ŚwiatZajęcie Bagdadu - koniec czy początek kłopotów?

Zajęcie Bagdadu - koniec czy początek kłopotów?

Nie ma końca komentarzom w prasie arabskiej po
niespodziewanie szybkim zajęciu Bagdadu przez amerykańskie wojska.
Czy to rzeczywisty koniec, czy dopiero początek kłopotów -
zastanawia się cała arabska prasa.

11.04.2003 | aktual.: 11.04.2003 16:02

Nie ukrywa zaskoczenia zniknięciem Saddama Husajna i jego armii. Pisze, że nadszedł czas równie delikatny jak przed uderzeniem na Irak. Rozgoryczeni ludzie nie wiedzą, "na czym stoją", walki przecież jeszcze nie ustały. Turcy żądają wycofania 10 tys. żołnierzy amerykańskich i kurdyjskich z Kirkuku, a jeśli nie, to wkroczą na zajęte przez nich pola naftowe.

W Bagdadzie pozostały grupy ochotników przybyłych z innych krajów arabskich, aby walczyć ramię w ramię z wojskami Saddama. Teraz czują się tam opuszczeni i niepotrzebni. Czy wrócą spokojnie do swoich domów, czy będą podejmować samodzielne akcje, podobne do środowej walki w okolicach uniwersytetu w Bagdadzie, w czasie gdy na centralnym placu stolicy niewielki tłum wspólnie z amerykańskimi żołnierzami walczył jedynie z pomnikiem Saddama.

Trzeba wyraźnie zwrócić uwagę na fakt, że wojna w Iraku rozbudziła poczucie patriotyzmu wśród wszystkich Arabów - powiedział Labib Qamhawi, jordański analityk polityczny, cytowany w artykule na łamach "Gulf News", codziennej gazecie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. "Obraz niszczonego Iraku, arabskiego kraju, który był kołyską cywilizacji, coraz większe cierpienia jego mieszkańców nie tylko napełniały miliony Arabów gniewem, smutkiem i złością, ale również karmiły ich serca rosnącym poczuciem patriotyzmu i nacjonalizmu" - czytamy w artykule.

Dla zwykłych Arabów ta wojna od początku była "niszczycielską wojną", mającą na celu przejęcia kontroli nad bogatymi złożami ropy naftowej i mogącą mieć wpływ na przyszłą politykę wobec innych krajów arabskich. Dlatego też tak wielu zwolenników walki z Amerykanami przybyło do Iraku (wg niektórych źródeł ok. 5 tys.). Chcieli walczyć nie tylko za Irak, ale i w imię szeroko pojętej wolności.

Dziś pytanie, co Irakijczycy powinni zrobić "z tym wielkim, zachodnim złem", stawia się przed pytaniem, jaki rząd powinni utworzyć, bo to jest sprawa życia i śmierci dla przyszłości ich kraju.

"Reżim i ludzie nie są wieczni, ale okupacja wpisze się w pamięć pokoleń i odciśnie się piętnem na tych, którzy współpracowali z okupantami" - pisze Sultan Hattab, jordański komentator "Gulf News".

O tym, jak ważne są to dni dla przyszłych stosunków z Kuwejtem, mówi w wywiadzie dla tej samej gazety Dżasem al-Charafi, przewodniczący parlamentu tego kraju. Podkreśla, że dni powojennego Iraku mogą być trudniejsze niż sama wojna, biorąc po uwagę fakt, że od przyszłego rządu zależy tak wiele, nie tylko polityczne relacje z sąsiadującym Kuwejtem.

"Modlę się do Boga o jedność wśród Irakijczyków, aby skupili się wokół nowych władz i zapomnieli o dzielących ich różnicach. Mają okazję pokazać światu, że zasługują na wolność i demokrację. Najgorsze, co się może stać po tych ciężkich latach reżimu, to przejście od radości do smutku, jeśli nastąpią konflikty między różnymi partiami" - powiedział al-Charafi.(ck)

Źródło artykułu:PAP
usawojnairak
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)