Pierwszy komendant niemieckiego obozu pracy w krakowskim Płaszowie skutecznie ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Ujawniamy nieznane dotąd losy Horsta Pilarzika.
Sportowy mercedes parkuje przy chodniku. Za kierownicą siedzi przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna. Daje znać czekającemu na niego chłopakowi, żeby wsiadał, po chwili ruszają. Mercedes mknie szerokimi ulicami odbudowanego z wojennych zgliszczy Frankfurtu nad Menem. Jest koniec lat 50. Potężne, modernistyczne budynki w centrum pachną nowością. Na handlowych deptakach tłumy oddają się konsumpcji. To najlepsze lata niemieckiego cudu gospodarczego.
Mężczyzna za kierownicą to Horst Burkhart, około czterdziestki, hotelowy menedżer. Młodszy o połowę pasażer to Jochen, jego siostrzeniec. Horst zapewne mu imponuje. Jest bogaty, otoczony atrakcyjnymi kobietami, które w wolnej chwili zabiera na rejsy jachtem. Obaj najwyraźniej się lubią, bo wieczorami spotykają się przy kieliszku we frankfurckich knajpkach. Horst nie wylewa za kołnierz.
Po latach Jochen niechętnie opowiada o tych spotkaniach. Nagabywany przez córkę Christianę zasłania się niepamięcią albo szuka wymówek. "Ach, dziecko, minęło już tyle lat" – mówi. Pod koniec życia wydaje się całkowicie wyprzeć ze świadomości postać tajemniczego wuja Horsta. Jest jakiś wyuczony automatyzm w jego reakcji, kiedy Christiane po raz kolejny pyta go, czy wiedział, że Horst wysłał do Auschwitz setki, jeśli nie tysiące Żydów. "Coś takiego..., to okropne..." – odpowiada. Za każdym razem ze zdziwieniem.
– Imię Horsta krążyło wokół mnie od dziecka, zawsze jakoś tak dziwnie o nim rozmawiano. Coś było z nim nie tak. Nie było do końca wiadomo, jak umarł – wspomina Christiane Falge, rocznik 1970, córka Jochena. To właśnie ona, wbrew rodzinie, postanowiła rzucić światło na tajemnicze losy Horsta Burkharta, brata babki, którego sama nigdy nie poznała. Zmarł pięć lat przed jej narodzinami, ale głęboko zadomowił się w jej głowie.
– Cała rodzina była zaangażowana w tę grę, w tę przebierankę. Wszyscy wiedzieli, że Burkhart to fałszywe nazwisko, że tak naprawdę nazywał się Horst Pilarzik, ale nie wolno było o tym mówić. Nie wolno było też mówić, że to członek rodziny – wspomina.
Christiane pamięta poruszenie, jakie w połowie lat 90. wywołała w rodzinie książka "Lista Schindlera" Thomasa Keneally'ego, na podstawie której Steven Spielberg nakręcił swój obsypany Oscarami film. Keneally pisze w niej o młodym esesmanie z krakowskiego getta, Horście Pilarziku. Inaczej niż Schindler, Pilarzik nie jest "dobrym Niemcem", ale rodzina najchętniej by o tym zapomniała. Christiane nie daje to spokoju.
Żydowski Kraków
Przed wybuchem II wojny światowej Kraków był czwartym miastem II RP pod względem liczby żydowskich mieszkańców. W spisie przeprowadzonym po wkroczeniu Niemców do miasta zarejestrowano ponad 68 tysięcy Żydów, którzy stanowili jedną czwartą ogółu ludności. Zamieszkiwali różne rejony Krakowa, głównie Kazimierz. Do dziś znajdują się tam zabytkowe synagogi i zabudowa charakterystyczna dla żydowskich miast.
Od pierwszych dni niemieckiej okupacji w Krakowie stopniowo ograniczano prawa ludności żydowskiej. W Generalnym Gubernatorstwie wprowadzono nakaz noszenia opasek z gwiazdą Dawida. W 1940 roku z Krakowa wysiedlono 32 tysiące Żydów, a dla pozostałych, w marcu 1941 roku, utworzono getto w Podgórzu. W przeludnionej "żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej", jak oficjalnie nazywało się getto, panował głód, szalały choroby.
Organizowane przez Niemców akcje wysiedleńcze z getta z biegiem czasu coraz bardziej przypominają krwawe rzezie. Ester Friedman wspomina w książce "Daleka droga do domu", że ulice getta były w tym czasie pełne esesmanów. "Nie wolno było wychodzić z domów. Niemcy wchodzili do mieszkań i wyprowadzali dorosłych i dzieci. (...) Nie sposób opisać, jakie straszne sceny widziałyśmy. Ludzi wyrzucanych przez okna. (…) Wyrzucili z naszego domu starszego człowieka z długą białą brodą. Mówiono, że to rabin i cała ta biała broda była we krwi. Bez przerwy kogoś prowadzono i kopano. Niemcy szaleli, cały czas strzelali. Ulica była pełna krwi". W getcie ginie w ten sposób kilka tysięcy osób. Kilkanaście tysięcy innych trafia do komór gazowych w Bełżcu i Auschwitz.
Postrach getta
Jednym ze sprawców tych okrucieństw jest podoficer SS w randze Unterscharfuehrera Horst Pilarzik (pisany też Pilarczyk, Pilařik lub Pilarzyk). Urodzony 25 stycznia 1918 roku w Poznaniu, w przeszłości członek elitarnej jednostki Leibstandarte SS Adolf Hitler, podporządkowanej bezpośrednio wodzowi Trzeciej Rzeszy. Pilarzik trafia do Krakowa w połowie 1942 roku. Zostaje referentem ds. żydowskich w Gestapo oraz nadzorcą funkcjonujących w getcie krakowskim warsztatów rzemieślniczych w budynku byłej fabryki czekolady "Optima". Na terenie tego zakładu, w październiku 1942 roku, zgromadzono kilka tysięcy osób, które wywieziono i zamordowano w obozie zagłady w Bełżcu.
Jaką rolę odegrał w tym Pilarzik? Mieczysław Pemper, pracownik powołanej przez Niemców rady żydowskiej – Judenratu, więzień obozu koncentracyjnego Plaszow i pracownik obozowej kancelarii, wspomina go jako postać budzącą strach na terenie całego getta, gdzie osobiście miał mordować Żydów. Przypisuje mu się odpowiedzialność za rozstrzelanie grupy Żydów wracających z pracy do getta. Z relacji Pempera wiemy, że Pilarzik miał tłumaczyć, iż był krótko po szkole dla esesmanów i pierwszy raz w życiu widział tylu Żydów, co wyzwoliło takie zachowanie. "O Pilarziku nie można powiedzieć nic dobrego" – mówił Pemper, zeznając po wojnie w sprawach niemieckich zbrodniarzy z Krakowa.
Budowniczy Płaszowa
Po przeprowadzeniu akcji wysiedleńczej w krakowskim getcie w październiku 1942 roku Niemcy przystępują do budowy obozu na terenie dwóch żydowskich cmentarzy w Płaszowie. Pilarzik obejmuje nadzór nad budową oraz funkcję komendanta Obozu Pracy Przymusowej Plaszow. Nadzoruje grupę około 200 robotników, którzy codziennie wychodzą z getta, by na terenie cmentarzy usuwać nagrobki oraz budować baraki obozowe. Pisze o tym Józef Bau w książce "Czas Zbezczeszczenia":
"Do likwidacji Żydów krakowskich wybrali faszyści bardzo symboliczne miejsce – nowy cmentarz żydowski w Płaszowie. Ponad bramą do pierwszych baraków, zbudowanych w pośpiechu na świeżych grobach, umieszczono szyld-kamuflaż: «Obóz pracy». Na początku skromny obóz nie budził specjalnych podejrzeń (…). Kiedy Żydzi z całej okolicy wpadli w pułapkę, odsłonięto prawdziwą nazwę «Konzentrationslager»".
Pilarzik kieruje obozem zaledwie przez kilka tygodni. Na przełomie 1942 i 1943 roku zastępuje go na stanowisku SS-Oberscharfuehrer Franz Josef Mueller. Zwierzchnicy Pilarzika prawdopodobnie nie są zadowoleni z tempa rozbudowy obozu. Pilarzikowi nie pomaga też nagana, jaką dostał rzekomo za publiczne spoliczkowanie komendanta Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie krakowskim – Symchy Spiry.
Ale Horst Pilarzik nie znika z Krakowa. Między 13 a 14 marca 1943 roku bierze udział w akcji likwidacji getta, w wyniku której na miejscu traci życie około dwa tysiące ludzi, a kolejne półtora tysiąca trafia do komór gazowych w Auschwitz. Świadek tamtych wydarzeń, Tadeusz Pankiewicz, opisuje w swojej książce "Apteka w getcie krakowskim" dantejskie sceny:
"Widziałem, jak rozbierano starych i młodych, kobiety i mężczyzn. Ściągano ubranka z niemowląt. Bezładnie układano jedne ciała na drugich. Ileż to było wypadków, że synowie wśród zabitych poznawali swych rodziców, rodzice musieli rozbierać własnymi rękami dzieci! Do getta zajeżdżają platformy. Rzuca się na nie nagie zwłoki ludzkie (...). Naładowane po brzegi platformy nakrywano przed wyjazdem na ulice poza obręb getta kocami i tak, ociekające krwią pomordowanych, pędziły jak wozy rzeźnicze po wąskich ulicach w stronę Płaszowa".
Płaszczyk z Płaszowa
Christiane Falge, która jest profesorem na wyższej uczelni, pamięta rodzinne opowieści o ubraniach, które w czasie wojny Horst rozdawał krewnym mieszkającym wówczas w Gliwicach. – Przynosił odzież dziecięcą, porządne skórzane trzewiki, ciepłe płaszcze. Dostawał je między innymi mały Jochen, czyli mój ojciec – opowiada. Podejrzewa, że rzeczy te należały do więźniów Plaszowa albo Auschwitz. Bo niby skąd krakowski esesman miałby je brać w czasie wojny?
W połowie 1943 roku Horst Pilarzik zostaje adiutantem trzeciego komendanta obozu, SS-Hauptsturmfuehrera Amona Goetha, oraz oficerem inspekcyjnym. W powojennych zeznaniach Oskar Schindler łączył Pilarzika z prowadzonymi na terenie obozu egzekucjami. Uważał go za odpowiedzialnego za mordowanie więźniów Gestapo przywożonych z więzienia Montelupich oraz aresztu przy ul. Pomorskiej. Prawdopodobnie w drugiej połowie 1943 roku Horst Pilarzik został przeniesiony do Rygi, niewykluczone, że ze względu na swoje pijackie ekscesy.
Mieczysław Pemper opisuje sytuację, w której pijany Pilarzik podczas pobytu w krakowskim kasynie miał zawołać: "Czy nie znajdzie się krzesło dla kawalera Krzyża Rycerskiego?" (najwyższe odznaczenie wojskowe III Rzeszy). Krzesło podano, jednak gdy na jaw wyszło, że Pilarzik nie ma wcale takiego odznaczenia, zdecydowano o oddelegowaniu go z Krakowa. Inna wersja wydarzeń sugeruje, że znaleziono go pijanego, gdy spał na alei Słowackiego, jednej z reprezentacyjnych ulic miasta.
Ucieczka przed życiem
– W rodzinie mówiło się, że Horst nadużywał alkoholu, był agresywny, że bił kobiety, których miał zresztą wiele – wspomina Christiane Falge. Może dlatego rozpadło się jego małżeństwo. – Jego powojenne życie to wieczna ucieczka. Pił, często zmieniał miejsce zamieszkania. Najwyraźniej bał się, że prawda o jego przeszłości wyjdzie na jaw – mówi.
Jako Horst Burkhart Pilarzik mieszkał w Berlinie, Monachium, Frankfurcie i w Zagłębiu Ruhry. Choć nie był człowiekiem wykształconym ani prawdopodobnie zbyt inteligentnym, dobrze sobie radził, pracując w hotelach. Miał sportowy samochód, żeglował, jeździł konno. Przyciągał atrakcyjne kobiety.
Ale przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć. Matka Christiane, która znała Pilarzika, opowiada, jak w latach 60. odwiedził ją i Jochena w Monachium. Tego samego dnia odwiedziny złożył im także inny krewny, Egon, prawnik i działacz antyfaszystowski. Egon znał tajemnicę Horsta. Po wejściu do mieszkania miał spojrzeć na Pilarzika lodowatym wzrokiem i powiedzieć, że nie będzie przebywał z nim pod jednym dachem. Pilarzik wyszedł.
Matka Christiane pamięta też wizytę dwóch tajemniczych mężczyzn, którzy mniej więcej w tym samym czasie szukali Pilarzika. Policja? Agenci izraelskiego wywiadu?
W dokumentach zgromadzonych przez Centralę Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu czytamy, że ktoś zgłosił policji w Szlezwiku-Holsztynie prawdziwą tożsamość Burkharta. Kiedy sprawa trafiła do Ludwigsburga, Pilarzik już nie żył. Śledztwa zatem nie wszczęto.
Umarł nagle w 1965 roku. Z relacji rodziny wynika, że zmarł po zastrzyku podczas wizyty u dentysty. Te dziwne okoliczności przez lata rozgrzewały wyobraźnię wtajemniczonych i podsycały teorie spiskowe o zemście ze strony Izraela. Faktem jest, że od zakończenia wojny Horst Pilarzik był poszukiwany przez instytucje ścigające zbrodniarzy wojennych. Jego sprawą zajmowała się m.in. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie. Bezskutecznie.
Pokazać sprawców
Powojenne losy Horsta Pilarzika prawdopodobnie na zawsze pozostałyby tajemnicą, gdyby nie determinacja Christiane Falge. W 2018 roku sama skontaktowała się z Muzeum Krakowa i opowiedziała historię krewnego. Falge chce, żeby świat dowiedział się o jego zbrodniach.
– To ważne, aby pokazywać sprawców, komendantów obozów, i przypominać, co mieli na sumieniu – mówi. Jest rozczarowana tym, jak dzisiaj wygląda teren byłego obozu Plaszow. Ludzie wyprowadzają na spacer psy, które załatwiają tam swoje potrzeby, dzieci bawią się dronami. – To niegodne tego miejsca – mówi.
Mimo upływu czasu historia nazistowskiego mordercy w rodzinie jest dla Christiane bardzo aktualna. Zajmuje ją w stopniu, jakiego trudno byłoby się spodziewać po kimś urodzonym 25 lat po wojnie. Po kimś, kto nigdy nie poznał sprawcy.
Falge przyznaje, że sama potrzebowała czasu, aby zmierzyć się z brunatną kartą historii swojej rodziny. Przełomowa okazała się wizyta ze studentami na wystawie poświęconej nazistowskiemu programowi eutanazji. – Bardzo mnie to poruszyło, bo sama mam dziecko opóźnione w rozwoju, które w tamtych czasach pewnie zostałoby uznane za niegodne życia – mówi.
Zresztą wiele wskazuje też na to, że Horst Pilarzik przyłożył rękę do poddania eutanazji swojej upośledzonej siostrzenicy, Sigrid. W 1943 roku niespełna czteroletnia dziewczynka zmarła w szpitalu w Lublińcu – jednym z centrów akcji T4. Pod tym kryptonimem naziści mordowali chorych psychicznie, osoby niepełnosprawne i przewlekle chore. To właśnie wtedy Christiane Falge zaczęła zastanawiać się nad fenomenem wypierania ze świadomości niechcianych faktów.
Poczucie winy
– Jest coś takiego jak pamięć zbiorowa. Kiedy byłam młoda, czułam się winna jako Niemka. Przejęłam tę kolektywną winę. To był jeden z powodów mojego wyjazdu w trakcie studiów do Etiopii. Chciałam uciec od Niemiec – wspomina.
Christiane podejrzewa, że przemilczanie przez jej konserwatywną rodzinę sprawy Pilarzika i niemieckich zbrodni odegrało tu pewną rolę. – To źle, kiedy zamiata się takie rzeczy pod dywan – mówi.
Christiane była wręcz owładnięta sprawą Pilarzika i próbą dowiedzenia się o nim czegoś więcej, może nawet w niezdrowy sposób, ze zbyt dużymi emocjami. Dopiero kiedy zdołała zdystansować się od własnej, wypierającej przeszłość rodziny, nieco się uspokoiła. – Teraz wypełniam zadanie. Odkrywam i nagłaśniam tę historię. Dzięki temu czuję się lepiej. Te złe emocje z powodu milczenia mojej rodziny na temat Horsta-mordercy nie obciążają mnie już tak mocno – wyznaje.
Jako naukowiec Falge zajmuje się tematem różnorodności kulturowej. Angażuje się w inicjatywy przeciwko dyskryminacji i rasizmowi. Jak mówi, stara się wychowywać swoje dzieci tak, aby coś takiego jak ideologia nazistowska nigdy już nie wróciło.
– W naszym domu gościmy ludzi z całego świata. Dla naszych dzieci to normalne, że nie każdy jest Niemcem i nie każdy mówi po niemiecku, wiedzą, że różnorodność wzbogaca – podkreśla.
– To chyba coś dobrego, co wynika z całej tej historii – mówi po chwili zastanowienia. Ma nadzieję, że jej dzieci, które dorastają w otoczeniu wartości takich jak humanizm i tolerancja, wniosą do społeczeństwa coś innego niż rodzina jej ojca.
Tekst powstał w ramach wspólnej akcji Wirtualnej Polski, portalu Interia.pl i DeutscheWelle - #ZbrodniaBezKary. W jej ramach tropimy nazistowskich oprawców, którzy nigdy nie ponieśli kary za swoje zbrodnie. Wielu z nich po wojnie wojnie żyło spokojnie, niektórzy nawet robili kariery. Pokazujemy ich dalsze losy. Szukamy też krewnych ich ofiar i staramy się przywrócić pomordowanym należną im pamięć.
Wszystkie reportaże w ramach akcji #ZbrodniaBezKary znajdziecie w Magazynie Wirtualnej Polski, Raporcie Interii i w Deutsche Welle