Zamieszanie z ambasadorem pogorszy polsko-niemieckie relacje? "Kropla drąży skałę"
Dopiero po trzech miesiącach Polska wyraziła zgodę na przyjazd nowego ambasadora Niemiec. Został nim Arndt Freytag von Loringhoven. Wątpliwości nie budziło jednak jego doświadczenie, ale przeszłość. - W dyplomacji każde słowo i każdy gest ma znaczenie, spóźnienie też może dawać do myślenia - mówi nam doktor Małgorzata Bonikowska.
Berlin zgłosił kandydaturę von Loringhovena jeszcze w maju. Jednak Polska przez ponad trzy miesiące nie wyrażała zgody na przyjazd ambasadora. Poprzedni ambasador Rolf Nikel zakończył swoją kadencję wraz z początkiem lipca. Arndt Freytag von Loringhoven ma duże doświadczenie na międzynarodowej arenie, pracował na placówce w Moskwie, był zastępcą szefa niemieckiego wywiadu, a także bliskim współpracownikiem Sekretarza Generalnego NATO.
Dlaczego osoba nowego ambasadora budziła kontrowersje? Chodzi o jego pochodzenie. Ojciec von Loringhovena był żołnierzem Wehrmachtu, który w trakcie nalotów na Berlin w 1945 roku przebywał w bunkrze Adolfa Hitlera. Bernd Freytag von Loringhoven osobiście przygotowywał raporty dla Fuehrera, podobno sam naczelnik III Rzeszy wydał zgodę na jego ucieczkę przed kapitulacją.
Pochodzenie dyplomaty? Ekspert: To nie powinno mieć znaczenia
Zdaniem doktor Małgorzaty Bonikowskiej pochodzenie dyplomaty nie powinno mieć znaczenia. - Niemcy są naszym najbliższym sąsiadem, nie musimy się kochać, ale powinniśmy stosować się do pewnych procedur. Nie potrzebujemy zadrażnień, to są drobne rzeczy, które same w sobie nie są problemem, ale kropla drąży skałę - podkreśla w rozmowie z WP ekspert i prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.
- Trwa prezydencja niemiecka w Radzie Unii Europejskiej, mamy kwestie budżetowe i dziesiątki innych rzeczy, które są dla nas niezwykle ważne. W tym przypadku robienie sobie wroga przez małą sprawę jest nieopłacalne - zauważa. - Dobre obyczaje nakazują, bez względu na to, kto rządzi i jaka to sprawa, profesjonalnie prowadzić procedury dyplomatyczne. Odpowiadać na zaproszenia, powoływać w terminie ambasadorów, odwzajemniać rangę. Tak się buduje relacje dyplomatyczne - wyjaśnia.
Ekspertka podkreśla, że w dyplomacji nie powinno być czegoś takiego jak przypadek. - W dyplomacji każde słowo i każdy gest mają znaczenie, spóźnienie też może dawać do myślenia i być interpretowane. Ważne jest, żeby nie powodować niepotrzebnych zadrażnień, bo to może być odebrane jako celowe działanie - podkreśla. - Przez rodzinę można obciążyć każdego, liczy się profesjonalizm dyplomaty, lata doświadczenia i odsłużone placówki - podsumowuje.
Zobacz też: Spór o Westerplatte. Marcin Horała o Aleksandrze Dulkiewicz: nie wierzę w ciemno w prawdomówność pani prezydent
Szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau był w piątek w Berlinie. Podczas swojej wizyty zapewniał, że procedury przy powoływaniu ambasadora były "zgodne z konwencją wiedeńską" i z "dobrymi obyczajami dyplomatycznymi". - Może sprawy dość długo się przeciągały, ale takie rzeczy się zdarzają, także proszę o wyrozumiałość - stwierdził Rau.