Zatrzymania, mandaty i policjantka w szpitalu. Oto bilans Marszu Równości
Marsz Równości w Białymstoku nie przebiegł spokojnie. Latały petardy, butelki i kostka brukowa. Wzmożone siły policyjne próbowały opanować sytuację. Zatrzymano łącznie 20 osób, a jedna z policjantek trafiła do szpitala.
- Jest naprawdę gorąco - mówili nam uczestnicy sobotniego marszu. - Szarpią ludzi z parady, widać krew na chodnikach, lata helikopter. Jest zadyma.
Pierwszy Marsz Równości w Białymstoku ruszył z półgodzinnym opóźnieniem. Przeciwnicy blokowali trasę przemarszu, rzucali w tłum petardy. Niedaleko kościoła doszło do zadymy. Policjanci musieli użyć gazu, w ich stronę leciały butelki i kamienie.
Zatrzymania, mandaty i policjantka w szpitalu
Jak podaje podlaska policja, funkcjonariusze "spotykali się z próbami blokowania zgromadzenia przez osoby, które nie brały udziału w marszu". Osoby te nie reagowały na wydawane przez nich polecenia, więc policjanci musieli użyć środków przymusu bezpośredniego.
Funkcjonariusze przyznają, że w ich stronę leciały kamienie, butelki, kostka brukowa i inne przedmioty, które stwarzały niebezpieczeństwo dla ich zdrowia. Jedna z policjantek trafiła do szpitala na badania.
Podczas zajść zatrzymano łącznie 20 osób, z których 4 są podejrzane o popełnienie przestępstw - m.in. naruszenia nietykalności funkcjonariuszy, użycia gróźb karalnych i znieważenia funkcjonariuszy. 16 osób zostało ukaranych mandatami.
"Każdy musi liczyć się z konsekwencjami"
Wydarzenia w Białymstoku odbiły się głośnym echem w mediach. - Zapewniam, że nie ma na takie zachowania przyzwolenia i każdy, kto dopuścił się naruszenia prawa musi liczyć się z konsekwencjami - napisał na Twitterze Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Ciarka zapewnił, że policja przekaże zebrane dowody prokuraturze. - Nieważne są sympatie i głoszone hasła, ważne dla nas jest przestrzeganie prawa - podsumował.
Głos zabrali również politycy. Poseł PO Krzysztog Brejza poinformował, że wystąpił już do Prokuratora Krajowego z wnioskiem. Chce, aby z urzędu byli ścigani wszyscy ci, którzy użyli przemocy wobec uczestników marszu.
"Białystok miastem dla wszystkich"
Organizatorem marszu było stowarzyszenie "Tęczowy Białystok". Jak tłumaczyli w opisie wydarzenia, "cele marszu to nie tylko przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na tożsamość i orientację seksualną, ale także wyraz solidarności z osobami LGBT+ i walka o prawa człowieka".
Podkreślali, że Białystok powinien być "miastem dla wszystkich". Po marszu na stronie pojawił się jedynie krótki komunikat: "Przeszliśmy".