PolskaŻelazny Ludwik

Żelazny Ludwik

Jak Ludwik Dorn przeobraził się z opozycjonisty w ministra spraw wewnętrznych? Był 1989 rok. Komunizm już upadł, ale kolejki jeszcze stały przed sklepami. Dorn stał kilka godzin. - Nagle do tego zmęczonego tłumu wpadało dwóch, trzech oprychów i wciskało się na sam początek ogonka. Gdy ktoś zwrócił im uwagę, ryknęli: "Co wy, k..., szuracie. Jest wolność, komunizm się skończył" - opowiada Dorn. - I wtedy pomyślałem, że w wolnej, niepodległej Polsce nie może być wolności dla takich oprychów - pisze Andrzej Szozda w tygodniku "Wprost".

02.05.2006 | aktual.: 05.05.2006 10:41

Doceniłem wagę instytucji państwa potrzebnego w takich sytuacjach społeczeństwu i narodowi - dodaje. Tak Dorn opozycjonista, bity, szykanowany i aresztowany przez bezpiekę i milicję, przeobraził się w stróża porządku.

Uczeń Macierewicza

Ludwik Dorn, absolwent warszawskiego Reytana, kształtował się w Czarnej Jedynce, drużynie harcerskiej, przez którą przeszło wielu późniejszych opozycjonistów. Jego mistrzem był instruktor Antoni Macierewicz, późniejszy członek KOR, szef MSW w rządzie Jana Olszewskiego. Dorn nie chce mówić o swoim rodzinnym domu, o tym, na ile go ukształtował. Zanim ojciec założył na Marszałkowskiej w Warszawie zakład optyczny, uczył marksizmu na Politechnice Warszawskiej. Potem się do komunizmu bardzo zraził, ale o tym z synem nie rozmawiał. Ojciec był niewierzący, matka była agnostyczką. A Ludwik Dorn jest katolikiem, ale do wiary dochodził latami i miewał po drodze liczne kryzysy. Jak większość osób żydowskiego pochodzenia ojciec Ludwika Dorna stracił podczas wojny całą rodzinę. Ale o przeszłości nie chciał z synem rozmawiać.

Już w latach 70., jako dwudziestokilkulatek, Ludwik Dorn był radykałem wśród radykalnych antykomunistów, w latach 80. nazywano go "wściekłym". W 1976 r., współpracując z Komitetem Obrony Robotników, pomagał robotnikom z Radomia i Ursusa: przekazywał im pieniądze ze zbiórek, żywność, a nawet zaopatrywał w węgiel. Wtedy nauczył się być twardym, bo regularnie obrywał od esbeków. Przyjaciele z KOR bali się, że może zostać zabity, bo często ponosiła go brawura. Doświadczenia z późnego PRL sprawiły, że w III RP Dorn zdystansował się od zbyt "ugodowych" postsolidarnościowych polityków. Nie godził się na udział w życiu publicznym byłych funkcjonariuszy bezpieki i komunistycznego aparatu.

Miły wściekły jakobin

Z opinią "wściekłego" i "jakobina" Ludwik Dorn wchodził jesienią 2005 r. do MSWiA. Ale prywatnie pozostał miłym gawędziarzem, koneserem win i kucharzem, znanym z tego, że pisze bajki, jest do przesady szarmancki wobec dam i kochliwy. Tylko czasem za dużo mówi i we wszystkich sprawach chce mieć ostatnie zdanie. - Wchodząc do MSWiA, bałem się i dalej się boję, że się wykopyrtnę, zbłaźnię, że na czymś polegnę. Ale to mi daje energię do pracy i działa motywująco - mówi "Wprost" Ludwik Dorn. Żeby się nie zbłaźnić, przez kilka lat przygotowywał się do roli ministra spraw wewnętrznych. Sprawdzał, jak funkcjonują resorty spraw wewnętrznych w innych krajach, analizował, co zrobili dotychczasowi ministrowie, studiował statystyki przestępczości. I czytał, jak policję w Nowym Jorku reformował William Bratton.

Dorn szybko doszedł do wniosku, że żaden z poprzedników tak naprawdę nie chciał zreformować MSW i policji. Wszyscy robili tylko kosmetyczne zmiany i dawali się nabierać na to, że zarówno urzędnicy, jak i mundurowi są oddani i gotowi służyć każdemu nowemu panu. Żelazny Ludwik jak się Dorna nazywa w MSWiA (czasem nawet mówi się "krwawy"), nie chciał być ojcem i szefem związku zawodowego zarazem - jak Krzysztof Kozłowski, Krzysztof Janik czy Ryszard Kalisz - lecz po prostu szefem.

Europa szeryfów

Ludwik Dorn nie jest jedynym, który dzięki prostym, ale skutecznym działaniom w sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego zyskuje popularność i społeczne poparcie. Francuski minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy przyjął bardzo podobną taktykę. To on doprowadził do zakończenia etnicznych zamieszek, które wstrząsały Francją. Nakazał wprowadzić godzinę policyjną, na ulice wysłał policjantów, by zakończyli burdy. Gdy podczas ostatnich protestów młodzieży przeciwko nowym regulacjom dotyczącym pierwszej pracy dla studentów przez francuskie miasta przetaczały się milionowe pochody, Sarkozy obdzwonił liderów organizacji młodzieżowych i namówił do rozmów o reformie.

A gdy trzeba było zakończyć kilkusetosobową manifestację w Paryżu, przyjechał na miejsce i kazał rozpędzić tłum gazem łzawiącym oraz armatkami wodnymi. Jednocześnie Sarkozy doprowadził do ograniczenia przestępstw drogowych, wydał wojnę prostytutkom nachalnie zaczepiającym klientów. Niedawno ostro skrytykował sąd, który wypuścił na wolność skazanego na 20 lat wiezienia zabójcę policjanta.

Funkcja ministra spraw wewnętrznych stała się trampoliną dla Otto Schily'ego, członka rządu Gerharda Schrödera. Schilly jest dzieckiem kontestacji końca lat 60. Ten mocno lewicowy prawnik, występujący przeciw ówczesnemu porządkowi demokratycznemu w Niemczech, był obrońcą terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii. Po latach sam pilnował tego porządku z pomocą policji i tajnych służb. Podobną filozofię wyznawał Ronald Barnabas Schill, były szef resortu spraw wewnętrznych Hamburga. Karierę zrobił na prostych hasłach: "Miejsce kryminalistów jest w kryminale!"; "Kto raz dostał dożywocie, nie może po piętnastu latach wyjść z kicia!"; "Zboczeńcy znajdą się na wolności, gdy poddadzą się kastracji!"; "Nie wierzę w dobroć człowieka. Wierzę w rygory prawa!"; "W więzieniach starczy miejsca dla wszystkich łamiących prawo".

Na Wyspach Brytyjskich odpowiednikiem Ludwika Dorna jest David Blunkett, były minister spraw wewnętrznych w rządzie Tony'ego Blaira. Blunkett wyszedł od prostej zasady: to nie ofiary powinny się bać, lecz przestępcy. Zasłynął z tego, że ostro skrytykował Francuzów, Belgów i Holendrów za indolencję w zwalczaniu przemytu towarów i ludzi. Nie czekając na działania partnerów, wysłał swoich agentów, aby na kontynencie wyszukiwali przemytników, zanim ci dotrą do brytyjskiej granicy - pisze Andrzej Szozda w tygodniku "Wprost".

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)