Zdalne nauczanie. Rodzice zapowiadają protest. Nauczyciele: to ostatnia szansa
- Budząc córki powiedziałam, że od poniedziałku nie będą chodziły do szkoły. Zaczęły płakać - mówi nam Aleksandra Samborska, mama uczennic klas VII i VIII. Nauczyciele zaś stwierdzają: nauka zdalna to jedyna możliwa próba powstrzymania tragedii.
- Sytuacja nadal jest niedobra i dynamiczna, nastąpił kolejny przyrost zakażonych, również liczba zgonów jest bardzo wysoka. Nasze działania muszą być bardzo zdecydowane - stwierdził Mateusz Morawiecki w piątek na konferencji prasowej. - Od poniedziałku w klasach od IV do VIII nauka odbywać się będzie zdalnie - dodał premier.
Taki ruch był już spodziewany, bo zapowiadano go od środy. Już wtedy ruszyła lawina komentarzy ze strony rodziców, którzy na samą zapowiedź nauki zdalnej nie kryli oburzenia.
- Budząc córki powiedziałam, że od poniedziałku nie będą chodziły do szkoły. Zaczęły płakać - mówi nam Aleksandra Samborska, mama uczennic w VII i VIII klasie szkoły podstawowej w Warszawie. - Starsza bardzo się boi, bo ma egzamin do szkoły średniej - dodaje pani Aleksandra.
Zdalne nauczanie. Rodzice będą protestować
Na liczącej niemal 42 tys. osób grupie "Strajk Rodziców i Nauczycieli", o której pisaliśmy już w Wirtualnej Polsce, znów narodził się pomysł protestu. Tym razem jednak rodzice nie będą organizować się samodzielnie - chcą dołączyć do demonstracji zaplanowanej na 24 października pod hasłem "Marsz o wolność". To strajk przeciw obostrzeniom, głośno promowany przez Pawła Tanajno.
Pani Aleksandra pytana czy pójdzie na strajk, odpowiada twierdząco. - Dzieci to nie jest grupa ryzyka. Czas, który zabiera się dzieciom, zamykając je w domu, jest nie do odrobienia. Powinno się ograniczyć przemieszczanie osób z grupy ryzyka - stwierdza. Kiedy mówimy, że w grupie ryzyka jest część nauczycieli, którzy masowo się zarażają, odpowiada: - W szkole, do której chodzą córki, nikt z nauczycieli nie jest chory.
- Rząd próbuje coś zrobić, ale ja nie widzę nic konstruktywnego, tylko same zakazy i straszenie. Od tego nie ma efektów, tylko zestresowane, skłócone i przestraszone społeczeństwo, a to nie wpływa dobrze ani na odporność, ani na stosunki międzyludzkie - ocenia mama uczennic.
Zdalne nauczanie. Dyrektor podstawówki: znów to samo
Dyrektor szkoły podstawowej w Kartuzach Dariusz Zelewski jest wyraźnie podirytowany. Zauważa, że od środy z godziny na godzinę odkładano moment ogłoszenia decyzji ws. nauczania zdalnego.
Efekt? - Znów to samo. W piątek ogłosili, jak mamy pracować... od poniedziałku. Teraz to jestem w stu procentach pewny, że rząd nie ma żadnego przemyślanego planu dla szkół. W środę premier wiedział, ale nie powiedział. Dzisiaj nie wie, a jutro powie...
Jeszcze w czwartek dyrektor prosił, po raz kolejny: - Dajcie kompetencje wprowadzania nauczania hybrydowego dyrektorom szkół! Może dzięki temu będzie mniej ofiar. My wiemy, co można zrobić od razu, nie czekając kilka dni, aż będzie za późno na zrobienie czegokolwiek innego niż całkowite zamknięcie!
Już teraz jest na ten krok za późno.
Nauczanie zdalne. Nauczyciele: "normalne" działanie szkół to czynnik rozwoju drugiej fali pandemii
A nauczyciele? Jak oceniają tę decyzję? - To właściwie jest pytanie o przygotowanie szkół i przedszkoli na 1 września 2020. A odpowiedź brzmi: rząd nie zrobił nic - mówi WP Rafał Sobczyk, nauczyciel szkoły podstawowej i liceum w Szczecinie, współtwórca inicjatywy Protest z Wykrzyknikiem.
- "Strategia" rządu pod hasłem "Od września wracamy do szkół normalnie", to być może główny czynnik tak dynamicznego rozwoju drugiej fali pandemii w kraju. Ocenią to specjaliści, jak już świat upora się z koronawirusem. Wydaje się całkowicie logiczne, że jeśli dzieci mogą chorować bezobjawowo, to szkoły uruchomią niekontrolowane drogi migracji wirusa - ocenia nauczyciel.
Zdalne nauczanie. Swobodne zakażenia. "Jak kostki domina"
I dodaje, że logiczne od marca były też dla nauczycieli dwie rzeczy. - Po pierwsze, doświadczenie nauczania zdalnego pokazało, że trzeba robić wszystko, aby zorganizować w szkołach nauczanie stacjonarne. Ale bezpieczne! Uniemożliwić swobodne zakażenia. A tego jesteśmy niestety świadkami - jak kostki domina, chorują nauczyciele i całe rodziny uczniów - przypomina Rafał Sobczyk.
- Druga sprawa: szkoły powinny być systemowo przygotowane na zdalne nauczanie, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. A nie są! Nie powinno się dopuścić do powtórki z marca, gdzie cały wysiłek organizacji pracy zdalnej spada na nauczycieli - ich intuicję i własny sprzęt, a rodzice uczniów są zmuszeni do aktywnego włączenia w proces nauczania. Nie da się przełożyć nauczania stacjonarnego na zdalne 1:1. Przekonaliśmy się o tym, a rząd znów chce powtarzać ten sam błąd. Dlaczego? Bo jest nieprzygotowany na taki scenariusz - stwierdza nauczyciel.
Nauczanie zdalne. "Jedyna możliwość"
W jego ocenie piątkowe decyzje to "jedyna możliwa próba powstrzymania tragedii".
- Codziennie dowiadujemy się, że umiera jakiś nauczyciel. Najgorsze jest to, że być może wirus będzie z nami długo. Zapowiedzi kolejnego powrotu po nauczaniu zdalnym do nauczania stacjonarnego lub hybrydowego, które ma tylko ładną nazwę, ale w żaden sposób nie zabezpiecza dystansu w klasach, to perspektywa powtórki z rozrywki. Towarzyszący temu wszystkiemu brak poszanowania bezpieczeństwa nauczycieli i uczniów jest smutnym dopełnieniem oceny "nie-działań" rządu - podsumowuje nauczyciel.