Zuzanna Ziemska: Skansen na Wiejskiej
Kto jest reliktem PRL, a kto z nim walczył? Kto stał tam gdzie ZOMO? Czy reformę sądownictwa bojkotują ubecy? Na te i inne pytania, czas odpowiedzieć wreszcie: co nas to obchodzi.
22.07.2017 | aktual.: 22.07.2017 17:41
Przez całe lata po sieci krążył tekst o cudach dzieciństwa spędzanego w PRL. O tym, jak to pięknie było biegać samopas po budowach i nadziewać się tamże na gwoździe. O braku kasków, ochraniaczy, ADHD i dysleksji. O pobłażliwych rodzicach i zdrowej żywności.
Wciąż łatwo go wyszukać, o ile jeszcze nie zna się fragmentów na pamięć, bo obiegł Internet po wielokroć. Uważam go za nieszkodliwą głupotkę, wybielającą przeszłość jako taką i stawiającą ją w opozycji do dzisiejszego smutnego świata i jeszcze smutniejszej młodzieży.
A jednak chciałam przywołać dziś tę formułę, bo może warto przypomnieć, kim jesteśmy my, urodzeni w latach 80. Ostatnio jakoś się o tym zapomina.
My, urodzeni w latach 70-80
W stanie wojennym nie staliśmy tam gdzie stało ZOMO, ani tam, gdzie stała opozycja. Ba! Spora część z nas w ogóle jeszcze nie stała – leżała w wózku, bardziej niż historią Polski interesując się tym, czy w pielusze ma sucho, czy mokro. Jeszcze inni bezczelnie olali całą zabawę i pojawili się dopiero całe lata później.
W odróżnieniu od "tej dzisiejszej młodzieży", spora część z nas zdążyła jednak zaznać przyjemności PRL-u. Chodziliśmy w tych samych ciuchach, bo innych nie było. Oglądaliśmy te same bajki o tych samych godzinach, powoli rozumiejąc, że robi się nas w bambuko, bo gdzieś tam są dzieciaki, które mają kreskówek, ile dusza zapragnie. Bawiliśmy się podobnymi zabawkami Made in Poland, ale już przebijały się do nas nowinki z zachodu i coraz bardziej denerwowało nas, że ich nie mamy.
Kiedy Polska stała się wolna, oznaczało to dla nas fajniejsze zabawki, więcej kolorowych magazynów, lepsze filmy i wycieczki klasowe do krajów zachodnich. Na początku było to dla nas czymś niesamowitym, potem normalnym. Na początku czuliśmy się jacyś niemodni i szarzy, potem kompleksy przechodziły. Aż w końcu zapomnieliśmy, tak jak zapomina się dziś o tym, że można było żyć bez sieci czy smartfonów. O UB, SB, ZOMO i innych podobnych dziwolągach uczyliśmy się na historii, pukając się w głowę, że coś takiego w ogóle mogło istnieć.
Powoli zaczynaliśmy czuć, jakby ten cały PRL był skansenem. I nawet zaczynało się nam to podobać – tamten design, tamta muzyka, tamte filmy. Jak z innego świata. Innej bajki. Jak nieprawdziwe.
Szanowaliśmy ikony tamtych lat, bo ikony się szanuje. Znaliśmy historię tamtych dni, bo historię się zna. Ale nie żyliśmy nią. Pracowaliśmy w korporacjach, zakładaliśmy startupy, bez kompleksów jeździliśmy po świecie, pracowaliśmy albo wypoczywaliśmy za granicą. Nasze czasy nie były idealne. Nasz świat również. Ale wszystko szło zgodnie z wektorem czasu – nowe wypierało stare. Aż do niedawna…
Powrót z archiwum
Bo nagle skansen przemówił. Przeszłość krzyczy głośniej niż przyszłość. Teraz "my, urodzeni w latach 80." jesteśmy określani jako komuniści, esbecy, zdrajcy pospołu z dawnymi pokoleniami i tymi dzieciakami, dla których nawet trzydziestolatek jest już starym próchnem.
Ludzie czasów, o których myśmy już nawet nie myśleli, powrócili z kart historii i używają archaicznego języka. Część młodych chwyta to – mam poczucie – z zaciekawieniem, jak to perełki ze skansenu, jak przejażdżkę Syreną czy design z lat 50. I używają tych obelg w komentarzach wpisywanych na smartfonie. Nie dostrzegając nawet, że ci, którzy tworzą jutrzejszą rzeczywistość, narzucają styl dzisiejszych wypowiedzi, nawet nie umieją z tego smartfona korzystać.
Drelich i husaria
Przykładem tego typu dyskursu było chociażby wystąpienie senatora Jana Rulewskiego, który pojawił się na Sali w dawnym więziennym drelichu. Posunięcie, w moim przekonaniu znakomite, ale niestety obrazujące, że do dzisiejszej władzy można przemawiać tylko argumentami sprzed lat. Podobną siłę wyrazu miało wykorzystanie logo i plakatu Solidarności w czasie czarnego marszu. Prawa strona z kolei codziennie krzyczy o resortowych dzieciach, rozliczaniu, UB, SB, zdrajcach i całym tym zgiełku AD 1981. Albo sięgamy jeszcze głębiej, do tradycji, do husarii, do Grunwaldu. Aż chciałoby się zanucić z satyrykiem Martinem Lechowiczem:
Nie będę gotować obiadu bo Katyń.
Nie pójdę zapłacić za prąd, bo dzieci w powstaniu warszawskim.
Lecz pójdę złożyć wieńce i kwiaty
I pójdę zapalić znicze w bitwy nad Bzurą rocznicę.
Historię mamy wspaniałą. Bohaterów pięknych i zasłużonych. Ale przed nami przyszłość. O niej pomyślmy.
Na prawo, na lewo…
W pewnym momencie "my urodzeni w latach 80." przestaliśmy być już dziećmi z kluczami na sznurku. Dorośliśmy w nowoczesnym i cywilizowanym świecie. Nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy podążać za głosem tych, którzy mentalnie tkwią w okolicach dnia naszych narodzin. I takiż ustrój z uporem forsują lub zwalczają.
Prawa strona z podziwu godnym uporem odsuwa nas od nowoczesnych, europejskich standardów i robi co może, żebyśmy za chwilę znów poczuli się w Europie obco. Centralizuje władzę, oddaje dobro ludu, w tym sądownictwo, wyłącznie w ręce partii. Piękny skansen, prawda?
Z kolei lewa… nie bardzo ma jakieś kontrpropozycje, poza wykłócaniem się, kto jest bardziej podobny do PRL, a kto do ideałów Solidarności. Przestawili się w tryb walki, wiecu, zadymy, zapominając, że to nie ich zadanie. Swojego zadania natomiast, nie realizują.
Doskonale ujął to Jan Śpiewak (jeden z "nas, urodzonych w latach 80", warszawski aktywista):
Koniec zabawy
W lipcu 2017 roku ze świecami nie ruszyli, jak chciałby poseł Zieliński, ubecy i zdrajcy. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Młodzi wyszli na ulice. Młodzi dali sygnał.
Być może więc czas na zmianę warty? Ikony dawnych walk niech pozostaną symbolami. Ale potrzebujemy konkretnych rozwiązań tworzonych z myślą o przyszłości, przez ludzi którzy żyją nowocześnie, myślą globalnie, są otwarci na nowe technologie i gotowi poradzić sobie z tempem przemian współczesnego świata. To nie muszą być ludzie młodzi ciałem. Ale zdecydowanie powinni być młodzi duchem.
To jednak nie uda się przy ustroju, który bardziej niż nowoczesne państwo, przypomina skansen dla turystów spragnionych zabawy w PRL. I przy opozycji, która wie jak walczyć z PRL-em, ale nie ma nic do zaproponowania na XXI wiek.
Dosyć zabawy, panowie.
Zuzanna Ziemska dla WP Opinie