Zelnik skrytykował komisję Millera. Jedno pytanie obnażyło braki w jego wiedzy
Jerzy Zelnik był gościem programu "Skandaliści" w telewizji Polsat. Opowiadał o życiu prywatnym, współpracy z SB, religii oraz polityce.
Znaczna część rozmowy dotyczyła spraw prywatnych. Aktor wygłosił m.in. zakskującą tezę na temat relacji małżeńskich. Stwierdził, że "gdy mężczyźnie zdarzy się skok w bok, to nie powinien od razu lecieć do żony". - Jeśli jest w stanie się sam z tym uporać, to odradzam - stwierdził. Jak przyznał, on postąpił inaczej.
Jerzy Zelnik mówił też o swojej głębokiej wierze w Boga, ale nie zawsze był religijny. - Rodzice byli w partii, byli ideowcami. Byłem wychowany tak, że na pana Boga nie było miejsca. Żyliśmy jednak tak, żeby nie krzywdzić ludzi - zaznaczył, dodał też, że "prowadził beztroskie życie i były osoby, które przez niego cierpiały".
Pytany o udowodnioną mu współpracę z SB, powiedział, że nie miał pojęcia, co podpisuje.- Przyszedł facet sympatyczny pod krawatem. Wychowany byłem w takiej nadziei, że ta socjalistyczna ojczyzna ma szansę. Pojęcia nie miałem, o co chodzi. Byłem kompletnym głupkiem politycznym - tłumaczył.
W rozmowie poruszono też kwestię katastrofy smoleńskiej. Aktor w bardzo emocjonalny sposób przekonywał, że brzoza nie mogła być przyczyną takich zniszczeń samolotu. Krytykował również wyniki prac komisji Jerzego Millera. - Jak komuś wystarcza bajka o brzozie, to niech sobie w tym spokoju swoim mieszka - stwierdził, dodał też, że "potrzebowałby 40 minut, żeby wytłumaczyć to kłamstwo".
Wyjaśniał, że swoją wiedzę czerpie z ocen fizyków, chemików. - Jak ciała mogły być tak rozerwane. Bez wybuchu nie sposób zrozumieć, że sześćdziesiąt tysięcy cześci samolotu wala się po okolicy - mówił.
Prowadząca program podkreślała, że w komisji Millera również pracowali naukowcy z różnych dziedzin. To jednak nie przekonało gościa programu. Dziennikarka zapytała też swojego rozmówcę, czy czytał raport. Zelnik odparł, że "słuchał go, ale papierów nie czytał". - Tam są odpowiedzi na pana pytania - kontynuowała dziennikarka. Aktor jednak pozostawał przy swojej ocenie. - Napluto nam w twarz - stwierdził.