Zamach stanu w Gruzji
Gruzińska opozycja przejęła kontrolę nad salą posiedzeń parlamentu w Tbilisi, przerywając inaugurację parlamentu i wystąpienie prezydenta Eduarda Szewardnadze. Prezydent ogłosił stan wyjątkowy w kraju i zapowiedział, że zwróci się o pomoc do wojska. "To jest rozkaz specjalny i w jego realizacji będą uczestniczyć Ministerstwo Obrony i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. One przywrócą porządek" - oświadczył.
22.11.2003 | aktual.: 23.11.2003 14:02
Przywódczyni opozycji gruzińskiej Nino Burdżanadze, przewodnicząca parlamentu poprzedniej kadencji, zapowiedziała, że przejmuje funkcję prezydenta Gruzji. W kraju "dokonano zamachu stanu" - poinformowała służba prasowa prezydenta Szewardnadze.
Aksamitna rewolucja
Lider gruzińskiej opozycji Michaił Saakaszwili nakazał członkom prorządowych ugrupowań opuszczenie zdobytego przez swych zwolenników parlamentu i ogłosił, że w kraju doszło do pokojowego obalenia władz.
"W Gruzji miała miejsce aksamitna rewolucja" - powiedział Saakaszwili, nawiązując do wydarzeń czechosłowackich z jesieni 1989 r. Przekazał po tych słowach miejsce przewodniczącego izby swojej sojuszniczce Nino Burdżanadze, która kierowała parlamentem poprzedniej kadencji.
Według agencji AFP i Interfax, zwolennicy opozycji opanowali salę obrad, gdy Szewardnadze - mimo wymaganego kworum - usiłował dokonać otwarcia wybranego 2 listopada parlamentu. W inauguracji uczestniczyli jedynie posłowie bloków "Za Nową Gruzję" i Związku Demokratycznego Odrodzenia Gruzji. Cztery partie opozycyjne zbojkotowały posiedzenie. Nie przybył też prawosławny patriarcha Ilija II, który tradycyjnie otwiera pierwszą sesję parlamentu.
"Ten parlament jest bezprawny" - krzyknął Saakaszwili, a wśród rzędów foteli doszło do utarczek między jego zwolennikami a posłami dwóch prorządowych ugrupowań.
Gwarancja nietykalności
Szewardnadze próbował kontynuować przemówienie, jednak po paru minutach jego ochrona wyprowadziła go z sali. Wychodząc, zapowiedział swoim zwolennikom przed parlamentem, że nie poda się do dymisji. Saakaszwili zadeklarował, że gwarantuje prezydentowi Szewardnadze nietykalność i wezwał go do dymisji.
"Prezydent Gruzji nie ma już moralnego prawa pozostawać prezydentem" - powiedziała Burdżanadze, wzywając zwolenników opozycji do zachowania spokoju. Podziękowała policji, która zajęła wszystkie strategiczne miejsce w Tbilisi, za to, że powstrzymuje się z zastosowaniem siły wobec opozycjonistów i wezwała wojsko, aby przeszło na stronę opozycjonistów.
Opozycja nie uznaje wyników wyborów 2 listopada, które uważa za sfałszowane. Oficjalnie głosowanie wygrał prorządowy blok "Za Nową Gruzję" (21,32%), wyprzedzając sprzymierzony z nim Związek Demokratycznego Odrodzenia Gruzji (18,84%). Dopiero na trzecim miejscu uplasował się blok Saakaszwilego (18,08%), zaś do parlamentu weszła jeszcze lewicowa Partia Pracy (12,04%), blok Demokraci Burdżanadze i Zuraba Żwanii (8,79%) i prorynkowa Nowa Prawica (7,35%).
Wielu obserwatorów zwracało uwagę, że oba zwycięskie prorządowe bloki dostały ponad dwa razy tyle głosów, ile wróżyły im sondaże. Na placu przed parlamentem demonstrują tysiące zwolenników opozycji.