Zmiana premiera niemal przesądzona, ale po 1 maja
Zmiana premiera jest niemal przesądzona, ale dopiero po 1 maja - wynika wypowiedzi niektórych polityków SLD.
15.03.2004 | aktual.: 15.03.2004 18:56
Członkowie "grupy dziesięciu" skupionej wokół Marka Borowskiego wciąż nie wykluczają powołania nowej lewicowej partii. Niektórzy politycy Sojuszu uważają jednak, że "borówki" tak naprawdę nie mają koncepcji jak to zrobić.
Temat powołania nowego rządu wywołał w niedzielę wiceszef Unii Pracy Tomasz Nałęcz, który wezwał Unię do podjęcia z SLD rozmów na temat zmiany gabinetu Leszka Millera. Sam Miller ocenił w poniedziałek, że wypowiedź Nałęcza, dotycząca formowania nowego rządu, jest szkodliwa dla Polski.
"Jest coraz więcej suflerów, którzy podpowiadają, co trzeba zrobić, a tego nie robią. Jeżeli ktoś uważa, że rząd należy zmienić, niech to po prostu uczyni, bo najgorsze są tego typu deklaracje, albowiem odstraszają one inwestorów, powodują zamieszanie na rynkach finansowych i po prostu szkodzą Polsce" - powiedział premier podczas konferencji prasowej w Tarnowie.
Marszałek Sejmu Marek Borowski, jeden z dziesięciu sygnatariuszy przedstawionego na niedawnej konwencji SLD projektu uchwały "Dość złudzeń", uważa jednak, że do 1 maja nie powinno się rozpoczynać dyskusji na temat zmiany rządu. Jako główne powody wymienia prowadzone przez Sejm i rząd przygotowania do wejścia Polski do UE oraz prace nad planem wicepremiera Jerzego Hausnera.
"Wyobraźmy sobie, że na to wszystko nakładamy debatę o zmianie rządu. To oznacza, że Sejm przestaje pracować, ponieważ wszyscy są zainteresowani przyszłymi koalicjami i stanowiskami, a konkretne decyzje mogą stać się zakładnikiem różnych projekcji politycznych" - powiedział Borowski na poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie.
"Z kolei w rządzie następuje paraliż, gdyż ministrowie i urzędnicy zaczynają się ustawiać pod przyszłe układy" - dodał.
Marszałek zaapelował do koalicji, aby teraz skupiła się na pracy. Jego zdaniem, dyskusji o zmianie premiera i tak się nie uniknie. "Przeprowadźmy to jednak w stosownym momencie" - zaapelował.
B. wiceszef Sojuszu Andrzej Celiński uważa, że Nałęcz postawił dobrą diagnozę mówiąc, że jedyną nadzieją lewicy na zahamowanie spadku notowań jest zmiana rządu. "Jeśli chcemy rzeczywiście wypełnić nasze przedwyborcze zobowiązania, musimy mieć sprawny rząd. Ale przestrzegałbym przed nadmiernym pośpiechem. Zawirowanie ze zmianą rządu na półtora miesiąca przed wejściem do UE może okazać się szkodliwe dla Polski" - podkreślił.
Przyznał jednak, że "po pierwszym maja temat ten będzie otwarty".
Wicepremier Józef Oleksy skrytykował "tych, którzy głoszą upadek rządu w Polsce, tragizm, natychmiastową konieczność jakichś posunięć o charakterze zwrotnym". Zaznaczył bowiem, że "ta katastroficzna tonacja udziela się także naszym partnerom zagranicznym".
Sekretarz generalny SLD Marek Dyduch wypowiedź Nałęcza traktuje jako wewnętrzną walkę w Unii Pracy. Jego zdaniem, zasadniczym pytaniem jest nie to, czy zmienić premiera, ale jak to zrobić. A to, jak dodał, byłoby obecnie bardzo trudne. "Na razie nie ma koncepcji zmiany rządu, są tylko postulaty" - dodał.
Nieoficjalnie mówi się, że zmiana rządu byłaby możliwa przy pomocy PSL, który wróciłby od koalicji rządowej z SLD-UP. Oleksy przyznał, że PSL "to ugrupowanie, które nie jest wykluczane, i nie było". Celiński zwraca jednak uwagę, że ludowcy szukając swojego miejsca na scenie politycznej idą na prawo, a Polsce - jego zdaniem - potrzeba "rządów prawdziwie lewicowych".
W SLD trwają też rozmowy na temat przyszłości partii. W poniedziałek ponad godzinę rozmawiali ze sobą Borowski i Celiński. Z marszałkiem spotkała się też Jolanta Banach. Politycy z "grupy dziesięciu" spotykają się także i rozmawiają w wąskich grupach.
W Sojuszu mówi się, że autorzy uchwały "Dość złudzeń" "coś kombinują, ale sami nie wiedzą, co jeszcze zrobią". "Nie mają pomysłu co zrobić: czy budować nową partię i jak to przeprowadzić. Oni raczej próbują zmusić resztę Sojuszu do głębszych zmian" - powiedział pragnący zachować anonimowość prominentny polityk Sojuszu.
Koncepcji, co dalej, nie ma też grupa młodych posłów SLD, którzy chcieliby utworzyć nowa partię, m.in. na bazie młodzieżówki Sojuszu, po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Z informacji wynika, że ich propozycja nie spotkała się z odzewem "bardziej znanych polityków SLD". Niewykluczone jednak, że podłączyliby się do projektu zainicjowanego na przykład przez grupę Borowskiego.
Poniedziałkowa "Trybuna" napisała o "Platformie Prezydenckiej Borowskiego (PPB)", która "drogę do odnowy partii widzi w wycięciu Leszka Millera i jego zwolenników(...) i przejęciu władzy w Sojuszu, rządzie i udziale - wspartego autorytetem Aleksandra Kwaśniewskiego - Borowskiego w wyborach prezydenckich". Według gazety, po oderwaniu od Sojuszu "Platforma Prezydencka" m.in. wraz z odłamem UP z Nałęczem oraz częścią Unii Wolności z Władysławem Frasyniukiem może stworzyć nową partię.
Borowski komentując doniesienia gazety powiedział: "Co będzie, zobaczymy. Zaliczam się do tych polityków, którzy nie opowiadają godzinami, co mają zamiar zrobić i jakie przeżywają rozterki duchowe".
"Stan jest na pewno krytyczny. Wielu ludzi akceptuje i popiera to, co zostało zgłoszone przez 'grupę dziesięciu'. Do tej dziesiątki dołącza się bardzo wiele osób z ideą, żeby naprawić to, co jest. Czy da się to naprawić od wewnątrz, czy też trzeba to będzie naprawić przez naprawę zewnętrzną, to jest wielkie pytanie. Dzisiaj, w tej chwili, nie mam na to jeszcze odpowiedzi" - dodał.
Z kolei Dyduch zaznaczył: "Jeśli ktoś chce odejść z SLD i utworzyć nową partię, to niech to sobie robi. My będziemy nadal próbować naprawiać SLD. To jest nasz plan, a jeśli ktoś ma inny, to niech go forsuje".
Według Oleksego, czasem w polityce jest tak, że trzeba szukać nowych ścieżek, żeby coś ożywić. "Nie jestem pewien, czy to jest ten moment, ale rozumiem poszukiwania niektórych kolegów, nawet dość udramatyzowane" - dodał.
"Grupą dziesięciu" lub "borówkami" nazywani są politycy SLD, którzy podpisali się pod projektem uchwały "Dość złudzeń", zgłoszonym na konwencji krajowej SLD przez Borowskiego. Podpisali się pod nim m.in. posłowie Jolanta Banach, Andrzej Celiński, Włodzimierz Cimoszewicz, Wiesław Kaczmarek, Anna Bańkowska i Izabella Sierakowska.
Sygnatariusze uchwały domagali się zwołania kongresu partii w maju tego roku oraz wezwali wiceszefów Sojuszu zasiadających w rządzie do rozdziału funkcji partyjnych i rządowych. Ostatecznie delegaci zdecydowali, że kongres SLD odbędzie się do końca roku oraz że łączenie funkcji rządowych z partyjnymi powinno zostać wyraźnie ograniczone.