RegionalneTrójmiastoZabójca Adamowicza "słyszał głosy, wydawało mu się, że jest aktorem"

Zabójca Adamowicza "słyszał głosy, wydawało mu się, że jest aktorem"

W 2016 roku u Stefana W. zabójcy prezydenta Gdańska, zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną. – Słyszał głosy, wydawało mu się, że jest aktorem w filmie – czytamy w dokumentacji, która opisuje szczegółowo jego pobyt na Oddziale Psychiatrii Sądowej w Zakładzie Karnym w Szczecinie.

Zabójca Adamowicza "słyszał głosy, wydawało mu się, że jest aktorem"
Źródło zdjęć: © Newspix.pl | Mateusz Slodkowski
Sylwester Ruszkiewicz

Przypomnijmy, Stefan W. został skazany w 2014 roku na karę 5,5 roku pozbawienia wolności za cztery napady na banki (w tym trzy z użyciem broni). Początkowo przebywał w areszcie śledczym w Gdańsku, gdzie otrzymał status niebezpiecznego więźnia. Później trafił do zakładu karnego do Malborka.

Miał schizofrenię, słyszał głosy

W trakcie odbywania kary okazało się, że ma coraz większe problemy z psychiką i zaburzeniami osobowości. Na początku 2016 roku trafił do Zakładu Opieki Zdrowotnej Aresztu Śledczego w Szczecinie na Oddział Psychiatrii Sądowej. Przebywał tam od 23 lutego do 13 kwietnia. Podczas obserwacji zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną.

Wirtualna Polska dotarła do opinii biegłych lekarzy na temat jego leczenia. Jak z niej wynika, zabójca Pawła Adamowicza już w młodości miał problemy psychiczne. - W wieku 12 i 16 lat Stefan W. był hospitalizowany w Gdańsku – Srebrzysku z powodu zaburzeń zachowania. Później nie był leczony psychiatrycznie - czytamy w dokumentach opisujących jego pobyt w szczecińskim Zakładzie Karnym.

Według medyków, zmiana w jego zachowaniu nastąpiła na początku 2016 roku. A więc 2,5 roku od chwili aresztowania Stefana W.

- Słyszał głosy, które komentowały jego zachowanie, wydawały mu polecenia, miał wrażenie, że funkcjonariusze cofają czas, wyznaczają mu zadania do wykonania, za które obiecywano mu wynagrodzenie, miał być świadkiem koronnym, wyznaczono mu „różne życia”, wydawało mu się, że jest aktorem w filmie, ktoś odczytuje jego myśli – czytamy w dokumentacji z Zakładu Karnego w Szczecinie.

Dostawał silne leki

Podczas pobytu Stefan W. był leczony farmakologicznie.

- Wskutek leczenia uzyskano remisję objawów wytwórczych oraz poprawę funkcjonowania chorego – uczestniczył w zajęciach terapii, przyjmował posiłki, dbał o higienę, pozostawał w wyrównanym nastroju, przesypiał noce, nie wykazywał zachowań agresywnych ani autoagresywnych, uzyskał wgląd chorobowy. Został wypisany po ustąpieniu wskazań do leczenia stacjonarnego – czytamy w aktach dotyczących pobytu Stefana W. w szczecińskim Zakładzie Karnym.

Leczenie zakończył tam dokładnie 13 kwietnia. We wnioskach końcowych lekarze twierdzili, iż "Stefan W. został wypisany w stanie ogólnym dobrym z poprawą w stanie psychicznym”. Zalecali "okresową kontrolę psychiatryczną”, a także kontynuację leczenia farmakologicznego.

Zobacz także: Wzruszające słowa Hanny Gronkiewicz-Waltz po śmierci Pawła Adamowicza

Jak ustaliliśmy, podczas pobytu w Zakładzie Karnym w Szczecinie, Stefan W. nadal nie uznawał swojej winy, był niepogodzony z wyrokiem. Uważał, podobnie jak na rozprawie w 2014 roku, że pieniądze, które kradł w placówkach bankowych nie należą do banku, są "niczyje”.

- Nie pamiętam go dobrze, on był na psychiatrii. Nie było żadnych uwag co do jego zachowania, ale zachowywał się dziwnie. Był niepogodzony z wyrokiem, nie uznawał swojej winy. Uważał, że bankom nic się nie stało, bo i tak dostały odszkodowanie za pieniądze, które ukradł. Nawet psycholog go nie pamięta, był niewyraźny – mówi nam nasze źródło z Zakładu Karnego w Szczecinie.

Był pod obserwacją wielu lekarzy

Przypomnijmy, jak ujawniła "Rzeczpospolita” podczas jego 5,5 letniej odsiadki Stefan W. był wielokrotnie pod obserwacją lekarzy. - Stefan W. był konsultowany przez lekarzy psychiatrów (różnych, głównie zewnętrznych) ponad 20 razy oraz leczony w Oddziale Psychiatrii Sądowej w Szczecinie. Wszystkie diagnozy i zalecenie lekarzy psychiatrów były dla personelu więziennego wiążące, jako wskazania do dalszego postępowania ze skazanym w zakresie jego zdrowia - powiedziała dziennikarzom "Rzeczpospolitej" ppłk Elżbieta Krakowska, rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

- Problemy psychiczne w warunkach izolacji ma połowa osadzonych. Ci, którzy mają szansę na warunkowe zwolnienie, a na wolności czekają na nich rodziny, są bardziej zmotywowani by brać udział w Indywidualnym Programie Oddziaływania – specjalnie dobranych kursach, szkoleniach, aktywnościach, które pomagają mierzyć się z negatywnym oddziaływaniem izolacji. Jednak, żeby wziąć w nim udział, osadzony musi wyrazić zgodę, a ci niezmotywowani zwykle tego nie robią – mówi nam nasz informator z Zakładu Karnego w Szczecinie.

Pytali go, co ma zamiar robić

Po pobycie w Szczecinie, Stefan W. został przeniesiony do więzienia do Gdańska, gdzie dokończył odsiadkę. Tam jego stan psychiczny miał się poprawić. Wyszedł na wolność w grudniu ubiegłego roku.

- Osoby z chorobami psychicznymi, jeśli nie stanowią zagrożenia, są wypuszczane po odbyciu kary i na tym się kończy nadzór nad nimi. Przed wyjściem na wolność jest przeprowadzana rozmowa końcowa. Pytamy taką osobę gdzie ma zamiar się udać, co będzie robiła na wolności. Jednak więzień wcale nie ma obowiązku odpowiadać na te pytania. Stefan W. dostał wyrok 5 lat. To znaczy, że sąd nie uznał go za niebezpiecznego. Ten człowiek wymagał leczenia i opieki prawnej – jednak nie da się tego zrobić pod przymusem, gdy wyjdzie na wolność. Ci z zaburzeniami psychicznymi, są w więzieniu pilnowani, by brali leki, wydaje im się, że wyzdrowieli, czują się lepiej. Potem jednak wychodzą z zakładu zamkniętego, przestają przyjmować tabletki i znowu zaczyna się jazda. Takich osób, jak Stefan W, wychodzi co najmniej kilkanaście dziennie – mówi nasz rozmówca, funkcjonariusz Zakładu Karnego w Szczecinie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (821)