PublicystykaZuzanna Ziemska: Chamo Sapiens – czyli cham pospolity pod lupą

Zuzanna Ziemska: Chamo Sapiens – czyli cham pospolity pod lupą

Wakacje. Słońce, czas wolny, tętniące życiem kurorty, smażona ryba i ciupagi Made in China. To warunki sprzyjające, ba!, idealne dla Chamo Sapiens, chama pospolitego.

Zuzanna Ziemska: Chamo Sapiens – czyli cham pospolity pod lupą
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com | Viorel Sima
Zuzanna Ziemska

23.06.2017 | aktual.: 26.06.2017 08:09

Nie będziecie musieli przesadnie się za nim rozglądać. Pierwsze, dorodne okazy zobaczycie już na drogach. Kto kiedykolwiek przejechał chociaż kilkaset kilometrów przez Polskę, wie doskonale, że to wojna. I to taka, na której nie uznaje się żadnych konwencji, ani nie bierze jeńców. Przepisy ruchu drogowego są dla słabych. Zdrowy rozsądek i odpowiedzialność również. Drogi natomiast należą do silnych.

Droga wolna

Ale pozwólmy przemówić liczbom. 40 proc. zmotoryzowanych przyznaje się (w tym badaniu) do obrzucania obelgami innych kierowców. Niemal połowa nadużywa klaksonu, a co czwarty wyraża agresję "jazdą na zderzaku". Oprócz tego cham notorycznie przekracza prędkość, a kiedy już zatrzyma automobil (koniecznie diesel z wyciętym filtrem cząstek stałych, ponieważ oddychanie również jest dla słabych), robi wszystko, co może, by utrudnić korzystanie z parkingu niepełnosprawnym albo stanie na chodniku tak, żeby utracił on sens swojej nazwy.

Pieskie życie

Zresztą zanim cham w ogóle zaparkuje, na swojej trasie zrobi jeszcze jeden przystanek – las. Las służy mu za prywatny śmietnik (za wywóz śmieci, a zwłaszcza gabarytów, płacą frajerzy) i miejsce, w którym przed wakacjami należy przywiązać psa. To nie mit. Jak podaje TOZ, przed wakacjami odnotowuje się 30 proc. wzrost porzuceń zwierząt. Skala problemu jest znacznie większa, bo cham powoli zaczyna rozumieć, że znęcanie się nad czworonogiem może być karalne, dlatego stara się działać dyskretnie. I często mu się to udaje.

Obraz
© Policja

Mnie się należy

Po pozbyciu się problemu, można kontynuować podróż. Ostatecznie cham osiada w jednym z modnych – polskich lub zagranicznych kurortów i tam umila czas lokalnej ludności i usługodawcom. Ci ostatni szczególnie odczuwają pojawienie się chama. Bo wydawanie choćby grosza budzi w chamie pana. Zresztą jest to pan wyjątkowo ostrożny – nie daje napiwków, żąda rabatów, wietrzy spiski (czasem zresztą słusznie, w wielu lokalach spotyka się cham właściciel z chamem klientem). Naczelną zasadą jest tu jednak "płacę więc wymagam". Zasada, którą doskonale znają kasjerzy i sprzedawcy (o czym poczytacie tutaj). Choćby cham płacił niewiele, będzie wymagał wszystkiego.

Idealny pokaz takiej postawy dała tu dziewczynka odwiedzająca gdyńską kawiarnię, w której – wzorem japońskich knajpek tego typu – zgromadzono koty szukające domów. Już trzy dni po otwarciu placówka zmieniała regulamin. Powód? Klienci, pardon Panowie. Na swoim profilu, kawiarnia napisała między innymi: "Hitem weekendu zdecydowanie zostaje dziewczynka ok. 7 lat, która pierwszego dnia spytała "gdzie są te wszystkie koty?" a na odpowiedź, że pewnie śpią, bo są zmęczone stwierdziła, że "ona płaci więc wymaga, żeby one ją zabawiały". Oczywiście dzieci nie należy bezpośrednio oskarżać, ale raczej też i same takich tekstów nie wymyślały. Świecą światłem odbitym dojrzałych chamów (choć niekoniecznie rodziców).

Zresztą, w tym samym wpisie restauracja wspomina także o dorosłych: "(…) pomimo wielokrotnych próśb i ostrzeżeń, dzieci biegają po całym lokalu bez opieki i nie przestrzegają regulaminu. Rodzice bardzo często bagatelizują sprawę, albo wręcz mają pretensje, że nasi pracownicy, albo my sami, zwracamy uwagę ich pociechom".

Sto pociech

Jeśli jednak chwilę poobserwować chama – a na wakacjach będziecie mieli aż nadto okazji – widać, że nie jest to postawa niezwykła. Dzieci chama wychowuje społeczeństwo. I to dyskretnie, tak żeby chama nie urazić. Kindersztuby uczą je pracownicy hotelu czy restauracji, zachowania na plaży inni plażowicze. Cham nie po to wyjechał na wakacje/poszedł do kawiarni/wynajął pokój, żeby teraz marnować czas na trudy rodzicielstwa. Ma zresztą inne problemy. Takie jak obrona terytorium.

Obrona terytorialna

Cham ma bowiem zamiłowanie do znaczenia terenu. Kwintesencją jest tu parawanizm. Coś, co normalnym ludziom służy do osłony przed wiatrem, chamowi – wyłącznie do oznaczania terytorium. I to w taki sposób, by maksymalnie utrudnić plażowanie innym. "Plażowicze potrafią już o 6 rano budować ogrodzenia z parawanów. A ich nagromadzenie utrudnia interwencje służbom. Ratownicy często muszą przeskakiwać przez parawany, co może być niebezpieczne zarówno dla nich jak i dla turystów". – wyjaśniał niedawno prezydent Darłowa, planujący m.in. plaże całkowicie wolne od parawanów.

Oznaczanie terytorium na parawanach się zresztą ani nie zaczyna, ani nie kończy. Dlatego cham stosuje dodatkowe środki. Takie jak chociażby śmieci. To właśnie one pozostaną po chamie jeszcze długo, upiększając nasze (i nie tylko nasze) góry, morze i jeziora. Przedsmak tego, co nas czeka, mają polskie miasta praktycznie w każdy ciepły weekend. Wystarczy spojrzeć na znane już wielu warszawiakom zdjęcie, by zrozumieć ten fenomen.

Janusz nasz powszedni

Pozostawiwszy za sobą ofiary wypadków drogowych, psie albo kocie nieszczęście, zniesmaczony personel restauracji i hoteli, wściekłą lokalną ludność, cham powróci do domu. Wypoczęty. Zadowolony. Gotów na więcej.

Jeśli wierzyć internetowi, ma na imię Janusz. Jest mikroprzedsiębiorcą, pasjami wyzyskujący swoich pracowników. Ma prawicowe poglądy, maksymalnie średnie wykształcenie, żonę Grażynę, syna Sebastiana (w związku z Karyną, która z kolei jest matką, czy jak sama pisze "madką" Nikoli i Brajana). Ten podręczny bestiariusz pozwala nam wszystkim bez wyrzutów sumienia, rzucać gromami na chama i spać spokojnie. To nie my.

Niestety rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. Bo Janusz nie istnieje. Lub inaczej, właściwie wszyscy bywamy Januszami. Często nie zdając sobie z tego sprawy. Choć Polacy za kółkiem wypadają fatalnie, to w badaniu "Europejski barometr odpowiedzialnej jazdy" aż 68 proc. ankietowanych uważało, że za kierownicą odznaczają się ostrożnością i opanowaniem. Dopiero potem przypominali sobie swoje przewiny, wykroczenia i agresję.

Obraz
© Youtube.com

Tak jest też w innych wypadkach. To drobiazgi – zajechanie drogi tylko raz, agresja "bo mamy zły dzień", upuszczenie papierka "bo nie było śmietnika" – tworzą chama. Jeśli dobrze poszperamy w pamięci, niemal każdy z nas ma coś, czego się wstydzi. I choć kompletnie nie rozumiem, kim trzeba być, żeby przywiązać psa w lesie, to już pozostałe zachowania mogą być kwestią braku dobrych wzorców, chwilowej bezmyślności powodowanej wakacjami czy po prostu jednorazowym wybrykiem, bezmyślnością, zagapieniem. Problem polega na tym, żeby nie wypierać swoich błędów, nie czuć nieuzasadnionej dumy z bycia chamem, dążyć do poprawy, uruchomić sumienie, nie mówić oni - Janusze, tylko: "ja i mój błąd".

Mądrzy po szkodzie

Co ciekawe, okazuje się, że my, Polacy, mamy w tym zakresie talent. Bierzemy samych siebie pod lupę, punktujemy swoje wady. We wspomnianym badaniu dotyczącym kierowców, Grecy okazywali się chamami, przodując w agresywnych zachowaniach. Wiele nacji wsiadało za kółkiem pod wpływem częściej niż my, nawet Szwedzi znani z bezpiecznych dróg przyznawali się do przekraczania prędkości. Też nie jesteśmy święci, ale my o tym wiemy. To udowadniają także opinie Polaków o Polakach na wakacjach (zebrane chociażby tutaj). Ta autorefleksja dobrze wróży. Dobrze o nas świadczy. Ważne jednak, żeby odbywała się nie tylko na poziomie narodowym, ale i jednostkowym. Wtedy chamów będzie coraz mniej. Nie tylko na wakacjach.

Zuzanna Ziemska dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)