Zabójstwo lekarza w Krakowie. Kto do dymisji? Nowe doniesienia o podejrzanym strażniku
- Można było wcześniej zareagować na "dziwne zachowania" funkcjonariusza Służby Więziennej - powiedział Wirtualnej Polsce Andrzej Kołodziejski, szef związku zawodowego Solidarność Służby Więziennej. Po wstrząsającej zbrodni w Krakowie, gdzie zginął zaatakowany nożem lekarz, a podejrzanym jest strażnik więzienny pytamy: kto powinien podać się do dymisji?
Motywem zabójstwa Tomasza Soleckiego, cenionego ortopedy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, mogły być problemy psychiczne Jarosława W., będącego byłym pacjentem lekarza. Wskazują na to relacje krewnych napastnika, opowiadających dziennikarzom, iż Jarosław W. uważał, że lekarz wcześniej "wstrzyknął mu truciznę", "zaraził białaczką". Prokuratura opisuje to inaczej. Podaje, iż podejrzany zarzucał lekarzowi "dokonanie błędu podczas leczenia".
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar poinformował we wtorek, że zatrzymanym w sprawie jest funkcjonariusz Służby Więziennej. Minister dodał też, że będzie wnioskował do premiera o odwołanie płk. Andrzeja Pecki ze stanowiska dyrektora generalnego Służby Więziennej. Ta została oficjalnie potwierdzona w środę ok. 13. Dociekamy, jakim cudem 35-letni Jarosław W. mógł pracować jako strażnik więzienny (zatrudniono go 5 lat temu), skoro funkcjonariusze tej służby przechodzą badania psychologiczne?
- Zawiodła weryfikacja na poziomie rekrutacji do Służby Więziennej. Potem mamy jeszcze przecież rozmowę z psychologiem. Później, podczas dwóch lat od przyjęcia, funkcjonariusz podlega jeszcze obserwacji. To służba przygotowawcza, kiedy powinny być dostrzeżone mankamenty w zachowaniu funkcjonariusza - tłumaczy w rozmowie z WP Andrzej Kołodziejski, przewodniczący związku zawodowego Solidarność Służby Więziennej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Awantura wokół debaty w TVP. "Taka osoba nie powinna prowadzić"
Strażnik więzienny podejrzanym o zabójstwo lekarza
- Jest poważny problem z kandydatami. Przez wiele ostatnich lat przyjmowano do służby praktycznie każdego, kto się zgłosił. Osób z problemami się raczej nie zwalnia. Mogłoby się okazać, że jakiś dyrektor musiałby się pozbyć np. czterech, pięciu podwładnych, a nowych kandydatów nie ma za pieniądze, które oferujemy - dodaje przewodniczący związku zawodowego.
Andrzej Kołodziejski ma wątpliwości co do odwołania szefa Służby Więziennej płk. Andrzeja Pecki. - To nie rozwiąże trudnej sytuacji w więziennictwie. Płk. Pecka w styczniu objął obowiązki. Problem jest znacznie głębszy. Od ponad roku obecni politycy kierują służbą, a trudno mieć dobre zdanie o tym, co się przez ten czas działo – mówi dalej szef związku.
Więziennictwo wymaga pełnego skupienia i pracy równie intensywnej jak reforma sądownictwa. Po prostu uważam, że dymisje nic nie dadzą. Muszą być zmiany systemowe w zarządzaniu formacją i przyjmowaniu kandydatów. W zeszłym roku inne służby mundurowe dostały podwyżki, a my musieliśmy się o nie dosłownie bić. Były akcje jak oddawanie krwi, wysyłanie żółtych kartek. Dopiero kiedy weszliśmy w ostrą retorykę wobec Ministerstwa Sprawiedliwości, zaczęto z nami rozmawiać.
Co wiadomo o strażniku? "Wysyłano go na koguta, bali się go"
We wtorek wiceszefowa resortu sprawiedliwości Maria Ejchart przekazała, że mężczyzna, który został zatrzymany pod zarzutem dokonania zabójstwa lekarza, był zatrudniony w Służbie Więziennej od 2020 roku. Początkowo pracował w Wielkopolsce. - Służba otrzymywała sygnały o zachowaniach tego funkcjonariusza, które powinny były wzbudzić niepokój. Przejrzeliśmy z panem ministrem dokumentację funkcjonariusza i nasz niepokój budzi sposób, w jaki ta dokumentacja jest przekazywana z jednostki do jednostki - wyjaśniła wiceminister.
Ujawniono też, że Jarosław W. przebywał ostatnio na urlopie zdrowotnym i był skierowany przez przełożonych na badania medycyny pracy.
Z nieoficjalnych relacji wynika, że nawet koledzy Jarosława W. obawiali się jego zachowań. - Miał opinię dziwaka, na przykład zimą przychodził na służbę w trampkach. To jest taka osoba, że było widać, iż przyjmując do trudnej psychicznie służby robi się człowiekowi krzywdę - dowiaduje się WP od współpracownika strażnika. - Na wszelki wypadek wysyłano go na służbę na "koguta", czyli posterunek uzbrojony, wieżyczkę strażniczą w areszcie. Siedział tam sam. Niektórzy bali się iść i go zmienić - usłyszeliśmy nieoficjalnie.
Strażnik więzienny z problemami. To już zbrodnia z takim motywem
Przypomnijmy, że zabójstwo lekarza w Krakowie to druga zbrodnia w ostatnim czasie, w którą uwikłany jest strażnik więzienny. W marcu 2025 roku w Prusicach na Dolnym Śląsku doszło do tragicznego zdarzenia, które wstrząsnęło opinią publiczną. 51-letni funkcjonariusz Służby Więziennej, Adam Sz., zastrzelił swoją 5-letnią córkę i 71-letnią teściową, ciężko ranił 9-letniego syna, a następnie próbował popełnić samobójstwo. Chłopiec zmarł kilka dni później w szpitalu.
Według ustaleń prokuratury motywem zbrodni były konflikty rodzinne związane z rozwodem i napięciami między małżonkami. Sprawa ta wywołała dyskusję na temat wpływu pracy w służbach mundurowych na zdrowie psychiczne funkcjonariuszy oraz konieczności wsparcia psychologicznego dla osób pracujących w trudnych warunkach.
W kontekście tragedii w Krakowie przypominana jest słynna dymisja sprzed lat. Zbigniew Ćwiąkalski podał się do dymisji ze stanowiska ministra sprawiedliwości w styczniu 2009 roku. Doszło do tego po samobójstwie Roberta Pazika, jednego ze skazanych w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Samobójstwo miało miejsce w areszcie, mimo wcześniejszych dwóch podobnych przypadków wśród współosadzonych. Ćwiąkalski, choć nie był bezpośrednio odpowiedzialny za działania Służby Więziennej, w geście odpowiedzialności politycznej zrezygnował z funkcji.