Zagraniczni bezdomni ciągną nad Wisłę
Peter Schultz z Niemiec od pięciu lat mieszka w ośrodku Caritasu. Takich jak on z roku na rok jest w stolicy coraz więcej - pisze "Życie Warszawy". Problem nie istnieje - mówią tymczasem w Biurze Polityki Społecznej Ratusza.
21.09.2007 | aktual.: 21.09.2007 05:41
Do warszawskich noclegowni, stowarzyszeń i ośrodków pomocy bezdomnym zgłasza się coraz więcej cudzoziemców. Ilu ich jest? Nie wiadomo, bo nikt ich nie liczy.
W ubiegłym roku przebywało u nas dziesięciu obcokrajowców. Dziś jest ich prawie trzy razy więcej - szacują w noclegowni Monaru. Podobnie jest w innych placówkach. Elżbieta Zwierz, dyrektor Ośrodka Pomocy Bezdomnym im. H. Kofoeda mówi, że przychodzą przede wszystkim bezdomni z Kazachstanu i Ukrainy. Okazuje się jednak, że coraz częściej wśród bezdomnych pojawiają się osoby z USA, Francji i Wielkiej Brytanii.
Anny Lachowskiej - pracownicy ośrodka, gdzie przebywa Peter widok cudzoziemców już nie dziwi. Spotyka ich codziennie. Opowiada, że jedni przychodzą tylko na noc, inni zostają dłużej. Często jest tak, że ambasady ich wysyłają do ośrodka. Osoby, które chcą zostać, muszą jednak zapracować na swoje utrzymanie. Mają do wyboru pracę w ośrodku lub w terenie. Tak, jak robi to Peter.
Jednak nawet dla tych, którzy nie chcą pracować na rzecz ośrodków i wybierają spanie na dworcach i w bramach, znajdzie się w Warszawie gorący posiłek. Codziennie kilkaset porcji wydaje jadłodajnia Tylko z Darów Miłosierdzia przy ul. Leszno.
Podobnych placówek jest w stolicy dwanaście. Każdego dnia zgłaszają się do nich obcokrajowcy. Można ich spotkać np. przed kościołem Kapucynów na Miodowej. Anna Lachowska ocenia, że najczęściej przychodzą Niemcy, Wietnamczycy, Rosjanie, Rumuni i obywatele Kongo. (PAP)