężyła".
Stosunek pracy pomiędzy Szpitalem Bielańskim a Marią Macherą trwał do dnia 31 grudnia 2003 r. i należy się wynagrodzenie do czasu, kiedy praca miała trwać - stwierdził sędzia Czyżowski. Rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron nastąpiło pod wpływem bezprawnej groźby drugiej strony, dlatego pani Machera może się uchylić się do skutków prawnych swego oświadczenia - dodał.
Przedstawicielka Szpitala Bielańskiego nie chciała komentować decyzji sądu.
Maria Machera została zwolniona w lipcu 2003 r. po tym, gdy do Szpitala Bielańskiego trafiła znajoma ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego - obecnie minister w Kancelarii Prezydenta - Ewa Junczyk-Ziomecka.
Według pielęgniarki, Kaczyński, który przyjechał do szpitala zaniepokojony stanem zdrowia znajomej, głośno domagał się od personelu natychmiastowego wezwania lekarza. Wyrażał też niezadowolenie z nie zapewnienia właściwej opieki. Pielęgniarka - jak sama mówi - zwróciła mu uwagę, stwierdzając: "Dziwię się, iż taki człowiek jak pan zachowuje się w ten sposób". Według jej relacji ówczesny prezydent Warszawy zagroził jej wtedy zwolnieniem z pracy; stało się tak kilka dni później. Dyrekcja szpitala zaprzecza, by zwolniła kobietę na polecenie Lecha Kaczyńskiego.
Wyrok jest nieprawomocny.