Żółte kamizelki zablokowały uwolnienie cen energii w Europie. Nie będzie drożej, ani czyściej
Protesty żółtych kamizelek we Francji zablokowały reformę rynku energetycznego w UE. Teraz nikt nie zdobędzie się na rezygnację z kontroli cen. Dzięki francuskim demonstrantom także polski rząd może mówić, że podwyżek nie będzie. Będzie natomiast smog.
21.12.2018 | aktual.: 21.12.2018 13:44
Demonstranci ubrani w charakterystyczne żółte kamizelki wyszli na ulice francuskich miast w odpowiedzi na wzrost cen paliw. Początkowy protest przeciwko opłacie na ochronę środowiska szybko stał się ruchem politycznym kopiowanym na całym świecie. Teraz każdy, kto chce zademonstrować niezadowolenie i zwrócić na siebie uwagę mediów, występuje w odblaskowym stroju.
W tej atmosferze planowana przez Komisję Europejską deregulacja cen energii elektrycznej stała się politycznie niemożliwa. Portal Euractiv mówi o urywających się telefonach na linii Paryż – Bruksela. Nie wiadomo, czy dzwonił sam prezydent Emmanuel Macron, czy „tylko” jego współpracownicy, ale stało się faktem, że UE po cichu zrezygnowała ze stopniowego odchodzenia od regulacji cen energii.
W obecnej sytuacji politycznej trudno wyobrazić sobie rządy gotowe poprzeć działania prowadzące do wzrostu cen prądu. Żółte kamizelki założyliby demonstranci w całej Wspólnocie, z lewe i z prawa, niezależnie od poglądów na imigrację, religię czy ochronę środowiska.
Początkowo Komisja Europejska planowała zniesienie regulacji cen energii dla wszystkich odbiorców na przestrzeni pięciu lat. W reakcji na sprzeciw Francji i Bułgarii wydłużono okres przejściowy do 7 – 10 lat, w zależności od przypadku, a następnie wyłączono z planów gospodarstwa domowe i mikroprzedsiębiorstwa.
Krytycy tego rozwiązania podkreślają, że jest ono społecznie niesprawiedliwe, bo utrzymuje regulowane, niskie ceny także dla najbogatszych użytkowników, którzy zużywają najwięcej prądu i stać byłoby ich na płacenie większych rachunków. Jednak grupy konsumencie gotowe są zaakceptować takie rozwiązania pod warunkiem, że utrzymane zostaną regulacje hamujące zapędy dostawców energii.
Prace nad utworzeniem wolnego rynku energii w Europie trwają od ponad dwóch dekad. Jedną z głównych sił motywujących do reformowania tego sektora jest konieczność ochrony środowiska. Elementem tego procesu jest też odchodzenie od energetyki węglowej, czemu przeciwstawia się polski rząd.
Na przykład od połowy 2025 r. w Europie nie będzie już można subsydiować węgla spalanego w elektrowniach. W wyniku presji 11 państw członkowskich na kompromis przystała nawet Polska, która dotychczas blokowała porozumienie. Warszawa zgodziła się na pewne ograniczenia nawet w odniesieniu do elektrowni węglowych wspomagających system w chwilach szczytowego zapotrzebowania, zwłaszcza zimą.
W zamian za ustępstwo Polski, honorowane będą umowy z subsydiowanymi dostawcami prądu zawarte do końca 2019 r. To rozwiązanie pozwoli przede wszystkim rządom Polski i Grecji utrzymać kontrolę nad cenami energii kosztem walki ze smogiem.
Protesty ludzi w żółtych kamizelkach przestraszyły polityków nie tylko we Francji i zablokowały drogę do podwyżek cen energii elektrycznej. Martwić może jedynie, że ofiarą tego podejścia padła też walka o czyste powietrze. Nic nie wskazuje na to, żeby walka ze smogiem zyskała masowe poparcie równie zdeterminowanych ludzi, a przynajmniej w Polsce jest to problem palący. Niemiecka negocjatorka Martina Werner podczas rozmów w Brukseli podkreślała, że 36 spośród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie znajduje się właśnie w Polsce.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl