Zamieszanie wokół zmiany czasu. UE ma duży problem
Komisja Europejska chciałaby zlikwidować zmianę czasu już w przyszłym roku, ale szanse na to są coraz niklejsze. Dlatego Austria, która sprawuje teraz unijną prezydencję, zaproponowała odłożenie reformy na 2021 r.
28.10.2018 | aktual.: 28.10.2018 08:47
Przedstawiciele Austrii przedstawili w poniedziałek ekspertom pozostałych krajów UE w Brukseli projekt przesuwający z roku 2019 na 2021 odejście całej Unii od dwukrotnego zmieniania czasu w ciągu każdego roku. To były zamknięte obrady, ale - wedle nieoficjalnych danych - pomysł Austrii spotkał się z przychylnością bardzo dużej części krajów Unii. Ministrowie z 28 krajów UE będą rozmawiać m.in. na ten temat na spotkaniu w Grazu w przyszłym tygodniu.
Ogłoszona we wrześniu propozycja Komisji Europejskiej co do odejścia od zmiany czasu wymaga przegłosowania przez Parlament Europejski oraz unijnych ministrów w Radzie UE. - Zaproponowaliśmy bardzo ambitny harmonogram, żeby jak najszybciej i już w 2019 r. odpowiedzieć na oczekiwania obywateli. Nie mogę wypowiadać się o propozycjach, których nie ogłoszono publicznie - tak rzecznika KE Mina Andreeva odpowiedziała w piątek na pytania o austriacką inicjatywę osłabiającą plany KE. Nie wiadomo, co stanie się z żądaniami dokładnej oceny wpływu odejścia od zmiany czasu (np. na zużycie energii czy - chwalący sobie obecny system - sektor turystyczny), której miała się domagać część państw na obradach kierowanych przez Austrię.
- Projekt Komisji Europejskiej tworzy tyle zamieszenia, że przedstawiciele bardzo wielu państw przyjmują z ulgą pomysły na odwleczenie zmiany - tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów.
Suwerenność zegarowa w UE
Jednak głównym źródłem zamieszania, którego boi się Rada UE, są ograniczone uprawnienia instytucji Unii w kwestii czasu. Wprawdzie daty przechodzenia z czasu zimowego na letni i z powrotem są regulowane na poziomie wspólnotowym od lat 80. XX w., ale do poszczególnych rządów należy suwerenna decyzja, do której strefy czasowej wpisać swe kraje. Dotychczas nie przyniosło to nadmiernej różnorodności w Unii, w której można wyróżnić trzy bloki geograficzne - z czasem zachodnioeuropejskim (Wlk. Brytania, Irlandia, Portugalia), wschodnioeuropejskim (Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia, Bułgaria, Rumunia, Grecja i Cypr) oraz resztę - m.in. z Polską i Niemcami - z czasem środkowoeuropejskim. Odejście od zmiany czasu nieuchronnie wywołałoby w wielu krajach debaty, czy pozostać przy czasie letnim czy zimowym. To z kolei mogłoby doprowadzić do wprowadzenia - znacznie bardziej skomplikowanej niż teraz - mozaiki różnych stref czasowych w Unii.
Głównym impulsem dla propozycji odejścia od zmiany czasu były konsultacje społeczne przeprowadzone przez Komisje Europejską, które zakończyły się w sierpniu tego roku. Wynika z nich, że największymi zwolennikami odejścia od zmiany czasu są Polacy i Finowie (po 95 proc.)
Ponadto konsultacje wskazują, że - w razie przeprowadzenia tej reformy - największymi zwolennikami pozostania przy czasie letnim byliby Portugalczycy (79 proc. głosów w tych konsultacjach.), Cypryjczycy (73 proc.) oraz Polacy (72 proc.). Natomiast zwolennicy pozostania przy czasie zimowym (a zatem przy czasie "prawdziwym", bo geograficznym) przeważają m.in. w Finlandii, Danii i Holandii. Gdyby władze Holandii i Polski kierowały się zatem tymi głosami, to oba kraje - choć obecnie są w jednej strefie czasowej - skończyłyby na stałe z jedną godziną różnicy.
- Austriacka prezydencja w Radzie UE dąży do dobrowolnej koordynacji między krajami Unii, by po 2021 r. Unia pozostała przy obecnym, niemozaikowym podziale na trzy strefy czasowe. Ale sporo rządów po prostu nie ma teraz głowy, by się takimi tematami zajmować - tłumaczy nam jeden z urzędników UE w Brukseli. Gdyby to się nie udało, to wedle najnowszej austriackiej propozycji kraje, które chciałyby pozostać przy czasie letnim, przesuwałby wskazówki zegarów po raz ostatni 28 marca 2021 r., a kraje stawiające na czas zimowy - dopiero 31 października 2021.
Włosi bez entuzjazmu
Mocno zróżnicowane zainteresowanie tematem zmiany czasu to spory defekt konsultacji przeprowadzonych przez Komisję Europejską za pomocą formularza internetowego. Wzięło w nich udział około 4,6 mln ludzi (84 proc. za odejściem od zmieniania czasu), a w rozbiciu na kraje to było 3,79 proc. Niemców i 2,94 proc. Austriaków, ale tylko 0,34 proc. Polaków oraz zaledwie 0,04 proc. Włochów.
Włoski wicepremier Matteo Salvini (szef populistyczno-prawicowej Ligi) już we wrześniu krytykował Brukselę za szybkie zajmowanie się tematami popularnymi na Północy, a lekceważenie unijnego Południa np. przy postulatach luzowania unijnych reguł dyscypliny budżetowej czy w kwestiach migracji z Afryki. W niektórych mediach przyjęło to postać bezpośrednich oskarżeń, że "Bruksela zajmuje się niemieckim tematem", skoro - wskutek wielkości kraju i relatywnie dużego zainteresowanie konsultacjami - Niemcy to około 3 mln z 4,6 mln ich uczestników. A jedyny kraj, gdzie większość opowiedziała się za dalszym zmienianiem czasu, jest Grecja.
Brexitowe powikłania
Konsultacje społeczne to nie sondaż opinii publicznej, ale i takie klasyczne badania zdają się wskazywać na rosnącą niechęć do zmieniania czasu. Opracowanie Parlamentu Europejskiego na ten temat przywołuje sondaż z Niemiec z 2017 r., w którym za odejściem od przestawiania zegarów opowiedziało się 74 proc. ankietowanych, w sondażu we Francji z 2015 r. - 54 proc. ankietowanych, a na Łotwie z 2014 r. - 74 proc. Z kolei litewski Sejm w 2015 r. przyjął nawet uchwałę wzywającą do oddania krajom UE kompetencji w kwestii zmieniania lub niezmieniania czasu.
Jednak są istotne wyjątki, bo w brytyjskim sondażu z 2017 r. za odejściem od zmienia czasu opowiedziało się tylko 38 proc. badanych i zarazem 50 proc. zadeklarowało przywiązanie do obecnego systemu.
Wlk. Brytania ma opuścić Unię w marcu 2019 r., a kwestia zegarów może okazać się dodatkowym powikłaniem brexitowym dla Irlandii. Jeśli Unia odejdzie od zmieniania czasu, a Londyn pozostanie przy tym systemie, to - jak w tym tygodniu przypomniała komisja ds. UE w brytyjskiej Izbie Lordów - unijną Irlandię i brytyjską Irlandię Płn. przez część każdego roku po brexicie będzie dzielić godzina różnicy. Tymczasem szukanie sposobów na uniknięcie odbudowy międzyirlandzkiej "twardej granicy" (celnej, VAT-owskiej, związanej z kontrolą towarów pod względem standardów) to teraz najtrudniejszy problem negocjacji umowy brexitowej między Unią i Wlk. Brytanią.
Pomysł dwukrotnego zmieniana czasu w roku jest przypisywany Anglikowi Williamowi Willetowi, który w 1907 r. opublikował broszurę o "oszczędzaniu światła dziennego". Wśród krajów Europy, której jako pierwsze wprowadziły ten system, były Niemcy i Wlk. Brytania (w 1916 r.). Jednak o ile Brytyjczycy trwają nieprzerwanie przy tym systemie, to Niemcy kilkukrotnie go porzucały (po raz pierwszy w 1920 r.), a teraz trzymają się go od 1980 r. Z kolei Polska odeszła od systemu zmieniania czasu (odziedziczonego po zaborcach) w 1919 r., potem porzuciła go po raz drugi w 1949 r. (wprowadziły go władze okupacyjne podczas wojny). Potem zmieniono czas w Polsce w okresie 1957-1964, a następnie od 1977 r. do dzisiaj.
Przeczytaj również: *
*Unijne "nie" dla plastikowych słomek i patyczków do uszu
Bruksela ma kłopot. Rezygnacja z czasu letniego pod znakiem zapytania
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl