Zima stulecia w Polsce
Premier doczekał się klęski
Zima sparaliżowała Polskę
Zima 1978/1979 była wyjątkowo śnieżna. Intensywne opady zakłóciły normalne funkcjonowanie państwa.
"2 stycznia nad ranem w Gdańsku temperatura spada do minus 20 stopni. Całą noc szaleje wichura. Sypie nieprzerwanie od sylwestrowego ranka. Cztery doby śnieżyc i tęgich mrozów paraliżują Trójmiasto i Wybrzeże. Pięciometrowej wysokości zaspy na torach zatrzymują pociągi wiozące węgiel ze Śląska. W elektrociepłowniach zamarzły hałdy węgla i koksu, zastygły taśmociągi. Klęski dopełniają awarie rur - pękają w przemarzającej głęboko ziemi. W części mieszkań Trójmiasta kaloryfery wystygły już w sylwestra. Dogrzewanie piecykami elektrycznymi kończy się awariami sieci energetycznej. Wojewoda gdański ogłasza stan klęski żywiołowej" - pisze Włodzimierz Kalicki.
(evak)
Władze apelują o nie używanie samochodów
"Eleganckie restauracje mają obowiązek wydawania tanich posiłków i gorącej herbaty. Zamarzły przełączniki elektryczne w tramwajach i olej napędowy w autobusach, władze apelują o nieużywanie samochodów osobowych. W CPN brakuje paliwa. Pozostaje mozolny marsz w sięgającym kolan śniegu" - czytamy w książce "Zdarzyło się".
Na zdjęciu: zima stulecia sparaliżowała kraj. Samochody utykały w zaspach, ta karetka nie może dojechać do chorego.
Stu pasażerów ewakuowano saniami
"Jeszcze gorzej jest za rogatkami Trójmiasta. Pod Swarzewem całkiem zasypało pociąg osobowy. Stu pasażerów ewakuowano saniami. Na jedynej drodze na Półwyspie Helskim tkwi pod śniegiem kilkadziesiąt samochodów. Nawet anten i dachów nie widać. Hel, Władysławowo, Puck, Wejherowo odcięte są od świata. Okoliczni chłopi zbijają prymitywne sanie i rozwożą po wsiach jedzenie"- pisze autor.
Na zdjęciu: trasa E-14 w woj. szczecińskim.
Sztorm na Bałtyku
"Na Bałtyku kolejną dobę szaleje sztorm, jakiego dawno tu nie widziano. W porcie gdyńskim gigantyczne fale walą na pokład cumującego przy falochronie masowca PLO 'Władysław Broniewski' i natychmiast zamarzają. Pokład pokrywa kilkudziesięciocentymetrowa warstwa lodu. Skorupa waży ponad tysiąc ton i statek przechyla się o 33 stopnie. Jeszcze trochę i przewróci się stępką do góry - na szczęście w ostatniej chwili 'Broniewski' przymarza do falochronu. Marynarze, wisząc na linach, przez cały dzień próbują skuć narastający lód. Pod burtą 'Broniewskiego' stoi holownik ratowniczy 'Światowid' i strumieniami pary podtapia skorupę na pokładzie. Bez efektu" - opisuje zmagania marynarzy Kalicki.
Na zdjęciu: unieruchomiony autobus na Krakowskim Przedmieściu.
"Nie ma mowy o jakiejkolwiek pracy"
Trzy doby śnieżyc i mrozów zamieniły kraj w pobojowisko. "W Warszawie poeta Mieczysław Jastrun notuje w dzienniku: 'W domu zimno, kaloryfery nie działają. Ratujemy się, siedząc przy grzejniku elektrycznym, ale to również nie pomaga; drżymy z chłodu. Nie ma mowy o jakiejkolwiek pracy'.
Ulice w miastach zasypane. Samochody wydrążyły koleiny tak głębokie, że podwoziami trą o śnieg. Małe fiaty, za wąskie, by zmieścić się w obu koleinach, jeżdżą z pijackim, niebezpiecznym przechyłem, jedną stroną w dołku" - opisuje autor.
Na zdjęciu: odśnieżanie dróg w Żarnowie.
Sparaliżowana cała Europa
Kłopoty ma jednak nie tylko Polska. "W Wielkiej Brytanii rano temperatura spada do minus 17 stopni. Wyspy spowija kilkunastocentymetrowy całun śniegu, zaspy sięgają sześciu metrów. Po południu jest już 15 ofiar śmiertelnych.
W Szwecji wojsko ciągle odkopuje samochody balowiczów, którzy utknęli w śniegu, wracając z sylwestra. W Sztokholmie jest najzimniej od stu lat. Danię odcięło od świata, Czechy sparaliżowane. We Francji, RFN, NRD, Włoszech wojsko ratuje ludność cywilną. Po południu w Belgradzie temperatura spada w ciągu paru godzin z plus 15 do minus 15 stopni. Śnieżyce paraliżują Sycylię i Stany Zjednoczone. Pomarańczowe drzewka w Kalifornii i w Teksasie łamią się pod ciężarem śniegu" - czytamy.
Na zdjęciu: widok na ulicę Marszałkowską.
"Premier doczekał się klęski"
Kalicki pisze, że telewizja i prasa wzywają Polaków do wspólnego usuwania skutków "nagłego ataku zimy". Opisują poświęcenie robotników i żołnierzy. "W południe obraduje Rada Ministrów. Uchwala, że nazajutrz wszystkie zamarznięte, zasypane, pozbawione surowców fabryki mają - ot tak, po prostu - rozpocząć normalną pracę. Członek Biura Politycznego Józef Tejchma zapisuje: 'nasz premier nareszcie doczekał się klęski żywiołowej, w której utopić można wiele naszych błędów i zaniedbań oraz wezwać ludzi do wyrzeczeń'. W Warszawie zmarznięci ludzie na zasypanych śniegiem przystankach powtarzają odgrzewany dowcip: 'Jaka jest najgorsza pora roku dla komunizmu? Wiosna, lato, jesień, zima'".
Na zdjęciu: intensywne opady śniegu zakłóciły normalne funkcjonowanie miasta.
(evak)