ŚwiatZabrali biednym, oddadzą bogatym

Zabrali biednym, oddadzą bogatym

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Słowo "polityk" od niedawna ma w Irlandii nowe znaczenie i aktualnie jest tłumaczone jako "poborca podatkowy". Miejscowi politycy wymyślili jakże nietuzinkowy sposób na spłacenie długów państwa, poprzez podwyżkę podatków i opłat, a także zwolnienia z pracy. Akt ten symbolizuje afirmację współczesnej Irlandii z Irlandią z czasów boomu, której filozofia życia polegała na tym, by zarobić nic nie robiąc. Media, które jeszcze istnieją, stają na głowie by odwrócić uwagę od tych rewelacji i aktualnie skupione są na coraz bardziej legendarnej ciąży w rodzinie królewskiej swoich byłych najeźdźców. Ma tam bowiem przyjść na świat jeszcze jeden koleś, który nie będzie musiał pracować.

Piotr Czerwiński

17.12.2012 | aktual.: 23.07.2013 13:07

Tak, moi Państwo. Dotąd myślałem, że takie rzeczy to tylko w Polsce, tymczasem sprawa zaczyna popularyzować się również na naszych celtyckich ziemiach kolonialnych. Otóż miejscowi włodarze, których przeraziła perspektywa oddania Angeli paru miliardów z ogonem, stwierdzili, że zostaną bohaterami narodowymi i uratują swoją ojczyznę przed zgubą, podnosząc podatki, odbierając ulgi i zapomogi, kasując szpitale i wyrzucając na bruk służbę zdrowia. W ramach czystej magii, właściwej tylko leprechaunom i politykom, pozwoliło to na wyduszenie pożądanej kasy za pomocą zaledwie kilku podpisów, co z pewnością pomogło w zamówieniu 166 sztuk najnowszego i-Pada dla wszystkich pracowników parlamentu, by byli na bieżąco z nową technologią.

Oba wypadki zbiegły się bowiem w czasie, co posłużyło do spekulacji na temat źródła finansowania rzeczonego sprzętu. Nowy budżet, który ma podobno najsilniej uderzyć w najbiedniejszych mieszkańców kraju, wchodzi w życie od przyszłego roku, więc może na każdym brand new i-Padzie, wręczonym irlandzkiemu politykowi z funduszów państwowych, powinna znajdować się naklejka pamiątkowa, na podobieństwo tabliczek na ławkach, upamiętniających fundatora lub częstego gościa, który właśnie zszedł. Napis na każdym tablecie powinien przeto upamiętniać z nazwiska jakiegoś bankruta, któremu odebrano mieszkanie za długi, albo faceta, który umarł z głodu. Umarły z głodu facet powinien być tam również uwieczniony na zdjęciu, albo przynajmniej na wygaszaczu ekranu, ze stosownym podpisem, z którego będzie wynikało jasno, że padł za ojczyznę. Irlandczycy mają dryg do martyrologii, podobnie jak Polacy, toteż zabieg tego typu miałby na pewno korzystny wpływ na wysokie morale w parlamencie.

Zabrać pieniądze biednym i oddać bogatym, którzy je prze(...)przyli, oto postawa bohatera, czyż nie zgodzicie się Państwo. A jakie to chrześcijańskie. To lepsze niż nadstawianie drugiego policzka, kiedy w jeden już się dostało, że nie wspomnę o rzucaniu chlebem w odpowiedzi na kamienie.

Chłopaki załatwili sprawę jak za starych czasów, kiedy w tym kraju dostawało się sałatę nie kiwnąwszy palcem, a Irlandzczycy uwierzyli, że są nowymi Anglikami i mają swoich własnych Irlandczyków, tylko że mówiących ze słowiańskim akcentem. Powraca wątek sentymentów za dobrobytem, lads? Nic prostszego. Na pewno wpadniecie jeszcze na wiele coraz lepszych i coraz logiczniejszych pomysłów na wspomożenie swojej kabzy i wycieczki na klęczkach do Madame Frau. Chcecie się poczuć jak za dawnych lat? Wprowadźcie podatek od Polaków. Za każdego Polaka pracodawca będzie płacił stówkę rocznie, może być? Sto tysięcy Polaków razy stówka, już jest trochę forsy na spłacenie Europrzyszłości i na nowe i-Pady. Od dziesięciu Polaków w pakiecie można w zasadzie oferować zniżkę, albo dokładać jedenastego za darmo. W ten sposób znowu przydamy wam się w budowaniu waszego imperium, tym razem już na dobre zyskując sobie miano znienawidzonych konkwistadorów waszej gospodarki, bo to przecież logiczne, że ten Polish Tax zrujnuje połowę
lokalnego biznesu.

W gazetach, które wciąż jeszcze istnieją na terenie republiki, nieśmiało próbuje się wprowadzać element optymistyczny w połączeniu z wiadomościami na temat nowego budżetu. Co weselsi publicyści sugerują też, że należy być dobrej myśli, ponieważ regularnie spada stopa bezrobocia. Jeszcze śmielsi dają wyraźnie do zrozumienia, że spada z powodu hord absolwentów szkół, którzy co pięć minut uciekają stąd za granicę, ale natychmiast gasi się takie wątki w zarodku. Mnie to akurat nie dziwi. Słyszałem takie same brednie na temat spadku polskiego bezrobocia, kiedy półtora miliona bezrobotnych ludzi, o ile mnie pamięć nie myli, wyparowała z Polski w ciągu roku, a do sukcesu przyznała się partia rządząca, aktualnie u żłobu w ramach naszej tradycyjnej politycznej dwupolówki (raz jedni, raz drudzy). Nazywam ją na własny użytek politycznym AC/DC, choć to w ogóle nie ma znaczenia dla niniejszej opowieści.

Skoro już o zarodkach mowa, to jeszcze inni dziennikarze wątek utrzymywania się z cudzych podatków kierują na inne tory, by lud miał trochę wytchnienia od spraw pomniejszego kalibru i skupiają się na jakże istotnych wydarzeniach z życia księcia i jego księżnej, aktualnie spodziewających się kolejnego dobrze urodzonego. Irlandzkie gospodynie domowe oszalały na punkcie tego tematu. Rzecz dotyczy krainy ich słynnego sąsiada, który ciemiężył Irlandię przez parę setek lat, ale wiadomo, że nawet po rozstaniu z sadystą miewa się sentymenty, traktują więc tutaj royal baby jak swoje.

W irlandzkiej prasie (wciąż istniejącej, jak mówiłem), trwa zatem orgazmiczna radość z powodu królewskiej ciąży. Niewiele mówi się o paru setkach tysięcy innych ciężarnych kobiet, zamieszkujących aktualnie Irlandię, a także o tym, gdzie właściwie urodzą swoje dzieci, kiedy politycy, niechybnie z użyciem swoich nowych i-Padów, zamkną ostatni szpital położniczy. Dyskusyjna pozostaje też kwestia dalszego bytu tych pociech. Wiele wskazuje na to, że będą musiały wyjechać do Anglii, by tam wspierać system podatkowy i wielbić nowego księcia lub księciuchnę, która również zdąży dorosnąć przez ten czas.

Swoją drogą właśnie wyobraziłem sobie piętnastu grubasów w krawatach, siedzących przy okrągłym stole, bo czemu nie, którzy trąbią whiskey, wychylając jeden kielonek za kolejny skasowany szpital, do czego wystarczy im już nie podpis, a pyknięcie palcem w ekran dotykowy. Im bardziej są naprani, tym kasacja kolejnych szpitali za pomocą palca przebiega coraz bardziej groteskowo, a z powodu postępujących zaburzeń koordynacji ruchów kasują pomyłkowo komisariaty, oddziały straży pożarnej, a w końcu własne stanowiska. Między toastami śpiewają „It’s a Long Way To Tipperary”, by było im przyjemniej. W mojej wyobraźni, oczywiście.

A wracając do kryzysu, to na przekór tej histerycznej nędzy, w której podobno znalazła się Irlandia, na ulice i korytarze sklepów powrócił absurd bezpańskich monet kilkucentowych, których podnoszenie w czasach prosperity uważano za żenujące. Do dziś spotykam ludzi, którzy wciąż wierzą że zbieranie drobnych z ziemi to przejaw idiotyzmu, włączając rodaków, którzy uwierzyli, że są Irlandczykami, przejmując wyłącznie ich najlepsze cechy. Ze szczególnym pietyzmem podnoszę przy nich z ziemi każdego centa i chucham na niego ostentacyjnie. W odpowiedzi na pytający wzrok potrząsam monetą przed oczami publiki i odpowiadam, że właśnie dlatego mają kryzys. Byli tak nierozsądni, że nie potrafili szanować pieniędzy, nawet leżących na ulicy. Dopóki się tego nie nauczą, kryzys w tej krainie będzie zawsze.

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Słownik wyrażeń obco brzmiących:
brand new - nówka sztuka
lads - kolesie
sałata - zielone warzywo
It’s a Long Way To Tipperary - Nie ma już dzikich plaż
republika - archaiczne określenie ustroju państwowego, występujące na świecie do wczesnych lat XXI wieku.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (22)