Zakonnice zeznawały w sprawie "polskiego Fritzla"
Siostry zakonne z Przemyśla, które przez pewien czas udzielały schronienia poszkodowanej dziewczynie, przesłuchał Sąd Okręgowy w Białymstoku w procesie Krzysztofa B. z okolic Siemiatycz (Podlaskie), oskarżonego m.in. o wielokrotne gwałty na córce, a także o znęcanie się nad rodziną.
Sąd rozmawiał z zakonnicami w formie telekonferencji. W przyszłym tygodniu przesłuchana zostanie kolejna grupa świadków, w tym trzy osoby również w formie telekonferencyjnego łączenia z sądem we Wrocławiu - poinformowano w białostockim sądzie.
Szczegółów piątkowych przesłuchań sąd nie podaje, cały proces odbywa się bowiem za zamkniętymi drzwiami. Jeżeli nie będą składane nowe wnioski dowodowe, możliwe, że pod koniec października lub na początku listopada proces się zakończy.
Historia "polskiego Fritzla"
Krzysztof B., mieszkaniec okolic Siemiatycz, został zatrzymany we wrześniu 2008 roku, gdy jego żona wraz z 22-letnią obecnie córką, po wielu latach milczenia, zawiadomiły policję. Dziewczyna zeznała, że była wykorzystywana przez ojca i urodziła dwoje dzieci, a ojciec zmusił ją, by zostawiła je w szpitalu.
Mężczyźnie postawiono siedem zarzutów. Najpoważniejszy to wielokrotne gwałty na córce z użyciem przemocy i gróźb. Jak ustalono w śledztwie prowadzonym najpierw w Siemiatyczach, a potem w Białymstoku, pierwszy raz Krzysztof B. zgwałcił córkę, gdy miała 16 lat.
Dwójka dzieci, które dziewczyna urodziła w szpitalach we Wrocławiu i Siemiatyczach, trafiła do innych rodzin. Ze względu na dobro dzieci i tych rodzin prokuratura odstąpiła od szczegółowych badań ojcostwa, ale wie, gdzie - wskutek decyzji sądów rodzinnych - te dzieci trafiły.
W procesie odpowiadają też trzej inni mężczyźni, współoskarżeni w związku z najściem na dom narzeczonego córki Krzysztofa B., do którego uciekła. Ojciec zabrał ją stamtąd siłą, grożąc mężczyźnie.
W śledztwie Krzysztof B. przyznał się do współżycia z córką, ale twierdził, że działo się to za jej namową; nie zmuszał jej, nie wykorzystywał, nie groził. Twierdzi także, że dzieci urodzone przez dziewczynę nie są jego.
Media nazwały Krzysztofa B. "potworem z Podlasia" i "polskim Fritzlem".
Grozi mu do 15 lat więzienia (najwyższa jest kara za napad). W śledztwie był badany psychiatrycznie i psychologicznie. Żadnych zaburzeń na tle seksualnym lekarze nie stwierdzili.