Polska"Żal jednoczy Polaków, ale nie potrwa to długo"

"Żal jednoczy Polaków, ale nie potrwa to długo"

Wspólnota Polaków zbudowana na poczuciu straty nie potrwa długo - ocenił psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński. Z kolei przy pozytywnych okazjach nie jesteśmy - jak mówił - zdolni do takiej jedności.

"Żal jednoczy Polaków, ale nie potrwa to długo"
Źródło zdjęć: © PAP

15.04.2010 | aktual.: 15.04.2010 08:23

- Poczucie krzywdy i straty narodowej to coś, co porusza Polaków - powiedział Czapiński. A właśnie katastrofa lotnicza, w której zginęło 96 osób, w tym Prezydencka Para i wielu ważnych polityków budzi, jak tłumaczył, silne skojarzenia z ciągiem "krzywd ojczyźnianych", których Polacy doznali w przeszłości. Wrażenie to potęguje fakt, że zdarzyło się to w miejscu, gdzie NKWD zamordowało tysiące Polaków. - Żal manifestowany jest wobec trumien wystawionych w Pałacu Prezydenckim, ale w istocie to wyraz bólu Polaków, że ojczyzna znowu została skrzywdzona. Polacy zdali egzamin z patriotyzmu - tłumaczył psycholog.

- Mówią o tym np. obserwatorzy z Zachodu, którzy przyjechali relacjonować wydarzenia w Polsce. Rozmawiałem z duńskim dziennikarzem, który powiedział mi, że podobne reakcje byłyby nie do pomyślenia w Danii - dodał.

Reakcje Polaków, gromadnie odwiedzających Pałac Prezydencki i towarzyszących konduktom wiozącym ciała Prezydenta i Jego Małżonki przez ulice Warszawy są podobne do tych, których byliśmy świadkami, kiedy pięć lat temu zmarł papież Jan Paweł II. Wtedy też połączył ludzi żal. Według Czapińskiego, to nasza narodowa cecha, że właśnie przy takich okazjach tworzymy wspólnotę. - Polacy potrzebują takiego impulsu, żeby poczuć się zbiorowością, bo na co dzień nie tworzą wspólnoty - podkreślił.

Pozytywne wydarzenia już tak Polaków nie mobilizują. - Wynika to z tego, że w gruncie rzeczy nie żywimy sympatii do bliźnich. Czujemy więź z ojczyzną, z narodem, ale już nie z sąsiadem. Pozytywne wydarzenia, takie jak sukcesy naszych sportowców, napawają nas dumą i cieszą, ale każdy z nas przeżywa je sam. Mieliśmy do czynienia z "małyszomanią", ale nie do wyobrażenia było, żeby tyle osób zgromadziło się wokół lotniska, żeby powitać Małysza wracającego z kolejnych wygranych zawodów - mówił psycholog.

A na poczuciu krzywdy - jak podkreślił - trudno jest zbudować coś trwałego. - Smutne jest to, że po wspólnej żałobie nie będzie dalszego ciągu, że poczucie jedności przeminie po kilku tygodniach, tak jak to miało miejsce po śmierci Jana Pawła II - powiedział.

Także pojawiające się od czasu katastrofy prognozy przemian w polskim życiu politycznym to - zdaniem Czapińskiego - mrzonka. - Miałem nadzieję w sobotę, a nawet jeszcze w poniedziałek, że lekcję z tej tragedii wyciągną politycy, ale już jestem świadkiem tej niecierpliwości, żeby znów wziąć się za gardła - powiedział.

Dodatkowym impulsem do sporów będzie przedwczesna, jak ją ocenił psycholog, decyzja o pochowaniu Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu. - Ta decyzja była podjęta w atmosferze bardzo silnych emocji i nie jest decyzją narodową. Nie było powodów, żeby podejmować taką decyzję na gorąco. Mówią tak również niektórzy przedstawiciele hierarchii kościelnej. Przecież szczątki zmarłych osób można przenieść na Wawel z pierwotnego miejsca pochówku. Moim zdaniem należało pochować Prezydencką Parę w Warszawie, a później dać szansę wypowiedzieć się ludziom, czy chcą, by spoczęli oni, jak by nie patrzeć, w panteonie polskich bohaterów narodowych - powiedział Czapiński.

Jego zdaniem szybka i autorytarna decyzja o pogrzebie na Wawelu może być odebrana jako "próba politycznego zdyskontowania tragedii".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)