Uczył dzieci rosyjskich oligarchów. Powiedział, co się działo
Brytyjski dziennikarz Cameron Manley pracował w moskiewskiej agencji oferującej prywatne korepetycje dla rosyjskich elit. Opowiedział o swoich doświadczeniach, jakie zebrał, edukując dzieci bogatych Rosjan. Był zszokowany stylem życia swoich podopiecznych - rezydencjami, prywatnymi odrzutowcami i osobistymi szoferami pracującymi dla nastolatków.
22.03.2024 | aktual.: 22.03.2024 09:51
Brytyjczyk zatrudnił się w charakterze korepetytora dzieci megabogatych mieszkańców Moskwy. Pracę rozpoczął pod koniec 2021 roku i kontynuował ją do czasu inwazji Rosji na Ukrainę, gdy jego firma przeniosła się do Monako. Teraz opisał swoje wrażenia w Business Insider.
- Agencja zaliczała do swoich klientów część rosyjskiej elity, więc szybko zostałem wrzucony w świat prywatnych odrzutowców, strzeżonych posiadłości i osobistych szoferów - wspominał swoją pracę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jego uwagę zwrócił rażący kontrast między codziennością jego uczniów i życiem przeciętnych Rosjan. Swoich uczniów ocenia jako "miłych", ale "oderwanych od rzeczywistości".
Jeden z jego podopiecznych, trzynastoletni Aleksiej, był na przykład zdziwiony, że nauczyciel nie ma prywatnego masażysty. - Wszedł do naszego biura w tenisówkach Balenciaga za 1000 dolarów i z zegarkiem wartym co najmniej pięć razy tyle - relacjonuje nauczyciel.
Brytyjski korepetytor opowiada o pracy z dziećmi rosyjskich oligarchów
Cameron opisał, że spotkał dwa typy rodziców: "tych, którzy wydawali tysiące dolarów na swoje dzieci, ponieważ się o nie troszczyli, oraz tych, którzy wydawali pieniądze, aby nie musieć o nich myśleć". Ze smutkiem przyznał, że jego zdaniem "wielu rodziców należy do tej drugiej kategorii".
Wspomina sytuację, gdy przyjechał do nadmorskiej willi w Saint-Jean-Cap-Ferrat - jednej z najdroższych lokalizacji na świecie - by prowadzić lekcje dla rodzeństwa. Kazano mu najpierw czekać na ulicy, a potem niania podopiecznych wskazała mu szafę "w najdalszym kącie domu". Tam "poza zasięgiem wzroku" gospodarzy miał czekać, aż przyjdą dzieci.
- W Moskwie wiele naszych zajęć odbywało się w Rublowce, elitarnej strzeżonej posiadłości na zachodzie stolicy, gdzie dom ma także Władimir Putin - opisuje.
Brytyjczyk relacjonuje, że wiele rodzin szukało dla swoich dzieci miejsca w szkole na Zachodzie lub w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Po wybuchu wojny uciekło tam wielu bogatych Rosjan. Zajęcia dla nich kosztowały 150 dolarów za godzinę. Korepetytorom nie stawiano konkretnych wymagań, ale musieli mieć rodzimy angielski akcent i studia na brytyjskich uniwersytetach.
Cameronowi zdarzyło się zajmować dziećmi, które - jak potem odkrył - były wnukami wysokiego rangą rosyjskiego polityka, który odegrał znaczącą rolę w rozpoczęciu wojny w Ukrainie. O polityce jednak w trakcie swojej pracy starał się nie rozmawiać z uczniami, ale podopieczni, choć oni często sami przekazywali mu swój światopogląd.
- Ich komentarze nawiązywały do ideologii, którą prawdopodobnie przyswoili sobie w domu - uważa Cameron. Jedno z dzieci wskazało kiedyś na zdjęcie Władimira Putina i zażartowało: "Och, jest niesamowity!"
Źródło: Business Insider