Związkowcy "Solidarności" idą ulicami Warszawy
Z placu Piłsudskiego w Warszawie ruszył w piątek po godz. 13.30 pochód związkowców z "Solidarności". Demonstrują przeciwko zmianom w Kodeksie Pracy. Według różnych źródeł w manifestacji bierze udział od kilkunastu do 50 tys. osób. Policja mówi o 28 tys.
26.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Przemawiający przed rozpoczęciem demonstracji przewodniczący "Solidarności" Marian Krzaklewski powiedział, że celem manifestacji jest doprowadzenie do odejścia rządu od - jak to określił - "kontrowersyjnych" poprawek w Kodeksie Pracy.
Marian Krzaklewski podkreślił, że problemu bezrobocia nie da się rozwiązać wbrew społeczeństwu, arbitralnie narzucanymi decyzjami. Zażądał przerwania polityki, która - jak podkreślił - konfliktuje ze sobą kolejne grupy społeczne.
Dodał zarazem, że dialog i porozumienie z rządem są jedyną metodą rozwiązania obecnego sporu i zaapelował o ponowne spotkanie w pełnym składzie Komisji Trójstronnej.
W związku z marszem ruch uliczny na centralnych arteriach jest wstrzymany.
"Solidarność!" , "Chodźcie z nami" - krzyczą protestujący. Część przechodniów, porwana entuzjazmem związkowców, przyłącza się do pochodu.
Nie wszyscy jednak podzielają poglądy maszerujących. Pod budynkiem giełdy na manifestujących czekała kontrmanifestacja młodzieży ze Stowarzyszenia Konserwatywno-Liberalnego "Koliber". "Ty masz pracę, a ja nie. Zamień się!", "Mniejszy Kodeks = więcej pracy" - głosiły transparenty.
Po dotarciu przed parlament protestujący zaczęli skandować: "Złodzieje", "SLD - KGB" oraz "Solidarność". W stronę budynku Sejmu rzucono kilka petard. Delegacja "S" weszła do Sejmu, by wręczyć petycję marszałkowi Markowi Borowskiemu. W budynku Sejmu doszło do przepychanek między związkowcami a posłami Samoobrony. Poseł Borczyk został ranny w nos.
Następnie protestujący ruszyli pod kancelarię premiera, którą obrzucono jajkami, petardami oraz świecami dymnymi. Demonstranci próbowali wyłamać barierki otaczające budynek. Doszło do przepychanek z policją.(PAP/IAR/ck)