PolitykaZgubne skutki politycznej poprawności. Efekt jest odwrotny od zamierzonego

Zgubne skutki politycznej poprawności. Efekt jest odwrotny od zamierzonego

• Zbyt rygorystyczne egzekwowanie zasad poprawności politycznej pociąga za sobą konkretne konsekwencje
• Jej efektem jest unikanie zajmowania się realnymi problemami społecznymi
• Polityczna poprawność coraz częściej budzi frustracje elektoratów w państwach zachodnich
• Efektem buntu przeciw politycznej poprawności są sukcesy skrajnej prawicy i Donalda Trump

W pewnej angielskiej miejscowości kierownik lokalnego ośrodka kultury miał problem. Chciał udekorować placówkę bożonarodzeniową choinką, ale bał się, że obrazi tym miejscowych muzułmanów. Znalazł rozwiązanie: zamiast choinki bożonarodzeniowej nazwał ją "choinką świąteczną" (festive tree).

Zgubne skutki politycznej poprawności. Efekt jest odwrotny od zamierzonego
Źródło zdjęć: © AFP | Leon Neal
Oskar Górzyński

24.09.2016 14:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zdaniem Louise Casey, polityk Partii Konserwatywnej, członka brytyjskiej Izby Lordów, pełniącej rolę głównego doradcy rządu ds. integracji , ta dość mało znacząca sytuacja jest jednym z wielu symptomów szerszej choroby, z jakimi borykają się lokalni działacze i politycy w całym kraju: strachu przed podejmowaniem jakichkolwiek działań, które mogłyby wywołać dyskomfort wśród przedstawicieli różnych mniejszości.

- Przedstawiciele gmin boją się, że zostaną nazwani rasistami, jeśli będą afirmować podstawowe brytyjskie wartości - napisała Casey w raporcie powstałym na zlecenie rządu rządowi.

Poprawność polityczna to dziś w Europie często nadużywany i cokolwiek mglisty termin, będący coraz częściej w centrum politycznych sporów i wojen kulturowych. Koncepcja ta - zrodzona ze skądinąd ze szlachetnych pobudek - oznacza unikanie działań i stosowania języka, który mógłby urazić lub napiętnować grupy społeczne, szczególnie te stanowiące mniejszości religijne, etniczne czy rasowe. Wszystkie zachowania i wypowiedzi, które wykraczają poza te ramy, mają w myśl tej zasady być stanowczo napiętnowane. To w pewnej mierze odpowiedź na coraz większą różnorodność społeczeństw państw Zachodu, mająca ucywilizować dyskurs publiczny i zapewnić większą spójność społeczną. Jednak, jak to często bywa w przypadku idei motywowanych dobrymi chęciami, wymknęła się spod kontroli, a dziś zamiast łagodzić, często tylko powiększa społeczne animozje. Ma też realne i poważne konsekwencje, wykraczające poza sferę debaty publicznej i kultury.

O takich konsekwencjach mówi m.in. raport Casey. Jednym z cytowanych przez brytyjską polityk przykładów jest skandal z Rotherham, gdzie miejscowa policja była bierna - a wręcz ukrywała - wieloletni proceder wykorzystywania seksualnego dzieci - w ciągu ośmiu lat ofiarami pedofilów było aż 1400 dzieci - przez obywateli pakistańskiego pochodzenia. Bierność policji i władz miała wynikać z obaw, że ujawnienie przestępstw podziałałoby jak wiatr w żagle dla rasistów i ekstremistycznych partii politycznych i "zagrażało społecznej spójności".

Nie był to zresztą jedyny taki przypadek tego, co ówczesna minister spraw wewnętrznych - a dziś premier - Theresa May nazwała "zinstytucjonalizowaną poprawnością polityczną" . Zjawisko jest tak powszechne, że brytyjskie gazety co chwila cytują - często anonimowo - byłych lub obecnych policjantów skarżących się na obawy, które paraliżują i ograniczają ich pracę. Co więcej, dochodzi do absurdalnych sytuacji wewnątrz samej policji. Na początku września funkcjonariuszka londyńskiej policji Javaria Saeed odeszła z formacji w proteście przeciwko ignorowaniu jej skarg na swoich muzułmańskich współpracowników (Saeed sama jest praktykująca muzułmanką), którzy mieli wielokrotnie wygłaszać poglądy sprzeczne z etosem służby. Sugerowali np. że sprawy domowej przemocy powinny być rozpatrywane przez sądy szariatu, krytykowali Saeed za nienoszenie hidżabu, czy pochwalali nielegalne praktyki obrzezania kobiet. Ich sprawą nie zajęły się władze służby, bo - jak twierdzi Saeed - obawiały się oskarżeń o islamofobię.

Nie są to oczywiście praktyki ograniczone tylko do Wielkiej Brytanii. Podobne skargi niemal w całym świecie zachodnim. W Australii, były szef policji w stanie Victoria przyznał, że funkcjonariusze ze względu na poprawność polityczną nie mogą skutecznie walczyć z grupami przestępczymi - złożonymi zwykle z ludzi o jednej narodowości. W Szwecji kilkukrotnie doszło do tuszowania przestępstw przez imigrantów, zaś policjanci byli zachęcani do nie wymieniania pochodzenia podejrzanych przestępców w opisach i listach gończych. Być może najbardziej dramatycznym i symbolicznym przykładem takich sytuacji były zajścia podczas sylwestra w Kolonii, gdzie zarówno media, lokalne władze i policja brały udział w przemilczaniu przestępstw popełnianych przez muzułmańskich imigrantów.

Co symptomatyczne, takie postawy często spotykają się z krytyką tych, których miało . Jednym z najostrzejszych głosów krytyki po aferze w Rotherham był lider największej miejscowej organizacji muzułmańskiej. Gdy szef policji w Birmingham zapowiedział, że "zastanowi" się nad uznaniem burki i nikabu za dozwolony strój policjanta, zaprotestowała miejscowa rada muzułmańska.

Jednocześnie, wielokrotnie powtarzane ekscesy poprawności politycznej ostatecznie osiągają efekt odwrotny od zamierzonego. Stosowane przez władze i część mediów przemilczanie problemów w imię nieprowokowania konfliktów, prowokuje coraz większą frustrację wśród obywateli i działa jak woda na młyn dla skrajnych, ksenofobicznych i antyimigranckich ruchów w całym świecie zachodnim. Dotyczy to nawet najbardziej liberalnych społeczeństw, takich jak Kanada, gdzie - według ostatniego badania Angus Reid Institute - 76 procent mieszkańców uważa, że "poprawność polityczna zaszła za daleko".

Trudno o lepszy przykład na to, jak zgubne skutki może wywoływać kultura politycznej poprawności, niż kariera Donalda Trumpa. Jeszcze cztery lata temu, gdy Trump, ekscentryczny miliarder, celebryta i gwiazda reality show, publicznie rozważał swoją kandydaturę w republikańskich prawyborach, został tak wyśmiany, że musiał porzucić swoje ambicje. Tym razem przez prawybory przeszedł jak burza i niewykluczone, że zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jego klucz do sukcesu był prosty - zanegować wszystkie zasad poprawności politycznej. Mówić to, czego nie można było powiedzieć. Ale Trump w swojej retoryce idzie jeszcze dalej, otwarcie stygmatyzując całych grupy społecznych, puszczając oko do neofaszystów, stosując ledwo zawoalowany rasizm. Pytani o powody, dla których popierają Trumpa, jego zwolennicy wymieniają zwykle wiele powodów. Ale jeden obecny jest zawsze: Trump nie boi się mówić tego, czego inni boją się powiedzieć. Nie jest poprawny politycznie.

Problem w tym, że jego kandydatura nie jest powrotem do czasów sprzed dominacji zasady politycznej poprawności, lecz czymś znacznie groźniejszym, mającym konsekwencje dla całego systemu politycznego. I jak widać po zmieniającym się krajobrazie politycznym w Europie, nie jest to fenomen dotyczący tylko Ameryki.

Zagrożenie to dostrzega coraz więcej przedstawicieli rządzących elit, również tych lewicowych. Raport Casey jest jednym z takich przykładów. Ale przed zgubnymi skutkami przesadnej politpoprawności przestrzegał też m.in. prezydent USA Barack Obama. Podobne - choć wciąż rzadkie - znaki otrzeźwienia wśród elit widać też gdzie indziej,we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Pytanie brzmi, czy nie jest za późno.

Komentarze (9)