Zagłada Korościatyna przez ukraińskich nacjonalistów z UPA
W roku obecnym obchodzimy 70. rocznicę ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich z UPA i SS Galizien. Zbrodnia ta, po wcześniejszym wymordowaniu Wołynia, objęła także Małopolskę Wschodnią, czyli dawną Galicję Wschodnią, oraz Lubelszczyznę. Jedną z pierwszych wiosek wymordowanych w 1944 r. był Korościatyn - pisze ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w artykule dla Wirtualnej Polski.
Korościatyn był jedną z największych polskich wsi w powiecie buczackim na Tarnopolszczyźnie. Położony przy trasie kolejowej prowadzącej z Tarnopola do Stanisławowa liczył 900 mieszkańców, w tym tylko kilku Ukraińców i Żydów. Posiadał szkołę i stację kolejową.
Do końca XIX wieku Korościatyn należał do parafii rzymskokatolickiej w Monasterzyskach. Jej teren zamieszkiwali, żyjąc w harmonii, Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Ze znanych osób tutaj urodzonych można wymienić m.in. ks. biskupa Stanisława Padewskiego z diecezji charkowsko-zaporoskiej, prof. Gabriela Turowskiego - osobistego lekarza papieża Jana Pawła II, oraz dwóch językoznawców: prof. Michała Łesiowa z UMCS w Lublinie, badacza języka polskiego i ukraińskiego, oraz śp. doc. Jana Zaleskiego z WSP w Krakowie, autora "Polszczyzny kresów południowo-wschodnich" i "Nazw miejscowych Tarnopolszczyzny".
Pierwsze zbrodnie
W 1905 r. w Korościatynie erygowano nową parafię. Jej powstanie było możliwe dzięki ziemiance Józefie Starzyńskiej, która ufundowała murowany kościół. Poprawne relacje pomiędzy mieszkańcami, należącymi do różnych narodowości, zniszczyła II wojna światowa. Pierwsze zbrodnie miały miejsce już we wrześniu 1939 r. Śp. Jan Zaleski w swojej "Kronice życia" pisze: "w przeddzień wkroczenia Czerwonej Armii Ukraińcy wymordowali polską ludność na kolonii Kołodne pod Wyczółkami". Następnie pod datą 8 lutego 1940 r. wspomina: "Pierwsze wielkie zsyłki Polaków na Sybir. Wysiedlono przede wszystkim kolonistów i osiedleńców, a także sporo polskiej inteligencji".
Następne zbrodnie nastąpiły w czerwcu 1941 r., tuż po ataku Niemiec na ZSRR. W Czechowie należącym do parafii w Monasterzyskach miejscowi Ukraińcy wymordowali swoich polskich sąsiadów. Pomordowanych pochowano we wspólnej mogile, do której wrzucono i żywcem pogrzebano także ciężko rannych. W następnych miesiącach ukraińscy policjanci zastrzelili w Korościatynie kilka osób.
Największy dramat wioski rozegrał się na początku 1944 r. Autor "Kroniki życia" pisze: "W nocy z 28 na 29 lutego banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna. Rozpoczęli 'żniwo' równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg, od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy wyspecjalizowane grupy: pierwsza 'pracowała' toporami, druga rabowała, trzecia paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal przez całą noc. Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę. Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność".
Zaczęło się od podstępu
Rzezi w Korościatynie dokonał oddział UPA, wspierany przez miejscową ludność ukraińską, uzbrojoną w siekiery, kosy, widły i noże; łącznie 600 osób. Posłużono się podstępem. Mieszkanka Aniela Muraszka relacjonowała: "Banderowcy zaatakowali o godz. 18-tej, a więc wtedy, gdy warty dopiero rozchodziły się na posterunki. Zdradziła to pewna Ukrainka ożeniona w Korościatynie. Zdradziła także hasło, którym posługiwali się wartownicy. Napastnicy wjechali do wioski saniami, wołając po polsku, że są partyzantami i żeby chłopcy z wioski zgromadzili się wokół nich. Chcieli ich bowiem w jak największej ilość wymordować. Po chwili zaatakowali i rozpoczęła się rzeź".
Banderowcy opanowali najpierw stację kolejową oraz wymordowali kolejarzy i ludzi oczekujących na pociąg. Następnie mordowali, rabowali i palili zagrodę po zagrodzie. W grupie podpalającej domy brali udział nawet 12-, 14-letni chłopcy. Samoobrona, początkowo zaskoczona, stawiła jednak rozpaczliwy opór, który uratował większość mieszkańców. Walki ustały dopiero nad ranem, gdy z odsieczą przeszedł oddział AK stacjonujący w odległych o 12 km Puźnikach. W czasie rzezi zamordowano ok. 150 osób. Cała wieś została spalona, ocalała jedynie plebania i kościół.
Jan Zaleski wspomina: "Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku, ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem".
Pomordowanych pochowano 2 marca 1944 r. Warto zaznaczyć, że w dniu rzezi Korościatyna Ukraińcy z dywizji SS Galizien spalili żywcem 1000 Polaków w Hucie Pieniackiej, leżącej w innej części Tarnopolszczyzny.
Nie tylko Korościatyn
Zagładzie ulegli także Polacy z okolicznych wiosek. Dwa tygodnie po tragedii Korościatyna banderowcy w Bobulińcach k. Podhajec zamordowali 39 osób, w tym ks. Józefa Suszczyńskiego. W Jazłowcu z kolei z ich rąk zginął ks. dr Andrzej Kwaśnicki i dwie siostry niepokalanki. Najtragiczniejszy jednak mordy były już po ponownym wkroczeniu Sowietów - 2 lutego 1945 r. w Ujściu Zielonym banderowcy z UPA zamordowali 133 osób; 4 lutego w Baryszu 135 osób; 7 lutego w Zalesiu spalono żywcem 50 osób; 12 lutego w Puźnikach 110 osób; 25 lutego w Zaleszczykach Małych 39 osób. Ocaleni Polacy z Korościatyna zostali na jesieni 1945 r. wywiezieni na zachód, głównie w okolice Strzelina i Legnicy.
Po 1990 r. kościół w Korościatynie nowi mieszkańcy wioski, głównie przesiedleni Łemkowie, odremontowali i przekształcili w cerkiew. Z kolei słynny obraz Matki Bożej Bolesnej z Monasterzysk trafił do Bogdanowic k. Głubczyc. Tutaj zawsze w niedzielę w okolicy 15 września spotykają się Kresowianie i ich potomkowie.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski dla Wirtualnej Polski
Śródtytuły pochodzą od redakcji.