PolskaZnajomy "Baraniny" świadkiem na procesie "Inki"

Znajomy "Baraniny" świadkiem na procesie "Inki"

Mieszkający w Austrii Jeremiasz B., ps. Baranina, współpracował nie tylko ze służbami specjalnymi Niemiec i Austrii, ale przekazywał też polskiej policji informacje o innych gangsterach - wynika z zeznań świadka na procesie "Inki", oskarżonej o pomoc w zabójstwie byłego ministra sportu Jacka Dębskiego.

03.04.2003 17:22

Jerzy K. (pułkownik wojska w stanie spoczynku), który w czwartek kontynuował zeznania przed Sądem Okręgowym w Warszawie, jest znajomym "Baraniny". Już wcześniej mówił, że poznał go na przełomie lat 80. i 90. na spotkaniu prokuratorów, milicjantów, wojskowych i funkcjonariuszy SB. Nie wyjaśnił wtedy, co na tym spotkaniu robił Jeremiasz B. W czwartek okazało się, że to "Baranina" był organizatorem tego spotkania - wówczas uważano go za biznesmena.

Na rozprawie sąd odtwarzał nagrania z podsłuchu telefonu Jeremiasza B. Bywały dni - przed i po zabójstwie Dębskiego - że obaj mężczyźni dzwonili do siebie kilkakrotnie. B. przekazywał Jerzemu K. informacje, jakie ten miał udostępniać policjantowi z Centralnego Biura Śledczego (który dopiero będzie przesłuchany). Z kolei Jerzy K. przekazywał do Austrii wiadomości z toczącego się śledztwa, a nawet informacje, które prokuratura zdobywała dopiero kilka dni później.

K. został zapytany przed sądem, jak to się stało, że prokuratura nie miała niektórych informacji w chwili ich przekazywania przez K. "Baraninie". Odparł, że wszystko, co mówił, wiedział z mediów. Jak podkreślił, udawał przed "Baraniną", że "jest mądrzejszy niż w rzeczywistości i trzyma rękę na pulsie". "Czasem trzeba komuś powiedzieć to, co on chce usłyszeć" - dodał. "A dziś mówi nam pan to, co my chcemy usłyszeć?" - spytał go sąd. "Dziś mówię prawdę, zeznaję przecież pod przysięgą" - odparł świadek.

"Baranina" przesyłał faksem Jerzemu K. informacje na temat miejsca pobytu poszukiwanego wówczas bossa gangu pruszkowskiego, Andrzeja Z. - "Słowika". Sugerował też Jerzemu K., żeby "ci twoi" (czyli jego zaufani ludzie z CBŚ)
uważnie śledzili poczynania żony i dzieci "Malizny" - Mirosława D., jednego z głównych bossów "Pruszkowa", ponieważ to ona miała pilnować pieniędzy i interesów gangu.

Po zabójstwie Dębskiego Jeremiasz B. polecił K. przekazać organom ścigania, że za zabójstwem stoi poznański biznesmen i działacz sportowy Bolesław K., z którym Dębski robił interesy. "Powiedz im, że Bolek został postrzelony w nogi. Tam był jakiś Rusek i on myśli, że to Jacek za tym stoi. Nadaj im tego Bolka" - instruował "Baranina" Jerzego K. Ten zaś zapewniał "Baraninę", że "wszystko będzie dobrze" i że "Poznań się potwierdza".

Prokurator Andrzej Komosa poinformował jednak w czwartek, że dwa tygodnie temu prokuratura postawiła pewnemu mężczyźnie zarzut postrzelenia Bolesława K. "Powiem tylko, że wszystkie drogi prowadzą do Wiednia" - oświadczył.

O zabójstwie Dębskiego Jeremiasz B. mówił swojej rodzinie w Polsce i Jerzemu K., że "to jakieś szaleństwo" i że nie ma z tym nic wspólnego. Zapewniał, że zrobi wszystko, żeby sprawę wyjaśnić. Jednak 27 kwietnia 2001 r., prawdopodobnie po tym, gdy austriackie służby specjalne zerwały z nim współpracę, denerwował się: "Już prawie wiedziałem, kto za tym stoi, już miałem znać ich nazwiska, ale odcięli mnie od wszystkiego i nic nie wiem! Dzwonię wczoraj po 11.00 i nikt nie chce ze mną rozmawiać, głowy w piasek pochowali!".

"Baranina" gorączkowo poszukiwał nowych metod dojścia do źródeł informacji. Denerwował się, że niektóre czynności śledcze wykonują ludzie z Komendy Stołecznej Policji, od których ani on, ani Jerzy K. nie mogli się nic dowiedzieć. K. spekulował, że za prowadzonym intensywnie śledztwem stoi "dawny wróg" "Baraniny", były szef UOP Jerzy Nóżka. "Tu idzie w tej chwili o to, żeby przeżyć" - mówił Jeremiasz B.

Na początku rozprawy sędzia Janusz Jankowski poinformował, że "Baranina" nie złoży zeznań w Polsce, gdyż jego przekazanie sądowi w Warszawie okazało się niemożliwe z powodu warunków, jakie postawił Jeremiasz B. Wyraził co prawda zgodę na przewiezienie go do Polski, ale zażyczył sobie, by był pilnowany tylko przez Austriaków. "Nie ma do was zaufania pan B." - zwrócił się sędzia do funkcjonariuszy strzegących oskarżoną na sali rozpraw. Oskarżycielom, obrońcom i sądowi pozostało więc złożenie swoich pytań na piśmie - delegowany polski sędzia zada je "Baraninie" w Austrii.

Jacek Dębski zginął w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 r. przed restauracją w Warszawie. Według prokuratury, z lokalu wywabiła go Halina G., zwana Inką. Miała to zrobić na zlecenie Jeremiasza B. Zabójstwa miał dokonać Tadeusz M. - "Sasza", który - gdy postawiono mu taki zarzut - powiesił się w celi aresztu.(an)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)