Zadyma w Warszawie: górnicy pobili się z policją
Demonstracja górników ze Śląska przeszła przez Warszawę. Górnicy protestowali przeciw decyzji Kompanii Węglowej o likwidacji czterech kopalń. Zaatakowali budynek SLD na Rozbrat oraz gmach Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej.
Górnicy atakowali policjantów i obrzucili budynki petardami, kamieniami, wyrwanym z chodników brukiem, farbą, prętami, koktajlami Mołotowa, zapalonymi szmatami, gumowcami, rzucali i bili styliskami kilofów, konarami drzew.
Policja podała, że rannych zostało przynajmniej 40 funkcjonariuszy. Według organizatorów protestu, kilkunastu górników jest rannych. Poturbowanych zostało też dwóch dziennikarzy. W ocenie policji w proteście wzięło udział blisko 7 tysięcy osób. Według organizatorów, było ich 10 tys.
"Przyjechaliście na darmową wycieczkę?"
Większość protestujących nie brała udziału w ataku i jedynie przeszła całą trasę demonstracji. Atakujący policjantów mieli do nich o to żal. Namawiali do włączenia się do ataku. "Ch... Oni za was walczą, a wy stoicie i nic nie robicie" - krzyczeli. "Przyjechaliście na darmową wycieczkę?" - pytali.
Podczas całego przemarszu wznosili okrzyki "Złodzieje", "Precz z komuną", "Hausner za kraty, Miller w zaświaty", "Pracy, chleba", "Nie kopalnie, zamknąć rząd", gwizdali, używali przenośnych syren. Część górników przyjechała na protest bezpośrednio po zakończeniu zmiany, w roboczych ubraniach i kaskach.
Protestujący nieśli hasła: "Pojedziemy do Warszawy na Piechotę", "Gdy rząd Śląsk ignoruje, sam na siebie wyrok szykuje", "Klank (prezes Kompanii Węglowej)
- Piechota = głupota". Na transparencie rozwieszonym przed kancelarią premiera widniały hasła: "Precz z łapami od górnictwa, czerwone chamy", "Hausner - Judasz" i narysowana podobizna wicepremiera Jerzego Hausnera na szubienicy.
Sprzed Torwaru protestujący ruszyli w kierunku Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej mijając po drodze siedzibę SLD przy ulicy Rozbrat. Czoło pochodu minęło budynek Sojuszu, jednak idący w tyle obrzucili kamieniami gmach oraz chroniących go policjantów.
Związkowcy organizujący protest stracili panowanie nad tłumem
Na placu Trzech Krzyży, mimo przygotowanych dla przywódców związkowych mikrofonów, demonstranci nie czekając na przemówienia zaatakowali budynek ministerstwa. Około tysiąca osób rzucało petardami, kamieniami, koktajlami Mołotowa, płonącymi gumowcami, atakowało także policjantów drzewcami transparentów i styliskami kilofów. Związkowcy organizujący protest stracili wtedy panowanie nad wściekłym tłumem. Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, strzelała na postrach w powietrze z broni gładkolufowej.
Po mniej więcej półgodzinie starć demonstranci zdecydowali się przejść pod kancelarię premiera. Szli luźnymi grupami. Nie zatrzymali się przed Sejmem, nie było tam incydentów. Większość protestujących, z przywódcami związkowymi na czele, minęła siedzibę rządu i poszła dalej. Okrężną drogą przeszli w stronę parkingu przy Torwarze.
Około dwóch tysięcy osób zostało jednak pod kancelarią i zaatakowało ochraniających gmach policjantów. Policja ponownie użyła gazu i armatek. Pozbawieni przywództwa górnicy bili się z policją i zastanawiali, co robić dalej. Policja poinformowała przez megafony, że demonstracja jest nielegalna. Wezwała demonstrantów do opuszczenia terenu.
Z powodu dużej ilości gazu łzawiącego protestujący po półtorej godziny stracili zapał i ruszyli z powrotem w stronę Torwaru. Grupa kilkuset osób zablokowała jednak Trasę Łazienkowską. Do nich dołączyli pozostali wracający sprzed kancelarii. Przepuszczano jedynie karetki pogotowia i pojedyncze pojazdy. Po półgodzinie grupa ruszyła w kierunku autokarów.
Oprócz "zadymy" protest nic nie przyniósł
Kilka autobusów z protestującymi górnikami odjechało z parkingu, ale część grupy zaatakowała policjantów i biła się z nimi. Inni zastanawiali się, czy nie wrócić i domagać się załatwienia postulatów. Zarzucali organizatorom, liderom związkowym, że oprócz "zadymy" protest nic nie przyniósł. Ostatecznie wsiedli do autokarów i odjechali.
Po zakończeniu protestu budynek ministerstwa gospodarki był w opłakanym stanie. Duże przeszklone drzwi wejściowe są rozbite. Nad zdewastowanym wejściem, na budynku widnieją plamy po czerwonej farbie. Przed wejściem walały się kostka brukowa, kamienie, pomidory, butelki, którymi protestujący górnicy obrzucili policjantów i budynek. Można było natknąć się na styliska od kilofów. Poprzewracane były donice, które stały przed wejściem.
W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wybitych jest przynajmniej 10 szyb, uszkodzony chodnik i elewacja gmachu. Również budynek SLD na Rozbrat ma wytłuczonych ok. 30 szyb, zniszczone drzwi wejściowe, zabrudzoną farbą elewację. Do budynku wpadały duże kamienie, kawałki bruku, metalowe pręty.
Warszawiacy, którzy przyglądali się początkowi demonstracji mówili, że górnicy mają rację. "A co mają robić?", "Jakie mają wyjście, jak ludzie tracą pracę" - mówili przechodnie. "Dobrze, że protestują", "Nawet, jak ktoś w zęby dostanie, to co z tego" - dodawali inni. Przed kancelarią premiera starsza pani mówiła o protestujących, że to chuligani. Kobieta w średnim wieku skomentowała to: "Pani jest takim samym dziadem jak oni. Nie możemy się dzielić". "O demokrację trzeba walczyć" - dodała.
"Rozwalcie" Kancelarię Premiera
Niektórzy przechodnie zachęcali górników, by "rozwalili" Kancelarię Premiera Rady Ministrów. Słysząc, że coś paliło się na Placu Trzech Krzyży pytali, czy spalili wielu policjantów. "Jak dużo to dobrze" - mówili. Przechodnie nawoływali też policjantów do przyłączenia się do protestu. Gdy nie było reakcji, górnicy krzyczeli na policję: "Psy Millera".
W proteście zorganizowanym przez sztab protestacyjno-strajkowy górniczych central związkowych uczestniczyli związkowcy z kilkunastu organizacji, m.in. "Solidarności", Kontry, Kadry, Sierpnia '80, Związku Zawodowego Górników w Polsce, Związku Zawodowego Przeróbka, Związku Zawodowego Ratowników Górniczych, Związku Zawodowego Jedności Górniczej, Związku Zawodowego Maszynistów Wyciągowych.
Organizatorzy zapowiadali, że w proteście weźmie udział 5 tys. osób. Oprócz górników z przeznaczonych do likwidacji kopalń, do stolicy przyjechały też delegacje z innych zakładów. Według protestujących, w demonstracji brały też udział delegacje innych zakładów, m.in. Fabryki Wagon z Ostrowa Wielkopolskiego, czy przedsiębiorstwa Odra-Trans.
Górnicy chcą, by Kompania Węglowa wycofała się z decyzji o likwidacji czterech kopalń - "Bytom II" i "Centrum" w Bytomiu, "Polska-Wirek" w Rudzie Śląskiej i "Bolesław Śmiały" w Łaziskach Górnych. (aka)
Zobacz: Zdjęcia z demonstracji górników