PublicystykaZuzanna Ziemska: Bunt pierwszych dam

Zuzanna Ziemska: Bunt pierwszych dam

Czy Agata Kornhauser-Duda może być symbolem niepokornej feministki? Zdecydowanie tak. Ale z zupełnie innych powodów niż można sądzić. Zwłaszcza po czwartkowych wydarzeniach.

Zuzanna Ziemska: Bunt pierwszych dam
Źródło zdjęć: © Twitter
Zuzanna Ziemska

Kiedy piszę te słowa, krótki film pokazujący, jak polska prezydentowa wymienia uprzejmości z Melanią Trump, jest jeszcze całkowicie nowy, a już superpopularny. Nic dziwnego. Uchwycona okiem kamery, nasza pierwsza dama zgrabnie omija wyciągniętą ku sobie dłoń samego prezydenta USA i ściska prawicę jego żony. Taki gest aż prosił się o interpretację i internet ochoczo jej dokonuje.

Hand-gate

Są opinie znawców protokołu dyplomatycznego, analizujących całą rzecz pod tym właśnie kątem. Są też i tacy, którzy twierdzą, że żadnego przesłania tu nie ma, a Kornhauser-Duda po prostu nie zauważyła dłoni Trumpa. I wreszcie są ci, którzy widzą w całym zajściu kobiecą siłę. Zasłużony rewanż za wszystkie uchybienia, jakich dopuszczał się Trump wobec kobiet. Za wszystkie niezręczności i niewyszukane komentarze. Ten, który okazywał brak szacunku, teraz, dzięki sprytowi Polki, musi się przed kobietami ukorzyć, skromnie czekając na swoją kolej. Gdyby ta interpretacja była słuszna, byłby to ciekawy symbol i pamiętny gest. Tyle że zapewne za grosz w tym prawdy.

Kobieca siła

Dyplomacja rządzi się swoimi prawami i przychylam się do wersji, w świetle której nasza pierwsza dama po prostu się tych praw trzymała. Jeśli więc szukamy symboli feministycznych, to raczej nie tu. Co nie oznacza, iż w tej prezydenturze możemy całkowicie zapomnieć o kobiecej sile. Tyle że wyraziła się ona w moim przekonaniu, po pierwsze nie w tym momencie, a po drugie w zupełnie zaskakujący sposób: przez milczenie.

Czarne milczenie

W dniach czarnych protestów, w chwilach, w których kobiety walczyły z zaostrzaniem ustawy antyaborcyjnej, kiedy do rangi symbolu urósł parasol, Agata Kornhauser-Duda milczała. Choć, zdaniem wielu, nie powinna. Tym bardziej że wzywano ją do zabrania głosu. Do stanięcia po którejś ze stron. Do kobiecej solidarności. Ona tymczasem pozostawała całkowicie głucha na nawoływania.

I będę się upierać, że właśnie w tym momencie pokazała kobiecą siłę i niezależność. Wyszła z roli Pierwszej Damy, która cokolwiek musi. Która ma jakikolwiek obowiązek zajmować stanowisko. Która musi się publicznie opowiadać. Łagodzić spory. Być chodzącą empatią. Przemówić, gdy nadchodzi czas. Tak, jakby to ona piastowała jakikolwiek urząd. Jakby to na nią liczyli wyborcy. Tymczasem przecież nigdy o żaden urząd się nie ubiegała.

Obraz
© PAP

Gabinet cieni

Władza, nawet demokratyczna, ma w sobie wiele z czasów feudalnych. I rola Pierwszej Damy w dużej mierze o tym przypomina. To zaszłość z czasów, gdy choćby żona młynarza była tylko młynarzową – osobą podległą, bez własnej funkcji, ambicji czy możliwości rozwoju. Od kolejnych żon prezydentów też w zasadzie wymaga się, by były cieniami, żonami przy mężach. Nawet ich nieprzeciętne umiejętności, wiedzę, wykształcenie i osiągnięcia traktuje się jako miłe urozmaicenie. I pilnuje, by to urozmaicenie nie przysłaniało urody, stylu, klasy, łagodności i dobroci. Niemal słychać ten głos: „Miło, dziewczynko, że znasz biegle języki i masz imponujące CV, ale skupmy się na twojej sukienusi i czy ładnie masz obcięte włoski”. To przekaz, jaki można wyczytać z wielu komentarzy i opinii na temat pierwszych dam. Nie tylko w Polsce i nie tylko w USA. Przykład pierwszy z brzegu: o zmarszczkach żony prezydenta Francji pisano już wiele. Broniący jej, kontrargumentowali, że ma za to nienaganny styl i klasę. Obie strony obrażały ją w zasadzie w ten sam sposób. Widząc w kobiecie z krwi i kości ładną lalę, która jest obowiązkowym dodatkiem do prezydenta. I musi być ładna.

Księżniczka kręci nosem

Kibicuję każdej Pierwszej Damie, która buntuje się przeciw temu obrazowi. Kibicuję Kornhauser-Dudzie, która – jak czytałam niejednokrotnie - rozczarowuje stylistów zachowawczymi kreacjami. Jest kobietą, a nie Barbie z zestawem słodkich ubranek. Kibicuję też Melanie Trump, która potrafi obdarzyć męża chłodnym spojrzeniem, wywołując plotki o rozwodzie. Ich uczucia, ich sprawa. Kibicowałabym każdej, która rozumie, że może być sobą, a nie wcieleniem snów o dobrej i pięknej damie.

Obraz
© PAP

Umowa bez dzieła

Wyobraźmy sobie, że zatrudniam stolarza. Mówię mu, że jego żona ma być wyłącznie panią stolarzową. Żadnej dodatkowej pracy – a obecną musi porzucić i gwiżdżę na to, czy się w niej realizuje. Będzie musiała być na moje wezwanie, będę oceniać jej wygląd, wskażę jej gdzie ma mieszkać i jak się zachowywać. Słusznie by mnie wyśmiał. Ona również.

Oczywiście przykład nie jest w 100 proc. adekwatny (bo powaga urzędu, bo względy bezpieczeństwa, bo dobro państwowe, bo protokół dyplomatyczny), ale przypominajmy sobie czasem, że faktycznie na określony czas zatrudniliśmy jako najwyższego urzędnika niejakiego Andrzeja Dudę. Nie jego żonę, nie córkę. To od niego mamy prawo wymagać wypełniania obowiązków zawodowych. Jego musimy rozliczać i jemu się przyglądać.

Na dobrą sprawę, jeśli odrzucimy wszystkie resztki z czasów, gdy włodarze dopatrywali się źródeł władzy w zamyśle Bożym, gdy faktycznie zrozumiemy, że urząd to służba publiczna, a nie namaszczenie, może okazać się, że pierwsza dama nie musi być już odpowiednikiem księżniczki z bajki – ślicznej, dobrej i odzywającej się kiedy trzeba, bez własnych celów. Księżniczki, która kocha księcia po grób i czyni z tego sens swej egzystencji.

Póki co trzymam kciuki za każdą, która zrobi krok w stronę normalności.

Zuzanna Ziemska dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)