Zapchajdziury z policji - grupa represyjno-szturmowa do rozwiązania?
Grupa represyjno-szturmowa Komendy Miejskiej Policji w Łodzi jeszcze do niedawna wzbudzała postrach wśród łódzkich przestępców. Dziś przypomina leciwego tygrysa, któremu wyrwano kły. Odeszli z niej najlepiej wyszkoleni policjanci, a ci którzy wchodzą w jej skład, zajmują się głównie interwencjami przy awanturach domowych i odwożeniem pijanych do izby wytrzeźwień.
Niedawno wysłano nas na interwencję do kiosku z gazetami. Byliśmy przekonani, że to napad. Pojechaliśmy w plamiakach, kominiarkach, uzbrojeni w broń długą i krótką. Na miejscu okazało się jednak, że... nastolatek skradł kolorowe czasopismo - opowiada funkcjonariusz grupy represyjno-szturmowej. Takich "sukcesów" jak ten, łódzka "Brygada tygrysa" ma ostatnio coraz więcej.
W błysku fleszy
Działalność grupy zainaugurowano w lutym 2001 r. w błysku reporterskich fleszy i telewizyjnych kamer. Głośno było o niej w całym kraju. Była chlubą Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Specgrupę, zwaną "Brygadą tygrysa", tworzyło kilkunastu wszechstronnie wyszkolonych funkcjonariuszy, byłych żołnierzy jednostek specjalnych i Żandarmerii Wojskowej. Niektórzy z nich posiadali licencję skoczka spadochronowego, pirotechnika, płetwonurka, ratownika medycznego. Ich zadaniem było zatrzymywanie chuliganów, złodziei, handlarzy narkotyków, a zwłaszcza uzbrojonych przestępców.
Policjanci wchodzący w skład specgrupy byli ochotnikami. Do tej formacji nie było łatwo się dostać. Kandydaci musieli zaliczyć testy psychologiczne i sprawdzian fizyczny.
Funkcjonariusze respekt budzili już samym wyglądem. Do akcji przystępowali w kominiarkach, uzbrojeni w pistolety maszynowe i strzelby "pump action" zwane "pompkami". Na wyposażeniu mieli także wyrzutnię siatek obezwładniających, taran do rozbijania drzwi, kamizelki kuloodporne, hełmy, przenośne radiostacje, wytrzymałe na uszkodzenia latarki oraz rękawice kevlarowe, amortyzujące uderzenia.
Pierwsze sukcesy
Podczas szkolenia nacisk położono na taktykę i techniki działania w mieście, zatrzymywania na ulicy, w ciasnych pomieszczeniach, sprawne posługiwanie się środkami przymusu bezpośredniego, walkę wręcz i strzelanie. Zajęcia odbywały się m. in. na poligonie wojskowym na Brusie pod okiem Arkadiusza Kupsa, jednego z najlepszych w kraju instruktorów walki. Policjanci uczyli się walczyć z jednym lub kilkoma przeciwnikami, używać pałki, kajdanek i obezwładniania uzbrojonego przestępcy.
Sukces "Brygada tygrysa" zanotowała już pierwszego dnia. W ręce policjantów wpadło wówczas kilku chuliganów i handlarzy narkotyków. Funkcjonariusze dopadli ich m. in. w bramach na ul. Piotrkowskiej. Przechodnie bili brawo, gdy zobaczyli jak skuteczni są policjanci.
"Uliczni komandosi" "zapolowali" także na zabójcę, którym był dobrze wyszkolony ochroniarz (zastrzelił swojego kolegę i zrabował mu pieniądze). Dopadli go w jego mieszkaniu. Wyłamali drzwi i wyciągnęli z łóżka. Z ich usług nie wahali się nawet skorzystać funkcjonariusze łódzkiego Wydziału Centralnego Biura Śledczego.
Na bocznym torze
- Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy komendantem miejskim został mł. insp. Jan Feja. Okazało się wtedy, że jesteśmy niepotrzebni. Włączono nas do sekcji wywiadowczej i zapomniano o nas - opowiada inny policjant.
O specgrupie przypominano jednak sobie od czasu do czasu, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba było przed społeczeństwem lub przełożonymi pochwalić się umiejętnościami policjantów. Bardzo szybko przylgnęła do niej nazwa "grupa teatralno-cyrkowa".
Wkrótce odeszli z niej ludzie, którzy ją stworzyli. Do grupy zaczęto przyjmować przypadkowe osoby. Szkolenie ograniczono do minimum.
- Kiedyś wykonywaliśmy strzelania zupełnie inne, niż te które ćwiczą zwykli policjanci - mówi nasz rozmówca. - Dzisiaj do wystrzelania mamy zaledwie kilka sztuk amunicji. Nie mamy szkolenia taktycznego. W zamian oficerowie z Sieradza opowiadają nam o kruczkach prawnych.
Funkcjonariusze skarżą się również na zaopatrzenie w sprzęt. Mówią, że część sprzętu, którym kiedyś dysponowali gdzieś przepadła.
- Skoro pełnimy rolę zapchajdziury, jesteśmy niepotrzebni, to może lepiej zlikwidować grupę - zastanawiają się nasi rozmówcy.
W Komendzie Wojewódzkiej na temat grupy represyjno -szturmowej nie chciano rozmawiać. Poinformowano nas, że jest to sprawa komendanta miejskiego. Mł. insp. Jan Feja nie chciał jednak wypowiadać się osobiście. Jego opinię przekazała nam mł. asp. Katarzyna Zdanowska: - Grupa represyjno-szturmowa spełnia swoje zadania. Jeżeli zachodzi taka potrzeba policjanci, wchodzący w jej skład, są wykorzystywani do wykonywania różnych zadań. Szkolenie grupy odbywa się systematycznie. Charakter i intensywność zajęć jest jednak różna i zależy przede wszystkim od zadań, które funkcjonariusze mają wykonywać.
Edward Mazurkow