Zatrzymani po protestach w Warszawie. Adwokaci docierali do nich całą noc
Policja zatrzymała podczas protestów w obronie Margot 48 osób, które następnie rozwieziono po licznych komisariatach. Obrońcy godzinami próbowali do nich dotrzeć, a czynności zakończyły się dopiero nad ranem. - To nie powinno tak wyglądać - mówi nam adwokat Sylwia Gregorczyk-Abram, która pomaga zatrzymanym.
08.08.2020 13:09
Po protestach w obronie aktywistki LGBT Margot i przepychankach z policją zostało zatrzymanych 48 osób. Niemal natychmiast pomoc dla nich zorganizowała grupa adwokatów, którzy całą noc ustalali, gdzie dokładnie przebywają zatrzymani. - To nie było łatwe, policja nie ułatwiała tego zadania - opowiada w rozmowie z WP Sylwia Gregorczyk-Abram, jedna z organizatorek akcji.
- Moja aplikantka czekała kilka godzin na komisariacie na Zakroczymskiej, gdzie dobijała się do zatrzymanych. Jednak policjanci wyprowadzili ich tylnymi drzwiami i zawieźli na Jagiellońską. To są zagrywki, które mają na celu utrudnić kontakt z obrońcą - mówi prawniczka.
Zatrzymane osoby zostały rozwiezione po licznych warszawskich komisariatach. Oprócz adwokatów w pomoc zaangażowali się również niektórzy posłowie. - Posłowie byli bardzo pomocni - podkreśla Gregorczyk-Abram. - Najpierw musieliśmy się dowiedzieć, kto jest zatrzymany. To było bardzo trudne, ale obrońca musi to wiedzieć. Posłowie próbowali uzyskać dostęp do tych informacji - dodaje.
Zobacz także
- Część zatrzymanych osób była z ulicznej łapanki, część to ci, którzy usiedli przed samochodem, w którym była Margot - relacjonuje. - Osoby były zatrzymywane od kilku godzin, nie wiadomo, co się z nimi działo, jakie czynności były prowadzone. To nie powinno tak wyglądać - stwierdza. Margot to transseksualna aktywistka, która w oficjalnych komunikatach jest przedstawiana jako Michał Sz.
Zatrzymani wciąż na komisariatach. Nikogo nie wypuszczono
Mimo że niektórzy zatrzymani usłyszeli już zarzuty, nadal przebywają na komisariatach. - Czynności skończyły się około piątej nad ranem, część osób zatrzymanych została przesłuchana - informuje Gregorczyk-Abram. - Nie wiadomo, kiedy zostaną przekazane do dyspozycji sądu. Może to się wydarzyć bardzo szybko, ale sąd może też odroczyć sprawę o dwa tygodnie - wyjaśnia.
- W ciągu 48 godzin zatrzymane osoby muszą być zwolnione. Natomiast nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby osób z zarzutami nie wpuścić już teraz - podkreśla prawniczka. - Duża część zatrzymanych to młode osoby, zatrzymane po raz pierwszy. Wyobraźmy sobie, jak musi się czuć student, który nagle trafił do komisariatu na Wilczej - dodaje.
Obrońcy cały czas są w kontakcie z zatrzymanymi, tworzą listę, na której zaznaczają, kto został przesłuchany, kto usłyszał zarzuty, kto nie ma jeszcze obrońcy i na którym komisariacie przebywa. - Nie pozwolimy, żeby jakiekolwiek przesłuchanie odbyło się bez obecności obrońcy - zapowiada Gregorczyk-Abram.
Rzecznik policji wyjaśnia. "Nie interesują nas poglądy"
Cześć zatrzymanych usłyszała już zarzuty "czynnego udziału w zbiegowisku", za co grożą nawet 3 lata więzienia. - Doszło do uszkodzenia radiowozu, znieważono policjantów. W tym przypadku ta sprawa nie różni się niczym od innych. Opiera się o Kodeks karny - tłumaczył rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak.
Poinformował, że jest już zgłoszenie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, a dalsze czynności będą odbywać się z obrońcami. - Tu była sytuacja, gdzie tłum zaczął utrudniać postępowanie, ludzie skakali przed radiowozy. To przestępstwo. Nas nie interesują motywy i poglądy tych osób, ale fakt, że popełniono przestępstwo i dlatego podjęto takie działania - stwierdził.