Zginęli, bo szukali zabójców księdza Popiełuszki?
Śmiertelny wypadek samochodowy dwóch oficerów MSW badających w latach 80. okoliczności zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki mógł być zaplanowanym morderstwem - ustalił portal tvp.info.
04.07.2009 | aktual.: 18.10.2009 15:10
30 listopada 1984 roku późnym wieczorem w Białobrzegach na trasie Kraków - Warszawa Fiat 125 zderzył się czołowo z nadjeżdżającym z naprzeciwka ciężarowym Jelczem. W wypadku zginął kierowca Fiata oraz jego dwaj pasażerowie: płk Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek, doświadczeni oficerowi Biura Śledczego MSW. Obaj badali przeszłość trzech esbeków skazanych za uprowadzenie i zamordowanie księdza Popiełuszki: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego. Odkryli m.in., że Grzegorz Piotrowski od 1982 roku nieformalnie kontaktował się z oficerami KGB. Dokumenty, które funkcjonariusze wieźli z sobą tego dnia, zaginęły. Zaginęły również ich notatniki służbowe.
Według oficjalnej wersji, przyczyną tragedii w Białobrzegach był nieszczęśliwy wypadek. Milicja uznała, że winę za jego spowodowanie ponosi kierowca ciężarówki. Podała, że uciekł on z miejsca wypadku i sprawę umorzono.
Tymczasem w 2004 r. policjanci uczestniczący w śledztwie w sprawie zabójstwa księdza Jerzego, zidentyfikowali i odnaleźli kierowcę. To Stanisław W., mieszkaniec województwa świętokrzyskiego. Jednak w Instytucie Pamięci Narodowej do tej pory nie ma jego cennych zeznań. Powód? Prokurator Andrzej Witkowski, który przez wiele lat zajmował się sprawą śmierci ks. Popiełuszki, został odwołany w październiku 2004 roku i nie zdążył przesłuchać tego ważnego świadka. Portal tvp.info dotarł do Stanisława W.
"Miałem o wszystkim zapomnieć"
- Tamtego dnia prowadziłem piaskarkę. Nagle zza zakrętu wyjechał bardzo szybko fiat 125 i wpadł w mój samochód - opowiada Stanisław W. Według jego relacji dwaj pasażerowie zginęli na miejscu, natomiast ich kierowca przeżył. - Gdy później podano w mediach, że śmierć w wypadku poniósł także kierowca, zrozumiałem, że został zamordowany - opowiada Stanisław W.
W. twierdzi, że wcale nie uciekł z miejsca wypadku. - W chwilę po zderzeniu na miejsce przybyli milicjanci - opowiada. - Jeden z nich przyjrzał mi się i kazał jechać do szpitala na badania. Mówił, że jestem ranny. Gdy wróciłem później na miejsce tej tragedii, nie było tam już po niej żadnych śladów.
Stanisław W. utrzymuje, że następnego dnia nawiązali z nim kontakt funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. - Kazali o wszystkim zapomnieć. Mówili, że nie będę przesłuchiwany i żebym nigdzie się nie zgłaszał - opowiada.
Zakazane rozmowy z Giertychem
Od tamtego czasu, Stanisław W. nie był niepokojony i nikt go o tą sprawę nie pytał. Dopiero zimą 2007 roku, gdy pełnomocnikiem rodziny Popiełuszków został Roman Giertych, do emerytowanego kierowcy zgłosili się znowu tajemniczy ludzie.
- Mówili mi, żebym nawet nie śmiał nawiązywać kontaktów z Giertychem i opowiadać o tym, co wydarzyło się w Białobrzegach - powiedział W.
- Cała ta sprawa świadczy o tym, że bardzo wpływowe osoby nadal boją się prawdy o śmierci księdza Popiełuszki - mówi Roman Giertych, pełnomocnik procesowy rodziny księdza.
"Wiedział o wypadku... dzień wcześniej"
Wersję Stanisława W. potwierdza relacja Stefana Bratkowskiego, pisarza i dziennikarza, byłego przewodniczącego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. - O tym wypadku dowiedziałem się... dzień wcześniej, wieczorem, jeszcze zanim się wydarzył - mówił kilka lat temu Bratkowski w rozmowie z "Życiem Warszawy". - Byłem tylko ciekaw jaką przyczynę wymyślą. Kiedy prasa podała, że był to wypadek samochodowy, nie miałem żadnych wątpliwości, że było to sfingowane morderstwo.
O mającym wydarzyć się wypadku, Bratkowskiego miał poinformować jego przyjaciel - nieżyjący już warszawski prawnik Bogumił Studziński.
Również pułkownik Artur Gotówko - wieloletni szef ochrony osobistej generała Jaruzelskiego - stwierdził w 1991 roku, że wypadek w Białobrzegach był zaplanowaną egzekucją.
- W sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, jak i w sprawach innych zbrodni komunistycznych, prowadzone są intensywne czynności śledcze. Jednak dla dobra prowadzonego postępowania, nie możemy informować o jego szczegółach - powiedział tvp.info prokurator Bogusław Czerwiński, szef Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. Ta komisja prowadzi teraz śledztwo w tej sprawie.
Tvp.info nie udało się porozmawiać z prokuratorem Andrzejem Witkowskim. Od jesieni 2004 roku ma zakaz kontaktów z mediami.
Leszek Szymowski