Zgrzyty wśród opozycji. Nie będzie umowy koalicyjnej?
Jak ustaliła nieoficjalnie Wirtualna Polska, kierownictwo Platformy Obywatelskiej w przypadku przedłużających się rozmów z Trzecią Drogą i Lewicą ws. umowy koalicyjnej, będzie chciało zastąpić formalny dokument deklaracją koalicyjną. Podobna sytuacja miała miejsce w 2007 r., kiedy po wyborach powstawał rząd PO-PSL.
Kilka dni po wyborach coraz częściej pojawiają się zgrzyty między przyszłymi koalicjantami. Jak można było przewidzieć, dotyczą głównie różnic programowych i zapisów w umowie koalicyjnej. Pierwsza o konieczność zapisu kwestii światopoglądowych upomniała się Lewica. Odmienne zdanie w tej sprawie mają zarówno PSL, jak i Polska 2050, czyli cała Trzecia Droga. PSL dodatkowo kategorycznie odmawia włączenia kwestii dotyczących aborcji do dokumentu uzgodnionego przez koalicjantów.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Również Platforma jest temu przeciwna. Małgorzata Kidawa-Błońska pytana w Radiu ZET o to, czy sprawy światopoglądowe powinny być wpisane do umowy koalicyjnej, odpowiedziała, że nie. - Ja boję się bardzo szczegółowych umów koalicyjnych, ale wiem, że te sprawy trzeba załatwić wcześniej, czy później - dodała.
Z kolei Szymon Hołownia przekonywał, że "Trzeciej Drodze wydaje się, że ta umowa nie powinna mieć kartki, ani dwóch kartek, tylko powinna być bardziej szczegółowa". - Powinna być merytoryczna, obszerna, jawna - mówił w Sejmie Hołownia.
Problem w tym, że kłótnie przy zapisach umowy koalicyjnej mogą opóźnić formalne uformowanie się koalicji trzech opozycyjnych partii. - To woda na młyn dla Prawa i Sprawiedliwości. Takimi sporami mogą próbować rozgrywać niektórych przedstawicieli poszczególnych partii i przeciągać na swoją stronę. Ale też próbować rozbijać koalicję opozycji. Wiadomo, że negocjowanie szczegółów umowy koalicyjnej zajmie sporo czasu, a my dzisiaj powinniśmy być już krok do przodu - mówi Wirtualnej Polsce polityk związany z kierownictwem Platformy Obywatelskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aborcja dzieli przyszłą koalicję. Były prezydent radzi, co zrobić
I jak dodaje, największa partia opozycyjna będzie chciała zamiast obszernej i szczegółowej umowy koalicyjnej wprowadzić tzw. deklarację koalicyjną. - Podobną do tej, którą po wyborach w 2007 r. zawarli Donald Tusk i Waldemar Pawlak. Obaj politycy przedłużyli ją po wyborach w 2011 r. Nie trzeba było się rozpisywać, wystarczyło się dogadać - mówi nasz informator.
"Będziemy konsekwentnie poszukiwać kompromisu"
Deklaracja koalicyjna została podpisana 23 listopada 2007 r. w Sejmie. - To gwarancja dobrej współpracy partii, które mają do siebie zaufanie i wprowadzą do polityki nowy, dobry obyczaj współrządzenia poprzez zaufanie i dialog, a nie konflikty i swary. Ten papier jest cierpliwy i my jesteśmy cierpliwi. To słowo stanie się ciałem i będzie ciałem przez cztery lata - mówił Tusk.
Dokument powstał dzień przed uzyskaniem przez rząd lidera PO wotum zaufania. Tydzień wcześniej Tusk został z proponowanym składem Rady Ministrów powołany i zaprzysiężony na urząd prezesa Rady Ministrów.
W deklaracji zapisano, że obie partie chcą budować koalicję w oparciu o takie wartości, jak braterstwo, równość, wolność, tolerancja i zasady solidarności. W sprawach trudnych obie partie zadeklarowały, że będą konsekwentnie poszukiwać kompromisu, kierując się dobrem społecznym i interesem Rzeczypospolitej. "Gdy nie będzie można go osiągnąć, nie będziemy forsować rozwiązań wbrew partnerowi koalicyjnemu" - zapisano.
W dokumencie znalazły się częściowe założenia programowe w sprawie polityki społecznej, zagranicznej i rolnej. Koalicjanci zobowiązali się, że podejmą działania na rzecz utrzymania wysokiego tempa rozwoju gospodarczego, ograniczą biurokrację, zmniejszą koszty działania administracji, obniżą i uproszczą podatki. Zadeklarowali też, że dobrze wykorzystają unijne fundusze UE, rozbudują i zmodernizują infrastrukturę drogową i komunikacyjną. Cały dokument liczył sobie niewiele ponad dwie strony i był jawny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Najlepszy przepis na polityczne samobójstwo". Ekspert ostrzega opozycję
Cztery lata później, w 2011 r., nie podpisywano nowej deklaracji ani umowy koalicyjnej.
- Jesteśmy obaj z Waldemarem Pawlakiem gwarancją tego, że te dobre zasady z tamtej umowy koalicyjnej będą działały przez najbliższe cztery lata, ale nie przewidujemy podpisywania tego dokumentu, który był, ani jakiejś nowej wersji - mówił wówczas Tusk.
"Deklarację można doszlifować"
Według naszego informatora podobny dokument powinni przygotować obecnie wszyscy liderzy opozycyjnych ugrupowań.
- Deklaracja opierała się na wzajemnym zaufaniu i dialogu, a nie szczegółowych zapisach. Te zawsze można w trakcie opozycyjnych rządów "doszlifować". W następnym tygodniu w Pałacu Prezydenckim będą konsultacje prezydenta z trzema ugrupowaniami opozycyjnymi. Gdyby udało się do tego czasu przygotować taką deklarację, byłby to bardzo mocny argument, żeby Andrzej Duda powierzył misję tworzenia rządu opozycji, a nie PiS-owi - uważa polityk z otoczenia kierownictwa Platformy Obywatelskiej.
W czwartek po południu Wirtualna Polska ujawniła, że na początku następnego tygodnia liderzy przyszłej koalicji rządzącej wydadzą wspólne oświadczenie. Niewykluczone, że właśnie w sprawie wspólnej deklaracji koalicyjnej.
Swój apel ws. porozumienia wystosował m.in. senator Marek Borowski. "Jako obecnie najstarszy stażem parlamentarzysta, zwracam się do moich koleżanek i kolegów z KO, Trzeciej Drogi i Lewicy z pokorną prośbą. Wstrzymajcie się proszę z publicznymi deklaracjami, na co Wy albo Wasza partia się zgodzi, albo nie zgodzi, co jest możliwe, a co niemożliwe, kto się nadaje, albo nie nadaje na to czy inne stanowisko. To woda na młyn pisowskiej propagandy, a przede wszystkim powód do rozstroju nerwowego naszych wyborców, którzy oczekują zgodnego działania i rozstrzygania sporów w zaciszu gabinetów. Bardzo proszę!" - napisał
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski