ŚwiatZiemia obiecana Chińczykom

Ziemia obiecana Chińczykom


W 2009 roku dojdzie w Chinach do największej reformy od czasów Mao. 800 milionów obywateli dostanie od państwa ziemię.

Ziemia obiecana Chińczykom
Źródło zdjęć: © AFP

03.11.2008 | aktual.: 03.11.2008 12:22

Chińczycy mają wyraźny problem z terminologią. Teoretycznie w Państwie Środka niemal wszystko jest socjalistyczne, ewentualnie komunistyczne. Nawet rynek. W praktyce trudno byłoby dziś znaleźć na świecie kraj, który silniej niż Chiny parłby w stronę kapitalizmu. Od początku obecnego kryzysu finansowego kapitalistyczne państwa Zachodu prześcigają się w nacjonalizowaniu kolejnych banków, a przywódcy pokroju Nicolasa Sarkozyego głoszą „ostateczny krach rozpasanego wolnego rynku”. Dokładnie w tym samym momencie władze komunistycznych Chin doszły do wniosku, że ratunkiem przed upadkiem globalnego kapitalizmu jest... więcej kapitalizmu! 19 października sekretariat Komitetu Centralnego Chińskiej Partii Komunistycznej ogłosił szczegóły największej w dziejach Chin reformy rolnej. Trzymając się terminologii Mao Zedonga, w 2009 roku 800 milionów Chińczyków stanie się „małymi kapitalistami”: rolnicy, którzy stanowią ponad połowę ludności Chin, dostaną ziemię, na której pracują.

Mali kapitaliści

Poziom ekwilibrystyki terminologicznej, który towarzyszył upublicznieniu planów reformy, był godny samego Mao. Jak głosi partyjne oświadczenie, rolnicy otrzymają „prawo do korzystania z ziemi”, na której pracują. Ziemię tę będą mogli „transferować” lub „zamienić na kompensację”. Czynności te będą realizowane w ramach „giełdy”. Po rozbrojeniu tych szyfrów okazuje się, że rolnicy de facto dostaną ziemię na własność, bo choć partia ograniczyła termin „korzystania z ziemi” do 70 lat, to przecież możliwość dysponowania nią jest najlepszym dowodem prawa posiadania. Wyżej wymienione „transfer” i „kompensacja” oznaczają po prostu możliwość sprzedania ziemi lub jej wymiany. Mało tego, choć brzmi to dziś złowieszczo, rolnicy będą mogli zapożyczać się pod zastaw ziemi. Z giełdą komuniści też sobie poradzili. Dodali do niej określenie „socjalistyczna”.

Po co utrudniać sobie życie tymi nowymi określeniami? Bo jeśli trzymać się terminologii Mao, nie jest to żadna reforma rolna, tylko rozdanie ziemi należącej do „ludu” i stworzenie klasy „małych kapitalistów”, a jak w 1948 roku pisał wódz, „małych kapitalistów trzeba eliminować”, czyli mordować. A przecież nie o to chodzi dzisiejszym władcom Chin.

Partia komunistyczna nie rozdaje ziemi z dobrego serca. Została do tego nieco przymuszona właśnie przez „lud”. Od chwili, gdy rozpoczęli państwo lekturę tego tekstu, w Chinach wybuchł już co najmniej jeden protest rolników, którym lokalni sekretarze odebrali ziemię bez żadnej kompensacji. Organizacje Chińczyków mieszkających poza ojczyzną obliczają, że co tydzień w Chinach dochodzi do 1700 takich „masowych incydentów” (znów partyjna terminologia). – To efekt całych dziesięcioleci zaniedbań i ignorowania rolników przez władze – mówi „Przekrojowi” Keliang Zhu, chiński ekspert Instytutu Rozwoju Wsi w Seattle. Może to być niebezpieczne dla władzy, bo w ciągu ostatnich kilkuset lat wszystkie rewolucje w Chinach wywołali przecież chłopi. Tak też było w przypadku ostatniej z nich, komunistycznej.

Gdy w 1949 roku Mao przejął władzę i wyeliminował ponad milion „małych i dużych kapitalistów”, ich ziemię rozdał w dzierżawę swoim zwolennikom, bardzo często bezrolnym chłopom. Dekadę później doszedł jednak do wniosku, że część z nich za bardzo przywiązała się do ludowej własności, i postanowił utworzyć „ludowe komuny”, w których nie tylko ziemia, ale również ubrania i żony były wspólne. Nie były to oczywiście żadne „komuny”, które w latach 60. próbowała naśladować europejska skrajna lewica, tylko obozy pracy niewolniczej. W latach polityki Wielkiego Skoku (1958–1962), czyli głównie propagandowej próby stworzenia z Chin mocarstwa przemysłowego, w tychże obozach zmarło z głodu ponad 40 milionów ludzi.

Zazdroszczą miastowym

Mimo tak makabrycznych rezultatów funkcjonowania komun nikt w partii nie odważył się ich zamknąć. Uczynił to dopiero po śmierci Mao jego następca Deng Xiaoping. Powrócił on do systemu dzierżawy – ziemia pozostała w posiadaniu „ludu” (czyli partii) i była dzierżawiona przez grupy rolników z jednej wsi. Wybrane przez rolników komitety miały decydować, kto dostanie które pole. Ten system obowiązuje do dziś.

Paradoks dzisiejszych protestów rolniczych polega na tym, że w ciągu ostatnich 30 lat sytuacja na chińskiej wsi znacząco się poprawiła. W 1978 roku mieszkało tam 250 milionów ludzi, którzy żyli w skrajnej nędzy. Dziś, mimo że populacja kraju wzrosła o ponad jedną czwartą, nędzarzy jest tylko 15 milionów.

Według Scotta Rozelle’a, sinologa ze Stanford University, buntownicze nastroje na wsi wynikają z zazdrości. Rolnicy zazdroszczą miastowym, dla których ostatnia dekada była nadzwyczaj pomyślna. Dzisiaj średni roczny dochód na osobę na wsi (około 600 dolarów) jest ponad trzy razy niższy niż w mieście. W takich warunkach coraz więcej rolników decyduje się na wyjazd do miasta, choć większość z nich nie ma na to zezwolenia.

Największym problemem chińskich rolników są – jak odnotowują to państwowe statystyki – „błędy administracyjne”. Czyli korupcja. – Dotychczasowy system idealnie pasował lokalnym sekretarzom, którzy mogli zwykłą decyzją administracyjną odebrać ziemię rolnikowi – tłumaczy Keliang Zhu. – Nie był on jej właścicielem, a jedynie dzierżawił ją od „ludu”, czyli od lokalnego sekretarza partii komunistycznej. Od 1992 roku „lud” w ten sposób odebrał ziemię ponad 20 milionom rolników. I to bez żadnej rekompensaty. Odebrane działki z rolnych stawały się nagle budowlanymi i – jeśli były położone w pobliżu miast – za grube pieniądze trafiały w ręce deweloperów. Pieniądze zgarniał „lud”.

Dopóki protesty wywłaszczonych rolników ograniczały się do jednej wsi, władze nie zwracały na nie uwagi. Do przełomu doszło na początku tego roku we wschodniej prowincji Heilongjiang. W lutym kilkutysięczna grupa poszkodowanych rolników wyszła na ulice stolicy regionu. Jednocześnie liderzy grupy zamieścili w Internecie apel o ukaranie przekupnych urzędników. – W ciągu kilku dni pod apelem podpisało się 120 tysięcy osób – pisze Rozelle. – Jak się okazało, za akcją zbierania podpisów stało wielu wykładowców akademickich, dziennikarzy i znanych aktywistów. Niemal wszyscy zostali oskarżeni o „próbę obalenia ustroju”, a władze chyba po raz pierwszy były wyraźnie zaniepokojone sytuacją.

Pierwsza całkowicie nieudana próba jednoczesnego poprawienia ustroju i losu rolników została podjęta przez władze jeszcze w 2006 roku. Pekin zlikwidował rolniczy podatek dochodowy, jednocześnie rozszerzając dostęp do bezpłatnej opieki zdrowotnej. Ponieważ Chiny są jednym z najbardziej zdecentralizowanych krajów na świecie, cały koszt tej dobroczynności Pekinu spadł na barki władzy lokalnej. Ta z kolei przerzuciła koszty na rolników, podnosząc „cennik” łapówek. Władze wycofały się z tego pomysłu zaledwie po kilku miesiącach.

Gospodarstwo jak boisko

Tym razem naprawianie systemu ma się udać. Partyjni eksperci uważają, że główną przeszkodą w rozwoju rolnictwa jest rozmiar przeciętnego chińskiego gospodarstwa – 0,67 hektara, czyli obszar jednego boiska piłkarskiego. Przy tak małym areale nie sposób efektywnie wykorzystać na przykład dużych maszyn rolniczych. W rezultacie rolnicy, którzy stanowią ponad 40 procent chińskiej siły roboczej, wytwarzają zaledwie 11,3 procent chińskiego PKB. – Partia liczy na to, że szybki wzrost wydajności w rolnictwie zrekompensuje zapaść, która czeka chiński eksport w związku z międzynarodowym kryzysem. Dlatego decyzja o reformie zapadła właśnie teraz – mówi „Przekrojowi” Ran Tao, socjolog z Chińskiej Akademii Nauk.

Problem rozdrobnienia gospodarstw, a co za tym idzie – niskiej dochodowości chińskiego rolnictwa – za jednym zamachem ma załatwić reforma rolna. Partia spodziewa się, że mniej obrotni rolnicy „transferują”, czyli odsprzedają, swoją ziemię tym bardziej przedsiębiorczym, którzy dzięki temu stworzą duże i wydajne gospodarstwa. Ci z kolei, którzy zdecydują się porzucić rolnictwo, będą mieli gotówkę na rozpoczęcie nowego życia w mieście. Gorzej, jeśli nowe życie im się nie uda. Dotychczas wszyscy, którzy decydowali się na desperacki ruch i bez grosza wyjeżdżali do miasta, zawsze mieli do czego wracać. – Teraz nie będą mieć takiej możliwości. Może się więc okazać, że chińskie metropolie zaroją się wkrótce od bezrobotnych i bezdomnych eksrolników, którzy nie będą mieli do czego wrócić – mówi Ran Tao. Ten argument jest często podnoszony przez partyjne doły, które są przeciwne reformie rolnej. Ale trudno się dziwić, bo to one na poziomie lokalnym najwięcej skorzystały z niejasności przepisów własnościowych.

Rady przeciw komunistom

Jednak bezdomni byli rolnicy błąkający się po ulicach Pekinu mogą być najmniej istotnym efektem ubocznym nadchodzącej reformy rolnej. Doskonale widać to na przykładzie zeszłorocznego uwłaszczenia lokatorów miejskich mieszkań komunalnych. Warunki tej reformy były niemal identyczne jak w przypadku rolnictwa: mieszkańcy dostali „prawo do korzystania z lokalu”, do „transferowania” i zaciągania pożyczek pod zastaw mieszkania.

Dla partii rezultaty zaczynają wyglądać niepokojąco. Nowi właściciele mieszkań zasilili szeregi rodzącej się klasy średniej i domagają się gwarancji dla swojej własności. W tym celu w całym kraju powołali już kilka tysięcy rad mieszkaniowych. Są to pierwsze po rewolucji z 1949 roku zupełnie niezależne od partii komunistycznej organizacje na terytorium Chin. Ich znaczenie jest wciąż niewielkie, ale stworzyły wokół siebie sieć adwokatów, którzy reprezentują je w procesach sądowych i stanowią jedyną obecnie broń przed wszechwładzą partii komunistycznej. Ubocznym efektem reformy mieszkaniowej są również rosnące w siłę chińskie ruchy ekologiczne, które znalazły niespodziewanych sojuszników wśród świeżo upieczonych właścicieli mieszkań. Zadziałał mechanizm coraz częściej widoczny również na polskich blokowiskach – jeśli ludzie uznają coś za swoje, zaczynają o to dbać.

Nie ma powodu, dla którego taki mechanizm miałby nie zadziałać wśród uwłaszczonych rolników. Zakładając, że władze będą honorować ich prawo do korzystania z ziemi, rolnicy uzyskają obszar, na którym będą mogli gospodarzyć bez groźby, że lokalny sekretarz z byle powodu odbierze im ziemię. – Przy takiej stabilizacji wielu rolników zapewne zdecyduje się na inwestycje, które w dodatku będą mogli sfinansować dzięki kredytowi udzielonemu pod zastaw ziemi – pisze Rozelle.

W ten sposób partia pakuje się w jeszcze poważniejsze problemy. Zwiększenie wydajności chińskiego rolnictwa ma być jedynie środkiem do celu, którym jest zapewnienie Chinom żywnościowej samowystarczalności. Ma też przy okazji zwiększyć wpływy podatkowe od coraz lepiej prosperujących rolników. Wpływy te mają zastąpić spadające dochody z eksportu, który już w przyszłym roku ma się załamać z powodu międzynarodowego kryzysu finansowego.

Ostateczny krach terminologii

Jednak nie ma nic za darmo. Hasło amerykańskiej rewolucji z 1776 roku: No taxation without representation, czyli „Żadnych podatków bez (politycznej) reprezentacji”, być może niedokładnie sprawdza się we wszystkich kulturach, ale jego podstawowy mechanizm jest uniwersalny: jeśli płacisz, to wymagasz. – Jeśli chińscy rolnicy zaczną płacić państwu realne pieniądze w formie podatków, to prędzej czy później nie tylko zaczną oczekiwać zapewnienia im jak najlepszych warunków gos-podarowania, ale również będą chcieli rozliczyć władze z ich działań – mówi Keliang Zhu. – Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że partia zgodzi się na taką kontrolę. To byłaby rewolucja. Tu konflikt jest niemal pewny.

Reforma rolna może zmusić komunistów do jeszcze jednej rewolucji. Do rewolucji terminologicznej. Bo tak naprawdę ugrupowanie rządzące w Chinach wcale nie nazywa się Komunistyczna Partia Chin. W dosłownym tłumaczeniu nazwa tego ugrupowania to Partia Własności Publicznej. Ta nazwa ma coraz mniej wspólnego z realiami, bo już dziś niemal 70 procent chińskiego PKB tworzą firmy prywatne. Zatem gdy w przyszłym roku na wsi zaroi się od „małych kapitalistów”, ideologia może nie wytrzymać rzeczywistości i trzeba będzie zmienić szyld.

Łukasz Wójcik

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)