Zaginięcie Iwony Wieczorek. Latkowski ujawnia: "Z akt wynika, kto to zrobił"
Siedem lat po zaginięciu nadal nie wiadomo, co stało się z Iwoną Wieczorek. Nowe światło na tę historię rzuca Sylwester Latkowski w książce "Układ Trójmiejski" wydawnictwa Zysk i Spółka. Dziennikarz twierdzi, że w aktach sprawy jest odpowiedź na to, kto stoi za zniknięciem dziewczyny. Wirtualna Polska jako pierwsza publikuje jej fragmenty.
- Tak naprawdę akta sprawy wskazują, kto za tym stoi. Problem polega na tym, że upłynęło dużo czasu od zaginięcia i bardzo trudno teraz zebrać właściwy materiał dowodowy. Policja nie dopilnowała tej sprawy. Wiele czynności, które powinny być wykonane od razu, w pierwszych dniach po zgłoszeniu zaginięcia, wykonano po kilku latach - mówi Wirtualnej Polsce Latkowski.
I wyjaśnia, że "zamiast natychmiast przesłuchać osoby, które mogły mieć związek ze sprawą, tylko je rozpytywano". - Ludzie, którzy byli typowani jako mogący mieć coś wspólnego z zaginięciem, zostali przesłuchani po długim czasie od zaginięcia i bardzo nieudolnie. Nie zabezpieczono od razu monitoringu. Policja przekonuje, że mimo wszystko odzyskała wszystkie nagrania, a to nieprawda. Część została już skasowana, zanim policja zajęła się nagrania - wylicza błędy funkcjonariuszy.
"To skandal"
Autor książki zwraca też uwagę na skandaliczne - jego zdaniem - postępowanie Komendy Głównej Policji. - KGP najpierw zleciła ekspertowi przeanalizowanie całego monitoringu, a gdy to zrobił i wskazał, jakie czynności mogą doprowadzić do ujęcia sprawców, to nagle policja kazała mu zostawić sprawę. Co takiego niewygodnego odkrył, że Komenda Główna odebrała mu tę sprawę? To skandal - mówi Latkowski. Poniżej publikujemy fragmenty rozdziału poświęconego sprawie Iwony Wieczorek.
Książka "Układ Trójmiejski" nakładem wydawnictwa Zysk i Spółka ukaże się 4 grudnia:
19-letnia Iwona Wieczorek zaginęła w drodze z imprezy w Sopocie do domu w Gdańsku. Wieczór spędziła z koleżanką Adrią oraz trzema poznanymi niedawno kolegami: Adrianem, Markiem i Pawłem. Ostatni raz widzieli ją ok. 2:50 nad ranem, gdy po kłótni opuściła klub i udała się w stronę domu. Między 3 a 4 rano rozmawiała jeszcze z koleżanką przez telefon. Monitoring miejski zarejestrował, jak idzie nadmorskim deptakiem w rejonie Jelitkowa, jednej z dzielnic Gdańska. Od domu dzieliło ją 20 minut.
Sylwester Latkowski w książce "Układ trójmiejski" jeden z rozdziałów poświęcił sprawie zaginięcia dziewczyny. Dziennikarz i reżyser zwraca uwagę, że tak jak w sprawie Olewnika, tak i tutaj nic nie działo się tak jak powinno. "Przez pierwszy tydzień sprawa Wieczorek leżała na półce w komendzie policji. A to pierwsze dni są najważniejsze. Nie zabezpieczono całego monitoringu z miejsc, gdzie mogła przebywać dziewczyna. Na przykład niektóre zapisy monitoringu ściągano dopiero sześć dni od zaginięcia. Psa z Grupy Ratownictwa Specjalnego PCK użyto jedenaście dni po zniknięciu dziewczyny" - pisze w książce.
Podejrzanym były chłopak
Dziennikarz publikuje w "Układzie trójmiejskim" swoją rozmowę ze śledczym, który bardzo dobrze zna kulisy sprawy Iwony Wieczorek. Policjant zwraca uwagę, że podejrzanym był m.in. były chłopak dziewczyny. Funkcjonariusz zwraca uwagę, że trasę z klubo nocnego do domu Wieczorek pokonała dokładnie tydzień wcześniej.
"- Tyle że wracała tą samą drogą z koleżanką. O tej samej porze i w tych samych okolicznościach. W czasie powrotu doszło do jakiegoś nieporozumienia, które Iwona opisywała, dzwoniąc do różnych
osób, o 5 rano. Dzwoniła do różnych kolegów.
- O czym mówiła? - zapytał Latkowski.
- Żaliła się, że została pobita w parku Reagana. Zadzwoniła między innymi do swojego byłego chłopaka, Piotrka (imię zostało zmienione przez autora książki-przyp.red.). Chory związek. Oni byli strasznie zazdrośni o siebie. Bo ten, o którym mówiono, że jest chłopakiem Iwony, to był na przeczekanie. By pokazać Piotrkowi, zagrać na nosie. Ale oni cały czas byli ze sobą. Kłócili się non stop. I ona zadzwoniła wtedy też do Piotra. Kilka dni przed jej zaginięciem. Piotr został przesłuchany. Na pytanie, co mówiła Iwona, powiedział, że dzwoniła, skarżąc się, że jego koledzy ją pobili. Ochrzanił ją, niby po co się szlaja po nocy. Prowokuje sytuacje".
Policjant zwraca uwagę, że Piotr twierdził, iż siedział przy drodze, przy której Iwona mogła przejść, i z kolegami pili piwo. "Piotr od początku kłamał. Mówił wpierw, że o dwunastej poszli już do domu spać. Wymienił dwóch kolegów, ale zastrzegł, że mogło ich być więcej. Zataił ich po prostu. Piotr stwierdził, że wszyscy poszli spać. Dwaj wymienieni koledzy potwierdzają, że poszli spać. Kłamali. Zostali zbilingowani, zbeteesowani (zlokalizowani za pomocą telefonów komórkowych - przyp. red.).
Jak wynika z opisanej przez Latkowskiego rozmowy, Iwona wieczorek wyszła z klubu po kłótni ze znajomymi. Okazuje się, że poszło właśnie o jej byłego chłopaka. Dziewczyna dostała SMS-a od jednej z koleżanek, że Piotr bawi się z innymi dziewczynami. Dlatego wściekła postanowiła pójść do domu.
"Chłopak kłamał"
"- Co wynika z analizy BTS-ów i bilingów Piotra?
- Kłamał, nie poszedł spać o północy. W czasie przesłuchania powiedziano mu, że jest świadek, który widział go w restauracji, jak bawił się z dziewczynami. To była pierwsza w nocy. Zamurowało go. Odpowiedział, że być może tak było. Ale potem poszedł do domu. Problem tylko, że jego telefon loguje się przy parku Reagana jeszcze o 3.30. I przed czwartą. Kamera zarejestrowała ją w pobliżu tuż po czwartej. Piotr ewidentnie kłamał, nie przemieszczał się sam i nie robił tego na piechotę, bo w krótkim czasie jego telefon logował się w różnych miejscach. Pomiędzy poszczególnymi logowaniami była odległość czterech kilometrów. I działo się to w ciągu czterech minut. Dociśnięty przyznał, że mieli samochód" – czytamy w książce.
Rozmówca Latkowskiego uważa, że Piotr ma "ma coś za uszami". "Innych jak przesłuchiwano, to mieli luz. A Piotr cały czas był spięty. Hipoteza jest taka, że przesadzili, że było o jedno uderzenie za dużo. Dysponowali samochodem" – mówi policjant.
Autor książki odnosi się także do ustaleń jednego z biur detektywistycznych, które twierdzi, że ma nowe tropy ws. Iwony Wieczorek. Okazuje się, że opierają się na ustaleniach Komendy Głównej Policji z 2015 r. Analiza monitoringu wykonana przez funkcjonariuszy wykazała, że w samochodzie, który zbierał śmieci, mogło być ciało zaginionej dziewczyny.
"- Gdańskowi kazano zająć się tym wątkiem. Przyjechali z KGP, puścili film, zrobili stop-klatkę i powiedzieli: Tutaj leży Iwona. Ci z Gdańska nie widzą tego, co w Komendzie Głównej Policji – mówi Latkowski.
- Znam ten film, także nie widziałem.
- Objęto ich techniką, ktoś z nich za granicą wtedy przebywał.
- To by oznaczało, że w sprawie pojawiłby się M. Nie wierzę, że miał z tym coś wspólnego. I co? Wprowadzał jeszcze kolejne osoby, które się upiją i wygadają, całe życie im płacić? Zdarzenie z Iwoną nie było zaplanowane. Kto mógł przewidzieć, że się pokłóci i wyjdzie nagle, i że pójdzie na piechotę. Sama. Zdarzenie to miało charakter spontaniczny" – czytamy w książce.
Policjant uważa, że funkcjonariusze z Gdańska nigdy nie rozwiążą sprawy zaginięcia dziewczyny, ponieważ nie ma tam odpowiedniego zespołu. Według niego, nad sprawą "pracował" jeden młody policjant z małym doświadczeniem, a wcześniej, w latach 2010-2015, dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli jeszcze inne obowiązki.
Rozmówca Latkowskiego ujawnia także, że zlecenie przeanalizowania sprawy dostał w 2011 r. analityk z Komendy Głównej Policji. Pracował przy tym przez pięć lat.
"Ostatecznie zabroniono mu zajmować się sprawą - mówi policjant.
- Zabroniono? - nie wierzyłem w to, co usłyszałem.
- Niech publicznie pan zapyta: Dlaczego odsunięto od sprawy znanego analityka kryminalnego? Biuro kryminalne w Komendzie Głównej Policji nie jest i nie było zainteresowane tą sprawą. Przecież ich nadzorowanie jest obowiązkiem biura. Analityk usłyszał, żeby się nie wtrącał".
Książka Sylwestra Latkowskiego "Układ trójmiejski" nakładem wydawnictwa Zysk i Spółka trafi do księgarń 4 grudnia.