Zdumiewające zakazy nad Bałtykiem. Kary mogą być liczone w tysiącach złotych
Radą na słynne "paragony grozy" w smażalniach miało być kupowanie świeżej ryby u rybaków i jej samodzielne przyrządzanie w wynajętej kwaterze. Odpowiedź właścicieli apartamentów jest błyskawiczna: zakazy i kary. Jak sprawdziliśmy, na całym wybrzeżu mnożą się ograniczenia smażenia ryb. Właściciele wprowadzają drakońskie kary za ich złamanie.
06.07.2023 | aktual.: 06.07.2023 09:55
Żadne tam "uprzejme prosimy" - zakazy smażenia ryb są obwarowane karami finansowymi, a niektóre z nich sięgają 2 tys. zł. Tak jest między innymi w Mielnie, gdzie właściciel apartamentów wprowadził do regulaminu "zakaz smażenia ryb pod groźbą kary w wysokości 2000 zł".
W pobliżu Mielna dwie firmy oferujące domki na wynajem wpisały: "złamanie zakazu smażenia ryb (...) oznacza zgodę na pokrycie kosztów dearomatyzacji domku letniskowego w wysokości 1100 zł".
Zakaz wprowadził nawet obiekt, który jednocześnie chwali się bliskością "przystani rybackiej, gdzie można kupić świeżo wyłowione prosto z morza ryby". Co zrobić z rybami? Tego nie precyzuje.
W regulaminie noclegów z Ustronia Morskiego czytamy, że "w domkach obowiązuje zakaz chodzenia w butach na obcasie, a także bezwzględny zakaz palenia tytoniu oraz smażenia ryby".
I dalej - "w przypadku złamania tego zakazu do rachunku dopisana zostanie opłata 500 zł na likwidację powstałych zapachów".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobnie uzasadniają zakaz w Łebie, Władysławowie (tu mniejsza jest kara - to "tylko" 300 zł) i Jastarni (w tym wypadku złamanie zakazu kosztuje 600 zł).
Ogłoszenie ze Stegny: "Złamanie tego zakazu jest równoznaczne z wyrażeniem zgody (...) na pokrycie kosztów w wysokości 500 złotych".
W Pobierowie właściciel domu gościnnego zabronił smażenia ryb - a nawet w ogóle "przygotowywania obiadów". Jego sąsiad nie tylko zabronił smażenia, ale również patroszenia ryb.
- Ten smród wchodzi w ściany, tynki, a kafelki są popryskane olejem. Tego się nie da doczyścić i wywietrzyć w ciągu kilku godzin. Tyle mamy czasu na sprzątanie, bo przy zmianie turnusów w weekendy następni goście już czekają - tłumaczy się administrator apartamentów z Mielna.
- Ponadto spotkaliśmy się ze skargami gości, że smażenie u sąsiadów generuje przykre zapachy. Wprowadziłem zakaz, po pierwszym przypadku, kiedy kuchnia wymagała odtłuszczania i malowania. Później nie było potrzebny stosowania kar finansowych - dodaje.
Na kilka podobnych rozmów tylko jeden właściciel oprócz wprowadzenia zakazu radził: - Ryby można upiec na naszym grillu i tak jest nawet zdrowiej.
Świeża rybka od rybaka. "To upadek klasy średniej"
Smażenie ryb w wynajmowanym pokoju czy apartamencie miało być antidotum na drożyznę w smażalniach i powszechne "paragony grozy".
- Będąc w Kołobrzegu, kupiłem świeżą rybę bezpośrednio od rybaka. Za cztery flądry zapłaciłem 9 zł. Ryby usmażyłem na kwaterze. Smakowały doskonale - powiedział WP Adam z Warszawy, z którym rozmawialiśmy po jego powrocie znad morza.
Wczasowicz podkreślił, że to doskonały sposób na ominięcie drożyzny w restauracjach i smażalniach. Zaoszczędzone pieniądze (w tym wypadku było to około 100 zł) przeznaczył na atrakcje dla dzieci.
- Może to dobry sposób, ale spotkałam się z zakazem smażenia ryb w apartamentach czy wynajmowanych kwaterach. Boże, co za idiotyzm - ripostuje Lara, inna wczasowiczka.
Według właściciela wynajmowanych apartamentów z Jastarni, smażenie ryb we własnej kuchni "dowodzi upadku klasy średniej". Jego zdaniem widoczne są dwa trendy.
- W najtańszych kwaterach turystów jest więcej, natomiast luksusowe hotele są pełne, bo zamożni ludzie nie przejmują się cenami. Z powodu podwyżek i inflacji cierpi klasa średnia. To oni wracają do stylu wczasów z lat 90. Wynajmują apartament, ale na plaże biorą już kanapki. Jednocześnie chcą, aby było tak, jak wcześniej. Dlatego kupują ryby świeże i sami smażą - relacjonuje swoje obserwacje przedsiębiorca, który poza sezonem wakacyjnym jest pracownikiem naukowym uczelni.
- W tym sezonie zwycięzcą będzie Biedronka w Jastarni. Tłum ludzi i samochodów, jaki się tam przewija, jest rekordowy. Zdarza się, że auta zakupowiczów blokują sąsiednie ulice. To jeszcze jeden dowód, że wczasowicze robią wszystko, aby oszczędzać na wydatkach na mieście - komentuje.
"Paragony grozy". Różnice są ogromne
Wraz z sezonem wakacyjnym trwa sezon na publikowanie "paragonów grozy" dokumentujących rosnące ceny w polskich kurortach. Klienci restauracji fotografują rachunki i dzielą się nimi w sieci. Uważają, że za wysokimi cenami stoi wyłącznie marża restauratora, który w dwa miesiące zamierza zarobić na roczne utrzymanie.
Przedsiębiorcy wypowiadający się dla portalu money.pl tłumaczyli, że nie mają innego wyjścia i muszą podnosić ceny. Powodem jest inflacja i rosnące wymagania płacowe pracowników.
Co ciekawe, podczas wakacji 2018 roku jako "paragon grozy" media uznawały rachunek za rodzinny obiad wynoszący 164 zł. Był to przykład z Krynicy Morskiej.
W latach 2020-2021 zazwyczaj przekraczały one wartość 200 zł lub około 70 zł za porcję ryby z frytkami wraz z surówką dla jednej osoby. W 2023 roku czytelnicy WP przysyłają "paragony grozy" z kwotą powyżej 300 zł. Opisywaliśmy też, że w Kołobrzegu dwie zapiekanki, dwa sosy i Coca-Cola mogą kosztować 68 zł.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski