PolskaZiobro zeznawał w procesie przeciwko szefowi PiS

Ziobro zeznawał w procesie przeciwko szefowi PiS

Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zeznawał jako świadek w procesie wytoczonym przez Janusza Kaczmarka prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, który nazwał b. prokuratora krajowego i b. szefa MSWiA "agentem śpiochem".

Ziobro zeznawał w procesie przeciwko szefowi PiS
Źródło zdjęć: © PAP

01.04.2010 | aktual.: 01.04.2010 18:06

Na wniosek adwokata nieobecnego Jarosława Kaczyńskiego, przesłuchanie Ziobry - świadka strony pozwanej - odbyło się przy drzwiach zamkniętych przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Nie ujawniono żadnych szczegółów. Proces odroczono do czerwca, kiedy Ziobro ma dokończyć swe zeznania; wtedy ma także zeznawać kolejny świadek b. premiera: b. szef CBA Mariusz Kamiński.

W 2008 r. Jarosław Kaczyński powiedział, że Kaczmarek "to był po prostu człowiek drugiej strony, jak to niektórzy nazywają - taki 'śpioch'. - To jest nawiązanie do agenta śpiocha. Ktoś przez wiele lat nie wypełniał swojej funkcji, potem dostaje sygnał i zaczyna pracować jako agent - dodał. - Otóż on rzeczywiście bardzo zręcznie się wkupił w łaski naszego środowiska, parę rzeczywistych spraw załatwił, bo to bardzo sprawny i inteligentny człowiek, a następnie zaczął różnych układów bronić i dzięki temu różne śledztwa nagle się okazywały niemożliwe, choćby to paliwowe - powiedział były premier.

Za te słowa Kaczmarek pozwał Jarosława Kaczyńskiego we wrześniu 2008 r. Zażądał od szefa PiS zamieszczenia w licznych tytułach prasowych oraz na stronie internetowej tej partii oświadczenia, w którym Jarosław Kaczyński wyrazi "szczery żal" i przeprosi Kaczmarka "za postawienie nieprawdziwych zarzutów, że tkwi w układzie, utrudnia śledztwa prowadzone przez organy ścigania". Kaczyński miałby też wyrazić ubolewanie i przeprosić Kaczmarka "za znieważające nazwanie go agentem śpiochem" oraz nieprawdziwe i krzywdzące sugestie, które godziły w jego dobre imię. Miałby też wpłacić 10 tys. zł na Caritas i zwrócić Kaczmarkowi koszty procesu.

Wyrok zaoczny tej treści zapadł już we wrześniu 2009 r., ale odbyło się to pod nieobecność szefa PiS. Złożył on sprzeciw i proces ruszył w styczniu 2010 r.

Pozwany wniósł o przesłuchanie jako świadków Ziobrę, Kamińskiego i Zbigniewa Wassermanna, którzy mieliby zeznawać, czy Kaczmarek pełniąc funkcje publiczne "utrudniał niektóre prowadzone śledztwa", "był powiązany w istotnym stopniu z osobami popełniającymi przestępstwa i w swych urzędniczych działaniach bezprawnie realizował ich interes" oraz czy "rozpoczynając i rozwijając swą karierę w administracji rządowej, budując w ekipie rządzącej zaufanie do swojej osoby zataił swoje powiązania z osobami popełniającymi przestępstwa".

Pełnomocnicy Kaczmarka byli przeciwko wzywaniu świadków. - Przyznanie tym słowom racji przez świadków oznaczałoby, że wiedzieli o rzekomo przestępczych działaniach powoda, ale podzielili się tą wiedzą tylko ze swym politycznym mentorem, a zaniechali wszczęcia postępowań. To rodzi odpowiedzialność karną za niedopełnienie obowiązków, bo przecież utrudnianie postępowań karnych to poważne przestępstwo - mówił mec. Wojciech Brochwicz.

Sąd, uwzględniając wniosek pozwanego, wskazał, że to po jego stronie leży udowodnienie prawdziwości wypowiedzianych słów. - Ciężar dowodu spoczywa na pozwanym, musi on wykazać podstawy swoich ocen - podkreślała sędzia Anna Błażejczyk.

Sąd przychylił się do wniosku pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego mec. Bogusława Kosmusa, by proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Kaczmarek był za jawnością procesu. Mówił, że chce uniknąć sytuacji, by świadkowie zeznawali za zamkniętymi drzwiami, a potem wychodzili do mediów i mówili, że nic nie mogą ujawnić, bo - jak to ujął - "wszystko jest tak tajne, że aż mroczne". - Znając ich nastawienie do mnie, to mogą opowiadać różne rzeczy, ale istotą jest tutaj kwestia odpowiedzialności za słowo i odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Myślę, że przez moje i moich pełnomocników pytania pewne fakty - jeśli nawet będą - to tylko na moją korzyść. Nie mam żadnych obaw - dodał.

Kaczmarka odwołano na wniosek premiera Jarosława Kaczyńskiego z funkcji szefa MSWiA w sierpniu 2007 r., bo "znalazł się w kręgu podejrzenia" w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. ABW zatrzymała go pod koniec sierpnia 2007, razem z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i ówczesnym szefem PZU Jaromirem Netzlem. Miał zarzut zatajenia spotkania z Ryszardem Krauzem w hotelu Marriott w lipcu 2007 r. i utrudniania śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Śledztwa w sprawie fałszywych zeznań Kaczmarka i samego przecieku z akcji CBA umorzono w 2009 r.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)