ŚwiatZadźgali księdza krzycząc: "Bóg jest wielki"

Zadźgali księdza krzycząc: "Bóg jest wielki"

Kiedyś byli panami pustyni i władcami żyznej Doliny Nilu, dziś tysiącami uciekają z ziem swoich przodków - tylko dlatego, że ich znakiem jest krzyż. Egipscy chrześcijanie, Koptowie, od blisko dwóch tysięcy lat stawiają opór kolejnym falom prześladowań. Tę najnowszą przyniosło arabskie tsunami, które zmyło ze stołka prezydenta-dyktatora Hosniego Mubaraka i miało przynieść całemu narodowi nową, lepszą przyszłość. W lutym mordercy zadźgali koptyjskiego duchownego, krzycząc: "Allahu akbar" (Bóg jest wielki - red.) . Od tej pory w Egipcie zginęło jeszcze kilkudziesięciu chrześcijan. Czy to początek kolejnych prześladowań?

Zadźgali księdza krzycząc: "Bóg jest wielki"
Źródło zdjęć: © AFP | Mahmud Hams

Wśród Egipcjan narasta gniew. Przez trzy dekady władze nimi poniewierały. Na początku roku zjednoczyli się jednak w oporze wobec pazernego dyktatora i jego świty. Po dziesiątkach demonstracji, setkach starć z policją, tysiącach rzuconych kamieni i wystrzelonych kul, 11 lutego Egipt oszalał z radości: dyktator ustąpił, władzę - na chwilę - przejęli wojskowi. Miało być już tylko lepiej. Jak się okazuje osiem miesięcy po tych elektryzujących wydarzeniach, nie jest. Demonstracje nie ustają a Plac Tahrir znów stał się areną krwawych starć. Dotknięci wydarzeniami z przełomu stycznia i lutego Egipcjanie reagują drażliwie na wszystko, co dotyczy ich ojczyzny. Skutki tego odczuł już Izrael po incydencie na Półwyspie Synaj, gdy dwóch egipskich agentów bezpieczeństwa zostało omyłkowo zabitych przez izraelskie wojsko, odczuła je także rządząca krajem Najwyższa Rada Wojskowa. Jednak najwięcej "ale" pod adresem nowych władz mają egipscy chrześcijanie.

Koptowie stanowią 6-12% ludności Egiptu* i są najbardziej zintegrowaną z muzułmanami społecznością chrześcijańską na Bliskim Wschodzie: na co dzień mówią po arabsku, modlą się pięć razy dziennie, zdejmują buty przed wejściem do kościoła, a kobiety często noszą chusty. Na pierwszy rzut oka od muzułmanów odróżnia ich przede wszystkim mały krzyż, wytatuowany na dłoni. Jak się okazuje, to wystarczy.

Eksterminacja i exodus

1 stycznia przed kościołem al-Qiddissin (Wszystkich Świętych) w Aleksandrii zamachowiec-samobójca zdetonował bombę. Zginęło 21 osób. Tuż po zamachu na ulice wylegli i chrześcijanie, i muzułmanie. Znów polała się krew. W lutym zamaskowani sprawcy zadźgali koptyjskiego duchownego. Świadkowie zeznali, że krzyczeli "Allahu akbar" (Bóg jest największy - red.). W marcu 13 Koptów zginęło w wyniku ulicznych walk. W maju poległo kolejnych 12, gdy radykalni muzułmanie przeprowadzili ataki na koptyjskie świątynie.

Apogeum przyszło w październiku. Tysiące ludzi (nie tylko chrześcijan) wyszło na ulice, by protestować - tym razem przeciwko nowym, tymczasowym władzom, które, według nich, są ślamazarne i bardziej skore do karania demonstrantów niż członków obalonego reżimu. Najliczniejsi wśród zgromadzonych egipscy chrześcijanie sprzeciwiali się ponad to prześladowaniom religijnym i atakowi na jeden z kościołów. W ulicznej bitwie zginęło co najmniej 25 osób a ponad 200 zostało rannych.

Kto zawinił? Prawdy, jak zwykle, są dwie. Według państwowej telewizji to demonstranci, którzy zgromadzili się pod jej siedzibą na placu Maspero, zaczęli bitwę. Mieli strzelać do policji, rzucać kamieniami, podpalać samochody. Gen. Adel Emara, przedstawiciel władz, przekonywał ze swej strony, że to "protestujący tłum zaatakował funkcjonariuszy mieczami, bombami zapalającymi i kamieniami". Demonstranci z kolei twierdzą, że strzelaninę rozpoczęli tajniacy wmieszani w tłum, później zaś wydarzenia potoczyły się lawinowo: służby bezpieczeństwa otworzyły ogień, a w kulminacyjnym momencie dwa opancerzone pojazdy bezpieki wjechały w tłum. Pod ich kołami zginęła większość ofiar protestów. Gdy walki ustały a emocje nieco opadły, Koptowie winą za tragiczne wydarzenia w centrum Kairu obarczyli egipską armię. Zgromadzeni pod szpitalami, do których przewożono rannych, chrześcijanie krzyczeli: "Tantawi (dowódca Najwyższej Rady Wojskowej - red.), zdrajco, krew Koptów nie jest tania!".

Tahrir jeszcze krwawił, gdy szef włoskiej dyplomacji Franco Frattini podnosił alarm: "Trwa exodus egipskich chrześcijan". Jego zdaniem ojczyznę mogło opuścić już 100 tysięcy Koptów. Już wcześniej, tuż po noworocznym zamachu w Aleksandrii, były prezydent Libanu Amin Dżemajel stwierdzał, że chrześcijanie w Egipcie i Iraku padają ofiarami ludobójstwa z rąk ugrupowań ekstremistycznych.

Największa mniejszość

Koptowie są potomkami rdzennych Egipcjan - tych, którzy czcili Ozyrysa, Ra i Ptaha, poddawali się władzy faraonów, potomków boga słońca, i chowali ich w grobowcach - piramidach. Ich język pochodzi od staroegipskiego, choć jest zapisywany alfabetem greckim, nie hieroglifami. Od ośmiu stuleci Koptowie mówią jednak po arabsku, a język ich przodków jest martwy, używany jedynie w czasie liturgii.

Mieszkańcy Doliny Nilu, włączonej w 30 roku p.n.e. do Imperium Rzymskiego, o Jezusie Chrystusie i jednym Bogu w trzech osobach usłyszeli po raz pierwszy od św. Marka, ewangelisty. Przyjmowali nową wiarę, choć niejednokrotnie oznaczało to męczeństwo. Cesarstwo Rzymskie przez trzy wieki niestrudzenie i brutalnie prześladowało wyznawców Chrystusa. Nie inaczej było na ziemiach egipskich. Lata represji "zaowocowały" kanonem świętych i nowym kalendarzem - Koptowie liczą czas od tzw. ery męczenników (rozpoczęła się 29 sierpnia 284 roku). W 313 roku, wraz z edyktem mediolańskim (Wikipedia), prześladowania ustały. Nie na długo jednak - po soborze chalcedońskim w 451 roku, gdy Koptowie nie uznali człowieczej natury Jezusa Chrystusa (a jedynie boską), nowym ciemiężycielem egipskich chrześcijan stało się Cesarstwo Bizantyńskie. I wtedy z pomocą przyszli Arabowie.

Zdobycie Egiptu przez Arabów w 641 roku spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem - Koptowie, dotąd podporządkowani Bizancjum, na każdym kroku spotykali się z nietolerancją, bronili przed prześladowaniami, walczyli o zachowanie własnej wiary. Faktycznie, początkowo nowych władców Doliny Nilu interesowała raczej zawartość państwowego skarbca niż dusze podbitych ludów. W VII wieku stanowili jeszcze etniczną i religijną większość - 80% mieszkańców Doliny Nilu było Koptami (w sensie etnicznym). Z czasem jednak coraz bardziej integrowali się z Arabami, a część z nich sama zwracała się ku Allahowi - głównie po to, by uniknąć płacenia dżizji (pogłównego), obowiązkowego podatku dla dorosłych innowierców. Stopniowo Koptowie z etnicznej większości stawali się religijną mniejszością we własnym kraju, a w ich prawie dwutysiącletniej historii brutalne prześladowania przeplatały się z okresami względnego spokoju i niezależności.

Nowa era męczenników

Początek XX wieku przyniósł Koptom nadzieję na pełną integrację z muzułmanami - ramię w ramię walczyli z nimi o niepodległość Egiptu od Imperium Brytyjskiego. W 1908 roku Butrus Ghali został nawet pierwszym (i jak dotąd ostatnim) koptyjskim premierem Egiptu. 15 lat później w egipskiej konstytucji zagwarantowano równość wszystkich obywateli, bez względu na pochodzenie etniczne czy wyznanie. Gdy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, przyszedł wielki kryzys gospodarczy, który poza majątkami tysięcy ludzi pogrzebał również nadzieję na pokój w Dolinie Nilu.

Na gruncie masowego bezrobocia, ubożenia społeczeństwa i upadku moralności (legalizacja prostytucji i handlu żywym towarem) wyrosło Bractwo Muzułmańskie. Radykalni muzułmanie, domagali się prawa opartego na szariacie, mówili językiem nienawiści i głosili hasła antyżydowskie i antykoptyjskie. Wraz ze wzrostem ich notowań rosła nietolerancja wobec innowierców. W końcu, po drugiej wojnie światowej, kościoły koptyjskie były regularnie obrzucane kamieniami, księża atakowani i bici, a uroczystości - zakłócane.

Wraz z nastaniem ery "naseryzmu" (rządów Gamala Abdela Nasera w latach 1952-1970) Koptowie zaczęli obawiać się nie tylko o swoje życie religijne, ale i społeczne i polityczne. Przez stulecia budowali swoją pozycję w kraju - pod koniec XIX wieku stanowili rdzeń arystokracji ziemskiej, a w ich rękach znajdowała się jedna czwarta bogactwa narodowego i prawie połowa stanowisk w sektorze publicznym. Teraz socjalistyczny rząd Nasera nacjonalizował ich szkoły i szpitale i konfiskował majątek należący do Kościoła koptyjskiego. Przed prześladowaniami Koptów uchroniło tylko to, że największym wrogiem nowego prezydenta było Bractwo Muzułmańskie. Oskarżeni o próbę zabicia Nasera w 1954 roku w Aleksandrii, Bracia Muzułmanie przez kolejne dwie dekady byli prześladowani, aresztowani i represjonowani.

Po nagłej śmierci Nasera w 1970 roku wydawało się, że rządy jego liberalnego następcy, Anwara Sadata (1970-1981), pozwolą Koptom wrócić do dawnej świetności. Nowy prezydent był znacznie słabszy i mniej popularny od swojego wielkiego poprzednika. Znalazł jednak sposób, by zwiększyć swoje notowania i zbudować zaplecze - zwrócił się ku religii. Wraz ze zmianami w konstytucji, wprowadzonymi w 1971 roku, szariat stał się jednym z filarów prawa, a radykalni muzułmanie wyszli z cienia. Sam Sadat ostentacyjnie obnosił się ze swoją wiarą, czym zyskał sobie przydomek "prezydent nabożny" (arab. ar-ra'is al-mu'min).

Za jego kadencji pogłębiła się również religijność jego rodaków: samorządy studenckie zostały opanowane przez islamskie organizacje studenckie a Bracia Muzułmanie, dzięki upowszechnieniu radia i telewizji, docierali ze swymi naukami w coraz bardziej odległe zakątki kraju. Jednocześnie na aleksandryjskim tronie "papieża Afryki" (biskup Aleksandrii, któremu tradycyjnie w chrześcijaństwie przysługuje tytuł patriarchy, bywa określany tym mianem - red.) zasiadł Szenuda III, czyli Nasir Gajid Rafail. Bez ogródek krytykował nowe władze, czym przysporzył sobie licznych wrogów wśród muzułmanów. W 1972 roku Aleksandrię zasypały pamflety, w których oskarżano go o plany zawładnięcia Egiptem. Kilka miesięcy później w spłonął koptyjski kościół w Kairze, zaraz później ulice zalała fala demonstrantów wykrzykujących antychrześcijańskie hasła. Zginęło 48 osób. Dla Koptów mogło to oznaczać tylko jedno: nową epokę "ery męczenników". Wolność w niewoli

Kolejne dziesięciolecie obfitowało w incydenty, które raz za razem prowadziły do pogłębienia nienawiści między muzułmanami a chrześcijanami w Egipcie. W przededniu koptyjskiego Bożego Narodzenia, 6 stycznia 1980 roku, kilka kościołów w Aleksandrii wyleciało w powietrze. Kilka tygodni później uczestnicy koptyjskiej konferencji w al-Azharze zostali brutalnie zaatakowani. Oliwy do ognia dolał rząd, który w maju wprowadził poprawki do konstytucji - odtąd Egipt oficjalnie stawał się krajem islamskim. Koptów ogarnął strach, Bractwo Muzułmańskie - złość. Pierwsi wiedzieli, że zaostrzą się prześladowania. Drudzy domagali się natychmiastowego wprowadzenia szariatu w całym kraju, więc krok rządu był dla nich zdecydowanie zbyt mały.

Czerwiec 1981 roku był naprawdę gorący. W trzydniowych zamieszkach na ulicach Kairu zginęło 17 osób, a 112 zostało rannych; zniszczono też 171 budynków. Sadat zdawał sobie sprawę, że swoimi rządami wzniecił konflikt, którego nie jest w stanie wygasić. Postanowił więc wymierzyć klapsa obu jego stronom: aresztowano 1,5 tysiąca osób z obu stron barykady, a Szenuda III został skazany na areszt domowy w klasztorze na pustyni. Cztery miesiące później członkowie organizacji Egipski Dżihad przeprowadzili zamach na prezydenta. Sadat zginął, a władzę przejął dotychczasowy wiceprezydent - Hosni Mubarak. Paradoksalnie, pod uciskiem jego żelaznej ręki Koptowie mogli wreszcie odetchnąć.

Mubarak był silniejszy i bardziej zdeterminowany niż jego poprzednik. Jak wielu władców swej epoki, obawiał się powtórki irańskiego scenariusza z 1979 roku. By temu zapobiec, wytoczył ciężkie działa przeciwko islamistom, w szczególności Bractwu Muzułmańskiemu. Wyświadczył tym samym przysługę Koptom - niedźwiedzią, jak się okazało. Islamscy ekstremiści, coraz bardziej gnębieni i spychani na margines życia społecznego i politycznego, w podziemiu rośli w siłę. W latach 1990-1993 przeprowadzili krwawą ofensywę przeciwko władzom, jednak jej ofiarami padali przede wszystkim turyści i Koptowie. By zatrzymać tę machinę terroru, rząd wyciągnął rękę do umiarkowanych islamistów - umożliwił im publikowanie tekstów w prasie i prowadzenie audycji radiowych. Ci skrzętnie z tego skorzystali i używali mediów do… atakowania Koptów.

W obronie egipskich chrześcijan wystąpili ich pobratymcy zza oceanu. W 1998 roku amerykański Kongres przegłosował wprowadzenie International Religious Freedom Act (IRFA) - prawo nałożenia sankcji na kraj, który pozwala na prześladowania religijne na swoim terytorium. Jednocześnie Amerykańskie Stowarzyszenie Koptów (American Coptic Association) naciskało na administrację USA, by dalszą pomoc dla Egiptu (ok. 2 mld dolarów rocznie) uzależnić od działań władz w Kairze na rzecz poprawy sytuacji chrześcijan. Mubarak na tyle przejął się konsekwencjami (głównie prestiżowymi) zawieszenia pomocy z USA, że sytuacja Koptów zaczęła się poprawiać, m.in. koptyjskim duchownym udało się odzyskać większość ziem skonfiskowanych za rządów Nasera.

W grudniu 2002 roku Mubarak wydał nawet rozkaz, by obchodzone 7 stycznia koptyjskie Boże Narodzenie stało się świętem narodowym. Jego gest był ukłonem w stronę coraz bardziej alienowanych w Egipcie Koptów i miał stanowić zalążek prawdziwej jedności Egipcjan - bez względu na to, do kogo kierują modły. Nawet organizacje koptyjskie ze Stanów Zjednoczonych, tradycyjnie krytyczne wobec władz w Kairze, doceniły to, co zrobił Mubarak dla ich pobratymców znad Nilu.

Mimo iż ostatnia dekada rządów Mubaraka nie zagwarantowała Koptom spokojnego snu i modlitwy, była zdecydowanie najspokojniejszym dla nich okresem w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Rewolucja, która pozbawiła go władzy i przyniosła wolność milionom Egipcjan, dla Koptów oznacza kolejny już okres prześladowań. Jak się wydaje, władze tymczasowe nie są w stanie pogodzić chrześcijan i muzułmanów. Czy uda się to nowemu rządowi i prezydentowi, wyłonionym w wolnych wyborach? Najpierw musi rzeczywiście do nich dojść - póki co bowiem ich terminy stale się zmieniają. Nikt nie zna więc ani dnia, ani godziny.

Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska

*Obecnie w 85-milionowym Egipcie żyje od 5 do 11 milionów Koptów. Ilu dokładnie? Tego nie wie nikt. Refaat el-Said, doktor historii współczesnej i przywódca egipskich socjalistów, stwierdził: "Liczymy w Egipcie wszystko: filiżanki, buty, książki. Jedyną rzeczą, jakiej nie obliczmy, są Koptowie. Od 1945 roku jest ich dwa miliony. Nikt nie umarł, nikt się nie urodził". Według danych rządowych Koptów jest w Egipcie pięć milionów, według samego kościoła - ponad 15 milionów (20%). Z kolei w International Religious Freedom Report z 2009 roku oceniono, że Egipt zamieszkuje 6-10 milionów chrześcijan, z czego zdecydowana większość należy do Ortodoksyjnego Kościoła Koptyjskiego. Działa tam również katolicki Kościół obrządku koptyjskiego, będący w jedności z Rzymem

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)