Zamordował rodziców, bo znaleźli hodowlę marihuany?
- Kiedy obudziłem się rano w niedzielę znalazłem rodziców w sypialni. Wszystko było zalane krwią a dom był splądrowany - powiedział policjantom 17-letni John Granat. Policja mu jednak nie uwierzyła i oskarżyła o brutalne zamordowanie rodziców - Johna i Marii. Policja twierdzi, że już kilka tygodni temu groził im śmiercią.
17-letni Polak zatłukł na śmierć rodziców? - czytaj więcej
Zalane krwią ciała polskich emigrantów policja odkryła w niedzielę rano w miejscowości Palos Park, niedaleko Chicago. Do domu wezwał ich nastoletni syn zamordowanych, który tłumaczył, że nic nie słyszał i nic nie wie, bo spał w piwnicy. Jednak policjanci podejrzliwie podeszli do jego wyjaśnień, tym bardziej, że widać było, iż zamordowana para broniła się przed napastnikiem a ich sypialni była cała we krwi - od podłogi do sufitu, podała telewizja ABC. Z domu nie zginęły żadne kosztowności ani gotówka.
Kupił wybielacz i kłamał
Policja odkryła, iż nastolatek wcale nie spał w niedzielny poranek, ale około godziny 5.15 jeździł samochodem po okolicy. W samochodzie znaleziono także butelkę silnego wybielacza, którym prawdopodobnie usiłował "posprzątać" miejsce zbrodni przed przybyciem policji oraz dużą sumę gotówki. - Kiedy zaczął zmieniać wersje zdarzeń, wiedzieliśmy, że kłamie - powiedział "Chicago Tribune" jeden ze śledczych.
Szeryf Tom Dart powiedział telewizji ABC, iż z informacji, jakie zebrała policja wynika, że stosunki nastolatka z rodzicami były "trudne" i już wcześniej groził, że ich zabije. Gazeta "Chicago Tribune" twierdzi, że chłopak groził śmiercią rodzicom już kilka tygodni temu, po tym jak odkryli, że hoduje w domu marihuanę. Rodzice zniszczyli hodowlę i wyrzucili rośliny. John w rozmowie ze znajomymi zapowiedział, że zabije ich za to, mimo to nikt nie zawiadomił policji.
Ciotki i wujkowie nie wierzą
John Granat nie przyznał się do winy, ale przed sądem zachowywał się zupełnie normalnie. Natomiast jego krewni - 17 wujków i ciotek - było wyraźnie wstrząśniętych oskarżeniami. Wszyscy krewni byli obecni podczas pierwszego posiedzenia. John Granat i jego rodzice pochodzą z licznej, polskiej rodziny. Krewni - z obu stron - są przekonani, że nastolatek nie zabił rodziców. Wynajęli mu też adwokata.
Także sąsiedzi Granatów są w szoku i twierdzą, że była to sympatyczna, normalna rodzina, na dodatek bardzo religijna i przywiązana do "tradycji starego kraju". W ich domu były liczne zdjęcia i pamiątki z Polski, w tym portrety papieża Jana Pawła II. - To niemożliwe, żeby taka tragedia miała miejsce akurat w tej rodzinie - powiedziała jedna z sąsiadek, dodając, że John jest "słodkim, idealnym chłopcem" i nawet "za milion lat" nie będzie w stanie uwierzyć, że byłby zdolny do takiej zbrodni. także jego koledzy ze szkoły nie mogą uwierzyć, że to on jest sprawcą zbrodni. Według nich to "normalny, spokojny chłopak, zwykły nastolatek".