Zbigniew Ziobro© East News | Jacek Dominski/REPORTER

Ziobro domyka system. Będzie lepiej, ale tylko władzy [OPINIA]

Patryk Słowik

Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało projekt kolejnej ustawy sądowniczej. Jeden na pozór niegroźnie wyglądający przepis sprawi, że rządzący już całkowicie podporządkują sobie wymiar sprawiedliwości.

Dziś mamy trzy szczeble sądów: rejonowe, okręgowe oraz apelacyjne. Są dwie instancje, więc sprawa może być rozpatrywana w sądzie rejonowym, a jego wyrok ocenia sąd okręgowy, lub w sądzie okręgowym, a wyrok ocenia sąd apelacyjny. Jest też - do spraw nadzwyczajnych i bardzo nielicznych - Sąd Najwyższy.

Zbigniew Ziobro proponuje zmianę. Otóż będą dwa szczeble: sądy okręgowe i sądy regionalne.

Pomysł nie jest nowy. Co więcej, nie jest sam w sobie nadmiernie kontrowersyjny - i w samym środowisku sędziowskim, i w środowisku eksperckim od dawna wskazywano, że to jeden z rozsądnych pomysłów na uproszczenie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.

Haczyk Ziobry

Resort Zbigniewa Ziobry opublikował już uzasadnienie projektu nowelizacji przepisów. Na wielu, bardzo wielu stronach, można przeczytać, że szykowane są rewelacyjne zmiany, że obywatelom będzie się żyło lepiej, że w sądach sprawy będą załatwiane szybciej, a ludzie, którzy kurczowo trzymają się stołków - a takich obecnie w sądach jest bez liku - nie będą mieli już na to czasu, bo będą robić to, do czego zostali powołani: wymierzać sprawiedliwość w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.

I wszystko byłoby cudownie, ale przecież gdyby projekt Ziobry ograniczał się do polepszania życia obywatelom, nie byłby projektem Ziobry. Musi być jakiś haczyk.

I - tadam! - jest.

Żeby go odkryć, trzeba zajrzeć do projektu zupełnie innej ustawy. Nazywa się on: Projekt ustawy - Przepisy wprowadzające ustawę - Prawo o ustroju sądów powszechnych.

Same przepisy zajmują 93 strony. Najistotniejszy przepis - cały powód "zabawy" z kolejną reformą wymiaru sprawiedliwości - znajduje się na 68 stronie.

Jest to projektowany art. 157 ust. 1. Najpierw zacytujmy, zaraz wyjaśnimy:

"Sędzia sądu apelacyjnego, z dniem wejścia w życie ustawy, o której mowa w art. 1, staje się sędzią sądu powszechnego. Minister Sprawiedliwości wyznacza sędziemu miejsce służbowe w sądzie regionalnym, utworzonym na obszarze znoszonego sądu apelacyjnego, albo w sądzie okręgowym, którego siedziba mieści się w obszarze właściwości tego sądu regionalnego".

I to jest clou.

Zbigniew Ziobro, Jarosław Kaczyński i cały obóz Zjednoczonej Prawicy unicestwili wiele bezpieczników państwa, ale jednego im się nie udało. Nadal sądy - co do zasady - orzekają niezależnie od władzy. Lepiej, gorzej, czasem skandalicznie – ale niezależnie.

To efekt między innymi tego, że wielu sędziów uważa, iż są - ku zdziwieniu rządzących, że ktokolwiek może tak sądzić - niezawiśli.

Prawo i Sprawiedliwość, po objęciu rządów, znaczną część wymiaru sprawiedliwości zastało, niejako odziedziczyło.

Gdy ktoś w 2015 r. był już sędzią sądu apelacyjnego, to zazwyczaj dziś nadal jest sędzią sądu apelacyjnego. I rozstrzyga nie tak, jak chcą tego rządzący, lecz tak jak uważa za słuszne.

Projektowany art. 157 ust. 1 ma to zmienić.

Przepisy są bowiem skonstruowane tak, że sędziowie obecnych sądów rejonowych i okręgowych co do zasady trafią do nowych sądów okręgowych. A sędziowie sądów apelacyjnych trafią bądź do nowych sądów okręgowych, bądź do sądów regionalnych. Decyzję o tym, kto gdzie trafi, podejmie nie kto inny, jak Zbigniew Ziobro. To znaczy formalnie minister sprawiedliwości, ale jako że ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro, mówmy wprost: zdecyduje Ziobro.

Sędzia sądu apelacyjnego, którego Ziobro postanowi umieścić w sądzie okręgowym, będzie mógł odmówić przyjęcia stanowiska. Wtedy przejdzie w stan spoczynku i z sądowej układanki wypadnie.

Domknięcie systemu

Co to wszystko oznacza? Ano tyle, że Zbigniew Ziobro - jeżeli nowe przepisy wejdą w życie, bo tarcia wewnątrz obozu władzy oraz krucha większość sejmowa stawiają to pod znakiem zapytania - będzie mógł ulepić z plasteliny górę wymiaru sprawiedliwości. Na dół będzie miał ograniczony wpływ, bo trafi do niego wraży sędziowski element, ale góra będzie dokładnie taka, jaką sobie Zbigniew Ziobro wymarzy.

Góra, tak w ludzikach z plasteliny, jak i w wymiarze sprawiedliwości, jest ważniejsza od dołu. Człowieka interesuje przecież ostateczne rozstrzygnięcie sprawy sądowej. Jeśli sąd pierwszej instancji wyda wyrok, a sąd drugiej instancji go zmieni - kluczowe jest to, co sąd orzekł po zmianie, prawomocnie.

Jeżeli zatem to Zbigniew Ziobro zdecyduje, kto będzie odpowiadał za orzekanie w drugiej instancji i pozbędzie się z wysokich stanowisk sędziowskich osób, do których nie ma zaufania - system zostanie domknięty.

Bez bezpieczników

Żyjemy już w rzeczywistości, w której wyłączono wiele bezpieczników chroniących obywatela przed zakusami władzy politycznej do bycia potężniejszą, niżeli powinna być.

Trybunał Konstytucyjny jest podporządkowany politykom. A ze słów o jego naprawie, która miała polegać między innymi na sprawniejszym orzekaniu i jawności majątkowej zasiadających w nim sędziów, nic nie zostało.

Sąd Najwyższy w coraz większym stopniu jest podporządkowany politykom. Stwierdzenie, że jest wydmuszką, byłoby nieuczciwe. Ale fakt, że nadal działa Izba Dyscyplinarna, że wielu nowo powoływanych sędziów ma bliskie relacje z politykami bądź jawnie sprzyja partii rządzącej - pokazuje, że zmierzamy w złym kierunku.

O Krajowej Radzie Sądownictwa nawet szkoda pisać. Stała się miejscem, w którym można dorobić ponad 100, a niekiedy nawet i ponad 200 tys. zł w ciągu roku, powyznaczać kolegów do sędziowskich awansów, ponarzekać na złych ludzi nierozumiejących reform przeprowadzanych przez ludzi kryształowych. Niestety nie jest miejscem, które stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. A taka przecież funkcja wynika z art. 186 konstytucji.

Zbigniew Ziobro chciał też podporządkować sobie sądy powszechne. Wybrano nowych prezesów sądów. Okazało się jednak, że sędziowie ich nie poważają, nie chcą słuchać, a niekiedy śmieją im się prosto w twarz. A niektórzy prezesi - to zniewaga dla ministra sprawiedliwości największa - zaczęli, o zgrozo, działać niezależnie.

Sięgnięto więc po armię zaciężną w postaci rzecznika dyscyplinarnego i jego zastępców. To ludzie do zadań specjalnych - nawet się specjalnie nie kryją, że prowadzą postępowania dyscyplinarne, by uprzykrzyć życie niektórym orzekającym, a są ślepi na nieprawidłowości w działaniach osób, które ministrowi nie przeszkadzają.

Tyle że to wszystko nie wystarcza. Nadal ogrom sędziów w Polsce jest niezależny od władzy.

Nie ma innego wyjścia: trzeba ich wszystkich upchnąć na samym dole, niech wydają nieprawomocne wyroki.

A ludziom Ziobro ze swoją świtą powiedzą, że w końcu w sądzie będzie szybciej, prościej, taniej i milej.

Czy ktoś jest przeciwko?

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2067)