Zuzanna Ziemska: dzieckiem po oczach
Lato w pełni. Plaże zapełniają się spragnionymi słońca turystami a social media zdjęciami z podróży. Zdjęciami, które często przedstawiają nie tylko plażujących dorosłych, ale i ich pociechy. Rozbawione, opalone i... wystawione na widok publiczny.
Mogą zobaczyć je wszyscy. Nie tylko na plaży, ale przede wszystkim na ekranach komputerów i smartfonów. Z zapałem godnym lepszej sprawy, jak świat szeroki, rodzice wrzucają zdjęcia swoich dzieci, nie zawsze dbając o ustawienia prywatności. Eksperci ostrzegają przed skutkami takich działań, powstała nawet kampania Pomyśl Zanim Wrzucisz. Bez skutku.
Prywatnie publiczni
Trudno jednak przytoczyć jakąś mrożącą krew w żyłach historię, powodowaną udostepnieniem zdjęcia dziecka na Instagramie czy Facebooku. Najczęściej prywatne fotki wyświetlają się niewielkiej liczbie osób i giną w zalewie innych treści. To sprawia, z jednej strony, że problem jest bagatelizowany, ale z drugiej strony zabezpiecza dzieci przed lekkomyślnością dorosłych. Krótko mówiąc, im mniej osób obserwuje rodzica, tym lżej jego dziecku.
Gwiazdy naszych czasów
Tymczasem ta sama dekada, w trakcie której przyzwyczailiśmy się do udostępniania zdjęć, przyniosła nam także nowy rodzaj celebrytów - twórców internetowych. Blogerzy czy youtuberzy szybko stali się gwiazdami i równie szybko przejęli zwyczaje gwiazd. Te ostatnie już od dawna przyzwyczaiły nas do faktu, że prywatność to rzecz święta, chyba że opłaca się ją upublicznić. Oczywiście, jak w każdej grupie na opinię większości zapracowała mniejszość. Ale jednocześnie faktem jest, że właśnie celebryci od lat sprzedawali zdjęcia dzieci, fotografowali się całymi rodzinami, zapraszając media do domów, albo dając się "przypadkiem" przyłapać gdzieś podczas spaceru po mieście.
Z biegiem czasu, zarówno gwiazdy, jak i media, a nawet odbiorcy nauczyli się, że prywatność, która przestaje być prywatna, to po prostu jeszcze jeden element strategii marketingowej. Przykłady trafiają się niemal codziennie. Niedawno takowego dostarczyła chociażby Edyta Górniak. Gwiazda jeszcze kilka lat temu bardzo głośno i emocjonalnie występowała przeciwko dziennikarzom pozbawiającym jej małego dziecka prywatności, dziś sama kieruje syna przed obiektyw.. Nikt jednak nie zarzuciłby Górniak, że to właśnie na synu zbudowała swoją karierę. Gwiazdy pokazują dzieci, mając już na koncie inne dokonania poza macierzyństwem czy ojcostwem. Nieco inaczej bywa, w przypadku influencerów. Dla części twórców sieciowych to od posiadania dziecka, ba! od chwili poczęcia, zaczyna się droga do wysokich zasięgów i równie wysokich profitów z akcji reklamowych.
Zawód: rodzic
Samo prowadzenie bloga rodzicielskiego nie jest czymś negatywnym. Wprawdzie w momencie, w którym amatorzy doradzają amatorom, istnieje niebezpieczeństwo przekłamań, powielania i rozpowszechniania szkodliwych teorii i zwykłych mitów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że blogosfera się profesjonalizuje. Jednak profesjonalistów i amatorów często łączy jedno - bardzo swobodne dysponowanie wizerunkiem swoich dzieci.
Znakomitym przykładem jest szkocka instagramerka Amy McIndewar, która niespełna roczne dziecko uczyniła głównym tematem regularnie wrzucanych do sieci zdjęć. Fotografiom nie sposób odmówić uroku, modelce tym bardziej. Jednak można odnieść wrażenie, że dziecko traktowane jest tu jak przedmiot, którym matka dysponuje. Ba! jak nośnik reklamowy dla potencjalnych klientów. Tu można już zadać pytanie nie tylko o prywatność, ale o granice dobrego smaku.
Szok się opłaca
Na pewno zadawano je także przy okazji zdjęcia udostępnionego przez partnera Marty Lech-Maciejewskiej, autorki bloga SuperStyler. Zdjęcie podzieliło internautów - jedni mówili, że cud narodzin, inni że scena zbyt intymna, by udostępniać ją publiczności, jeszcze inni poczuli obrzydzenie. Swoje zdanie przez długi czas wyrażali publicyści i internauci, nie mógł wyrazić go jedynie główny bohater. Na to przyjdzie rodzicom poczekać jeszcze kilka lat.
"Znamienne były tu słowa świeżo upieczonego taty: Kochani! Przedstawiam Wam Zygmunta Stanisława - dziś tuż przed godziną 7 dołączył do ekipy SuperStyler". No właśnie. Od urodzenia dziecko blogerów staje się częścią ekipy. Rodzinnego biznesu. Choć nikt nie prosił go o CV.
Mama i seks oralny
Zdjęcie zrobione chwilę po porodzie nie było elementem kampanii. Trzeba jednak przyznać, że przyniosło rozgłos. Lepsze statystyki to przyszłe kampanie. A to uczy innych influencerów, że przesuwanie granicy się opłaca. Co będzie następne?
Niektórzy uważają, że równie, czy nawet bardziej prowokacyjna była okładka książki napisanej przez blogerkę Matyldę Kozakiewicz.
Na jej blogu Segritta.pl , oprócz wpisów promujących książkę, możemy znaleźć także poradnikowe - chociażby jak robić minetę czy co kobiety myślą o robieniu loda (dwa tytuły z listy najpopularniejszych wpisów). W sieci nic nie ginie - jak poczuje się dziecko blogerki widząc swój wizerunek w sąsiedztwie podobnych treści? Trudno przewidzieć. Natomiast już teraz wiadomo, że wykorzystanie zdjęcia dziecka przyssanego do piersi zapewniło zainteresowanie książką. Media pisały o okładce, o autorce, o blogu a to oznacza popularność i lepsze statystyki.
Hejterzy wiedzą lepiej
Zarzucanie blogerom wykorzystywania dzieci w celach stricte marketingowych, czy w ogóle rozpowszechniania zdjęć maluchów, spotyka się z różnymi reakcjami. Włącznie z nazwaniem krytyki "hejtem". We wpisie pod znamiennym tytułem "Haters know better", autorka bloga Makóweczki pisze: "Wykorzystywanie wizerunku dziecka w sieci. Cóż za modne hasło. Od razu się czuje człowiek zboczeńcem. Bo wykorzystuje dzieci. Matki dzieciom fotki robiły od lat. Potem wywoływały je i chwaliły się albumem sąsiadkom lub na zlotach rodzinnych". Trudno jednak rzesze odbiorców przyrównywać do grona znajomych czy rodziny. I równie trudno uznać, ze tak kiedyś, jak i teraz pokazywanie takich zdjęć było czymś całkowicie bez zarzutu.
Kreatywność bez granic
Blogosfera rządzi się swoimi prawami. Kreatywność, przekraczanie granic, kontrowersje są tu na porządku dziennym i nie ma w tym nic złego. Blogerzy już nie raz pokazywali, że na tym, co inni uważaj za prywatne, można zarabiać. Przykładem były chociażby Blogogody, czyli sponsorowany ślub i wesele pary blogerów. Zebrali za to i pochwały, i nagany. Trudno - dorosły człowiek podejmuje decyzje i musi mierzyć się z konsekwencjami. Dziecko pokazane światu przez rodziców być może będzie musiało zmierzyć się z krytyką po latach. Co poczuje za dekadę - dwie - kiedy kolega znajdzie jego kontrowersyjne zdjęcia (a przecież w sieci nic nie ginie)? Jak się z tym poczuje?
Kamil Nowak, autor znanego bloga blogojciec.pl, w notce pt. "Dlaczego ukrywam swoje dzieci przed światem", napisał" "Uważam też, że popularność jest też czymś, co warto budować samemu, bo czasami potrafi być ogromnym brzemieniem. I warto wtedy być na to przygotowanym". Kto może o tym wiedzieć lepiej niż sam influencer a przy okazji ojciec?
Zuzanna Ziemska dla WP Opinii