Zamiast grzybów znalazła niewypał
Pustynia Błędowska nie jest bezpieczna, nawet w miejscach często
odwiedzanych przez turystów. Mieszkanka Krakowa szukała na wzgórzu
Dąbrówka w Chechle pięknych widoków i maślaków – znalazła niewypał
pocisku artyleryjskiego - pisze "Gazeta Krakowska".
29.08.2007 06:45
Takie sytuacje się zdarzają. W tym miejscu organizujemy imprezę „Pustynne Miraże”. Raz, na punkcie startowym biegów przez pustynię zahaczyłem nogą o kawałek pocisku moździerzowego – przyznaje Marian Pajdak, prezes stowarzyszenia Polska Sahara, które działa na rzecz rekultywacji pustyni.
Każdego roku policjanci z kluczewskiego komisariatu zabezpieczają po kilka niebezpiecznych znalezisk, na pustyni i w okolicznych wioskach. Odbierają je saperzy z VI Brygady Szturmowo–Desantowej w Krakowie.
Od kilkudziesięciu lat pustynia wykorzystywana jest tylko do skoków, wcześniej jednak polska armia i Luftwaffe wypróbowywały tu różne rodzaje broni od pocisków V1 po bomby kasetonowe. Nadal więc można trafić na niebezpieczne znaleziska. Wystarczy przypomnieć przypadek sprzed kilku lat. W prywatnym garażu w Golczowicach dwóch mężczyzn wsadziło pocisk artyleryjski w imadło i usiłowało go przeciąć.
Skończyło się detonacją. Także pożar do w sierpniu 2003 roku nieopodal przysiółka Karna spowodował eksplozję kilku niewybuchów. – Na pogorzelisku znaleźliśmy wiele starych pocisków, nabojów i łusek – wspomina starszy aspirant Jan Mól z olkuskiej Straży Pożarnej. Nic dziwnego, że stowarzyszenie chce rozpocząć akcję odkrzewiania pustyni, właśnie od usunięcia niewybuchów.
Zrobiliśmy rozeznanie. Firma, która zajmowałaby się odnajdywaniem pocisków liczy, że koszt badań na każdym hektarze to 4–5 tys. złotych. Cała pustynia ma około 32 kilometrów kwadratowych. Usunięcie niebezpiecznych znalezisk jest bezpłatne, jednak za każdy inny metal wykopany z piasku trzeba zapłacić. To mogą być spore koszty, zwłaszcza, że na pustyni złom składowały jednostki wojskowe ze Śląska – dodaje Pajdak.
Alicja Renkiewicz