Zmęczenie znakami wiary?
Nurt laicyzacji daje o sobie znać w Europie, daje także w Polsce. Ale czy jest to tylko i jedynie ofensywa nieprzyjaciół Kościoła, czy też źle zdany egzamin wierzących, może letnich, może zanadto zadufanych? - zastanawia się Józefa Hennelowa w „Tygodniku Powszechnym”.
22.12.2004 | aktual.: 22.12.2004 09:19
Francuski dekret o usunięciu ze szkół nazbyt wyrazistych symboli religijnych, czy będą to chusty muzułmańskie, czy chrześcijańskie krzyże, miał tyleż intencji oszczędzania uczniom dyskryminacji, co zacierania (jakże ważnej!) potrzeby dawania świadectwa najważniejszym przecież dla człowieka wyborom.
Problemem zaczynają być habity zakonne na uczelniach niektórych państw. Nasila się nacisk na dowartościowywanie i zrównywanie z małżeństwami związków homoseksualnych. To, co pod tym względem wprowadza albo planuje wprowadzić socjalistyczny od niedawna rząd Hiszpanii, komentowane jest ostro przez same media hiszpańskie. Symbolika świąt chrześcijańskich, przez całe wieki budująca kulturę życia wspólnotowego i przenikająca powszechną obrzędowość, ulega kompletnemu zeświecczeniu. Jedni mówić tu będą o ofensywie laicyzacyjnej. Inni zastanowią się nad niepokojącym zjawiskiem, jakby zmęczenia znakami wiary, które okazują się bezsilne - bo przecież gdyby dalej miały zaprzysięgłych wyznawców, cóż stałoby na przeszkodzie, by się temu przeciwstawiać, aż do ocalenia prawdziwego św. Mikołaja-biskupa?
Jaki rodzaj obecności katolików w życiu publicznym utrwalił się w Polsce jako optymalny i jest traktowany jako dobro wymagające bezwzględnego zachowania? To przede wszystkim ustawowe gwarancje priorytetów instytucjonalnych. Takich, które zapewniają bezpieczeństwo potrzeb ludzi wierzących (katecheza, duszpasterstwo wojskowe, szpitalne, więzienne). Sprawowany bez przeszkód wpływ formacyjny (nauka i media, organizacje i wstęp na arenę publiczną wszędzie tam, gdzie dyskutuje się i rozstrzyga sprawy społeczne). Nadto oficjalna obecność Kościoła w obrzędowości publicznej (do państwowej włącznie) i religijna formuła podstawowych aktów prawnych (ustawa zasadnicza, teksty przysiąg składanych w instytucjach i urzędach).
Tak ukształtowała się rzeczywistość Trzeciej Rzeczypospolitej. Każdy wyłom w tej sytuacji przyjmowany jest z oburzeniem i oprotestowywany jako wyraz złej woli i planowanego zagrożenia. Trwają też od piętnastu lat wielorakie starania albo o zmniejszanie zakresu świeckości życia publicznego, albo o przeciwstawianie się takim projektom. To wtedy odbywają się - nieraz gorszące - spory i awantury o postaci z pomników, o patronów ulic i placów, o pozwolenia lub brak pozwoleń na ideologiczne imprezy. I koniecznie trzeba używać języka gwałtownego, słów ciężkich, tonacji agresywnej, rozgrzeszać się z obrażania oponentów, odpłacać tą samą monetą, którą się otrzymało.
Obecność katolików w życiu publicznym, o którą w Polsce ciągle jeszcze dbać nam bardzo łatwo, nie ma prawa oznaczać rywalizacji z kimkolwiek z ludzi dobrej woli. Dlatego tak gorszy następna kampania Radia Maryja i “Naszego Dziennika” wymierzona w najbliższą zbiórkę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. To niszczy obecność, na której tak zależy nam wszystkim, bardziej niż jakiekolwiek pomysły ludzi Kościołowi niechętnych. Bo per saldo, to nie szyld katolicyzmu mamy zawiesić nad światem.