Zabójstwo Władlena Tatarskiego. Rosjanie żądają odwetu na Ukrainie, wskazali cel w Kijowie

Władlen Tatarski, prorosyjski bloger wojenny zginął w eksplozji w Petersburgu. Zasłynął ze swoich wściekłych pogróżek pod adresem Ukraińców. Czy rosyjskie służby mogły zabić kogoś tak przydatnego na wojnie? Tak, ponieważ było to ostrzeżenie dla innych ośrodków władzy niż Putin - uważa ekspert wywiadu.

Zabójstwo Władlena Tatarskiego. Rosjanie żądają odwetu na Ukrainie, wskazali cel w Kijowie
Zabójstwo Władlena Tatarskiego. Rosjanie żądają odwetu na Ukrainie, wskazali cel w Kijowie
Źródło zdjęć: © Telegram, Twitter
Tomasz Molga

Po dokonanym w niedziele zamachu bombowym na znanego blogera militarnego Władlena Tatarskiego jeszcze bardziej radykalny blog "Patron" na Telegramie domaga się, aby w ramach odpowiedzi obrócić w gruzy siedziby władz w Kijowie.

"Ukraińscy terroryści wysadzili kawiarnię w centrum Sankt Petersburga. W wyniku zamachu terrorystycznego zginął dowódca wojskowy Władlen Tatarski, który (...) zawsze wykonywał niebezpieczną i ciężką pracę. Odpowiedź jest konieczna, ale na pewno nie w formie akcji demonstracyjnej. Potrzebne są dymiące ruiny na Bankowej" - czytamy w poście "Patrona" (śledzi go 900 tys. czytelników).

Na ulicy Bankowej w Kijowie znajduje się biuro prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i inne rządowe budynki. Podobne wpisy o rosyjskiej zemście na "ukraińskich zabójcach" zamieściło jeszcze kilku propagandystów. Jednak do tej zgodnej narracji, która nakręca wściekłość u Rosjan, prawdziwym zgrzytem są słowa Jewgienija Prigożina, szefa najemników z Grupy Wagnera.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

To nie Kijów?

- Nie obwiniałbym reżimu kijowskiego za te działania. Myślę, że istnieje grupa radykałów, która jest mało związana z rządem. Tak bym to nazwał - skomentował zagadkowo Prigożin. Stwierdził, że zamach miał podobne okoliczności jak w przypadku zabitej bombą Darii Duginy.

Jewgienij Prigożyn wspomniał o śmierci Tatarskiego w opublikowanym niedawno filmie, na którym podnosi flagę nad budynkiem administracji miasta w Bachmucie na Ukrainie. Na fladze znalazł się napis "Pamięci Władlena Tatarskiego". Zabity bloger często relacjonował sukcesy Grupy Wagnera na wojnie. Ostatnio pisał, że Bachmut zostanie zaraz zdobyty. Wobec rosyjskiej armii był bardzo krytyczny. Sugerował, że zmobilizowane oddziały nie wytrzymają naporu spodziewanej ukraińskiej kontrofensywy.

Zamach w Sankt Petersburgu. Jeśli nie Ukraińcy, to kto?

Według rozmówców Wirtualnej Polski najbardziej prawdopodobny wątek zamachu to wewnętrzne rosyjskie porachunki. Bloger był blisko związany z Jewgienijem Prigożinem. Ten zaś stał się popularny na scenie politycznej dzięki udziałowi w walkach w Ukrainie oddziałów Wagnera. Obaj krytykowali dowódców rosyjskiej armii za nieudolność.

- Władza nie lubi, kiedy pod jej bokiem wyrasta alternatywna siła. Takie ostrzeżenie dla ludzi wokół Prigożina i niego samego to jest typowe działanie w Rosji Putina - komentuje ppłk Marcin Faliński, były oficer Agencji Wywiadu, który śledzi wydarzenia na wojnie w Ukrainie.

- Bomba ukryta w podarowanym przedmiocie to niemal znak firmowy GRU, czyli wywiadu wojskowego. W podobny sposób likwidowano w przeszłości przeciwników Rosji - mówi ppłk. rez. Maciej Korowaj, wojskowy analityk i ekspert od rosyjskiej taktyki wojskowej. Zwraca uwagę, że jedno zdarzenie osiąga kilka celów.

- Taki zamach da się przedstawić Rosjanom jako ukraińską zbrodnię. Daje to efekt propagandowy i jednoczy społeczeństwo wokół wojny z Ukrainą. Przy okazji zastraszono skrajnych rosyjskich nacjonalistów. To środowiska, które twierdzą, że wojna jest prowadzona zbyt łagodnymi środkami. W przyszłości Prigożin może mieć problem ze znalezieniem sojuszników wśród ludzi Putina - podsumowuje Korowaj.

W styczniu wagnerowcy pod wodzą Prigożina zdobyli miasteczko Sołedar w Ukrainie. Na rosyjskojęzycznym Telegramie pojawiły się wówczas nieoficjalne doniesienia, że ambicją wodza jest usunięcie szefów rosyjskiego MON. On sam wystąpiłby w roli bohatera, który ratuje Rosję przed przegraną wojną z NATO. Stał się zagrożeniem dla pozycji generałów. Widocznie minister obrony Siergiej Szojgu miał lepszy dostęp do służb.

Rosyjski Narodowy Komitet Antyterrorystyczny ogłosił w poniedziałek, że zamach to dzieło Darii Trepowej "aktywnej zwolenniczki" rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, a "zamachu na Tatarskiego dokonały służby specjalne Ukrainy współpracujące z Fundacją Walki z Korupcją Nawalnego".

Kim był Władlen Tatarski. "Zabijemy wszystkich"

Gdyby nie zbrodnicze kremlowskie tło, historia Władlena Tatarskiego miałaby filmowy potencjał. Prawdziwe nazwisko blogera to Maksim Fomin. Urodził się w miejscowości Makiejewka (obecnie na terenie samozwańczej republik DRL) i jako młody człowiek pracował w kopalni. Następnie otworzył firmę meblarską. Pieniędzy jakoś nie przybywało, więc w 2011 roku napadł na bank. Został pojmany i skazany na pobyt w kolonii karnej w Gorłowce w obwodzie donieckim.

Latem 2014 roku w pobliżu tego więzienia toczyły się walki "zielonych ludzików" Putina. Wtedy Fominowi udało się uciec i wstąpić do separatystycznej milicji. Został ułaskawiony szefa republiki Aleksandra Zacharczenkę. W 2019 roku założył kanał na Telegramie, przyjmując pseudonim Władlen Tatarski. Imię i nazwisko jest związane z bohaterem książki "Generacja P". To historia o rosyjskim pracowniku agencji reklamowej (Wawilen Tatarski), który ćpał i pił, ale wymyślał genialne kampanie reklamowe, tworząc generację osób o niepohamowanym konsumpcjonizmie.

Fomin-Tatarski też skupił wokół bloga grupę osób, tyle że o niepohamowanej żądzy śmierci. W swoich postach i filmach bloger nawoływał do ludobójstwa narodu ukraińskiego, wojny totalnej i dywanowych bombardowań. "Pokonamy, zabijemy wszystkich, okradniemy wszystkich, których potrzebujemy. Wszystko będzie tak, jak lubimy - ogłosił na blogu 30 września, gdy republiki Doniecką i Ługańską wcielono do Rosji. Kanał Telegram ma ponad 570 tys. subskrybentów.

Dziewczyna ze złotym popiersiem

W sobotę Tatarski przechadzał się ulicami Moskwy. Wrzucił na bloga i informację, że dobrze prezentują się reklamy najemników Grupy Wagner wyświetlane na ulicznych telebimach. W niedzielę miał występ w lokalu Street Food Bar No. 1 na Wyspie Wasilewskiej. To jeden z lokali należących do Jewgienija Prigożina. W weekendy zbiera się tam klub dyskusyjny o nazwie "Cyberfront Z".

Podczas występu Tatarskiego z tylnych rzędów zbliżyła się do mówcy dziewczyna o farbowanych na rudo włosach. Przedstawiła się jako jego fanka i wręczyła mu jego pozłacane gipsowe popiersie. Z nagrań uczestników spotkania wynika, że Tatarski mówi "dziękuję" i stawia prezent koło siebie. Po około trzech minutach figurka, w której znajdowała się bomba (szacuje się 300-400 g. trotylu), eksplodowała. W rezultacie Tatarski ginie na miejscu, a ponad 30 osób zostaje rannych.

Poniżej kluczowe momenty zamachu.

Już kilka godzin po zamachu było wiadomo, że wspomniana wyżej dziewczyna to ​​Daria Trepowa, której udało się bez szwanku opuścić spotkanie. Ona i jej mąż Dmitrij Ryłow mieli uczestniczyć wiosną 2022 roku w antywojennych protestach (tak twierdzą rosyjskie media). Zanim konta społecznościowe Trepowej zostały usunięte, kanał VChK-OGPU wyśledził, iż Trepowa napisała jednemu ze swoich przyjaciół na tajnym Telegramie, że została wrobiona. "Mogłabym tam umrzeć, byłoby lepiej, gdybym tam umarła, wrobili mnie" - miała brzmieć wiadomość.

Na filmie nagranym przez śledczych Trepowa odpowiada na pytanie czy zna przyczynę swojego zatrzymania. - Rozumiem, że byłam na miejscu zabójstwa Władlena Tatarskiego i przyniosłam tam figurkę, która eksplodowała - mówi. Na następne pytanie, kto dał jej ten przedmiot, wzdychając odparła: "to opowiem później".

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
zamachrosjasankt petersburg
Wybrane dla Ciebie