Zdesperowana niewidoma kobieta wymusiła postawienie wiaty
Barbara Turajczyk, niewidoma 75-letnia mieszkanka Bałut, wywalczyła postawienie wiaty na przystanku autobusowym przy ul. Strykowskiej 33/43. Gdy nie skutkowały dziesiątki pism, a nawet układanie wierszy – zagroziła urzędnikom, że... się podpali.
05.09.2005 | aktual.: 05.09.2005 09:43
Na negocjacje do Zarządu Dróg i Transportu przyszła z dwoma butelkami rozpuszczalnika.
– Wiata w tym miejscu była konieczna. Zatrzymuje się tutaj kilka autobusów jadących w stronę Łagiewnik i Arturówka. Wielokrotnie stałam tu w strugach deszczu czekając na autobus, który zawiezie mnie na działkę. W końcu postanowiłam coś z tym zrobić. Prawie dwa i pół roku temu na ulicy zebrałam kilkadziesiąt podpisów od osób popierających moje starania, ale to nic nie dało. Musiałam więc użyć szantażu – mówi Barbara Turajczyk.
MPK odpowiedziało jej, że nie ma tam możliwości ustawienia wiaty, bo chodnik jest za wąski, wówczas emerytka poszła do właścicieli przyległej działki – Spółdzielni Pracy Usług Motoryzacyjnych, którzy chętnie zgodzili się na udostępnienie miejsca na przystanek.
– Gdy zaniosłam do MPK pisemną zgodą na udostępnienie terenu urzędnicy znaleźli inny powód dla którego nie mogą postawić wiaty – ścieżkę rowerową. I odesłali mnie do Zarządu Dróg i Transportu. Zdenerwowałam się. Wzięłam dwie butelki rozpuszczalnika, który został mi w domu po remoncie i ruszyłam na Piotrkowską 175. W sekretariacie zagroziłam, że jak nie postawią wiaty to spalę się przy ławeczce Tuwima. To był jedyny sposób. Naprawdę byłam gotowa to zrobić! – podkreśla Barbara Turajczyk.
Po tygodniu pani Barbara dostała pismo z ZDiT informujące o zgodzie na postawienie wiaty. Wkrótce nowa konstrukcja stanęła.
– To jedna ze stu nowych wiat, które ustawiliśmy w Łodzi. Będzie ich jeszcze 150 – mówi Marcin Małek z sekcji marketingu łódzkiego MPK. – Interwencji pasażerów domagających się postawienia wiat jest co roku kilkanaście. Jeżeli jest to tylko możliwe staramy się je zrealizować.