PolskaZabawa poważna sprawa

Zabawa poważna sprawa

Zabawa to fanaberia – uważamy i rezygnujemy z niej bez żalu. Staramy się też, by dzieci nie marnowały na nią zbyt wiele czasu. Psycholodzy nie mają wątpliwości – głupio robimy.

Zabawa poważna sprawa
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

17.04.2008 | aktual.: 17.04.2008 10:02

Kiedy następnym razem usłyszysz od swej latorośli: „Pobaw się ze mną...”, nie lekceważ tego. Dzięki zabawie twoje dziecko (a i ty także) stanie się mądrzejsze, sprawniejsze i lepiej przystosowane do zmieniającego się świata. A na tym ci chyba zależy? Dlatego już o zwykłej przyjemności płynącej z zabawy nie wspomnę.

Pułapka bezproduktywności

W naukowym opisie (czynionym zwykle za francuskim socjologiem i filozofem Rogerem Caillois) o zabawie mówi się tak: dobrowolna (to działanie, w którym zarówno udział, jak i rezygnacja z niego są zależne wyłącznie od decyzji uczestnika), wyodrębniona i fikcyjna (zabawa rozgrywa się we własnej przestrzeni, starannie oddzielonej od reszty „normalnego” życia, ma też własne ramy czasowe), zawiera element niepewności, jest ujęta w normy (światem zabawy rządzą konwencje oraz reguły, których przestrzeganie jest warunkiem koniecznym uczestnictwa) i bezproduktywna. Holenderski historyk kultury Johan Huizinga w swej książce „Homo ludens” poświęconej zabawowej stronie ludzkiej kultury dorzuca jeszcze taką cechę jak bezinteresowność, komentując to następująco: „Zabawa znajduje się poza procesem bezpośredniego zaspokajania konieczności i żądz, a nawet ów proces przerywa. Przebiega sama przez się, dokonywana jest dla zadowolenia, jakie mieści się w samym jej dokonywaniu”.

No tak, a więc trudno się dziwić – jak w materialnym świecie nastawionym na zysk, korzyść, produktywność i efekty może się cieszyć poważaniem coś takiego? Dlatego trzebimy zabawę z naszego życia, odzyskując zajęte przez nią połacie wolnego czasu, które szybko zarastają kolejnymi obowiązkami. Podłączamy ją pod rozmaite cele (integracja zespołu, rozwój osobowości, poprawa kondycji fizycznej itp.), przyczyniając się do poważnej korozji jej idei.

To nasze podejście do życia, które nakazuje robienie czegoś po coś, a nie dla samej przyjemności, doprowadziło do tego, że psycholodzy w trosce o los zabawy zaczęli szukać dowodów na jej konieczność, realność, silne osadzeni w rzeczywistości oraz produktywność. I trzeba przyznać, że sporo znaleźli.

No bo czemu służy coś tak absurdalnego jak zabawa? – pytali poirytowani naukowcy. To fanaberia, ekstrawagancja-. Spójrzmy obiektywnie: pochłania ogromną ilość energii (nawet do 15 procent dziennego poboru kalorii), sprzyja kontuzjom i jest zwykle hałaśliwa. W świecie zwierząt bawią się głównie ssaki (patrz ramka na s. 54). Robią to, choć jest wiele powodów, dla których nie powinny. Wykorzystując zużywaną do zabaw energię, mogłyby szybciej rosnąć, lepiej się rozwijać. Poza tym zabawa jest po prostu niebezpieczna. Robert Harcourt, zoolog z Macquarie University w Sydney, spędził dziewięć miesięcy na obserwacji życia fok u wybrzeży Peru. Obliczył, że na 102 młode foki zaatakowane przez lwy morskie spośród 26 zabitych 22 zwierzęta zginęły właśnie podczas zabawy.

Dlaczego zatem zabawa istnieje? – Ma funkcje adaptacyjne, a w każdym razie mu-szą z niej płynąć korzyści, które wynagradzają straty – tłumaczy antropolog z Uniwersytetu Wrocławskiego i Polskiej Akademii Nauk, profesor Bogusław Pawłowski.

Koncepcji jest kilka. Po pierwsze – przygotowanie do dorosłości. Młode zwierzęta wypróbowują w zabawie, w bezpiecznym środowisku, rozmaite zachowania potrzebne potem do przetrwania: ucieczkę, walkę, bijatykę z rywalem, skradanie się. W zabawie konsekwencje błędu nie są duże. W dorosłym życiu mogłyby być śmiertelne. Częste powtarzanie określonych ruchów wyrabia „pamięć mięśni” – odruch. Brzmi to logicznie, prawda?

Tylko że ruchy wykonywane podczas zabawy wcale nie są identyczne jak te w prawdziwym świecie. Tuż przed zadaniem zabójczego ciosu łapa zwalnia, napastnik za chwilę zmienia się w ofiarę, uciekinier w ścigającego. Do czego więc służy ta zabawa? A co by się stało, gdyby zwierzętom nie pozwolić się bawić? Czy nie umiałyby polować, bić się, uciekać? Te wątpliwości pojawiły się w głowie T.M. Caro, badacza z University of St Andrews. Do rozwiania ich zaangażował kilkanaście rozbrykanych małych kotów. 11 z nich pozwolono na zabawy w łowy na niby, 8 zaś miało spędzić dzieciństwo, siedząc grzecznie na ogonkach. I co? I nic. Wcale nie wpłynęło to na ich zdolności łowieckie w starszym wieku.

O co więc, kurczę, chodzi w tej zabawie?

Kalibracja mózgu

Na pewien trop wpadł amerykański zoolog John Byers. Przez parę lat obserwował brykanie jelonków, antylop i kózek, szukając w nim celowości. Jednak poza kilkoma wypadkami zsunięcia się rozbawionych zwierząt ze skalnej grani w przepaść niczego się nie dopatrzył. Sfrustrowany zaszył się w bibliotece. Tam odkrył, że wykres „zabawowości” niemal wszystkich zwierząt przypomina odwróconą literę U. Maksimum chęci do zabawy osiągane jest w dzieciństwie i wczesnej młodości, prawie całkowicie zanikając w wieku dorosłym. Pewnego dnia, wertując bezmyślnie książki poświęcone rozwojowi myszy, zobaczył ten wykres po raz kolejny. Nie dotyczył on jednak skłonności do zabawy, mimo że niemal się z nią pokrywał. Przedstawiał natomiast... rozwój części mysiego mózgu – móżdżku. Ta struktura odpowiada za koordynację ruchów i utrzymanie równowagi. Móżdżek dostaje informacje z ośrodków mózgu, analizuje je i moduluje tak, aby ruchy były płynne i dokładne. Decyduje, które mięśnie mają się kurczyć, a których odruch rozciągania ma być
zahamowany. Móżdżek także stale kontroluje przebieg ruchu i wprowadza do niego automatyczne poprawki. Tak samo jak u myszy móżdżek rozwija się u szczurów, kotów, małp, no i u ludzi. „Zabawa jest potrzebna do jego prawidłowego rozwoju – wywnioskował Byers. – Móżdżek potrzebuje zaangażowania całego ciała, by się dobrze wykalibrować”.

To był trop. Wielu naukowców zaczęło grzebać w mózgach, szukając tam śladów zabawy. Kanadyjczyk Sergio Pellis, neurobiolog z University of Lethbridge w Alberta, zauważył (na szczęście u szczurów, nie u ludzkich dzieci), że pozbawienie młodych istot możliwości zabawy zahamowuje rozwój przedczołowych płatów kory mózgowej. Te zaś odpowiadają za wyższe funkcje poznawcze, takie jak planowanie, kontrolowanie emocji, oraz za zachowania społeczne. Czy podobnie działa to u ludzi?

Zabawy terapeutyczne

– Badania pokazują, że dorośli, którzy w wieku przedszkolnym nie mogli swobodnie się bawić, byli „niewybawionymi” dziećmi, cierpią na rodzaj małej patologii – mówi psycholog rozwojowy, profesor Anna Brzezińska z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej w Warszawie. – Z takich dzieci wyrastają ludzie- mało twórczy. Tacy, którzy źle się czują w sytuacjach wymagających szybkiej adaptacji, mają pewną sztywność w zachowaniu i kłopoty w kontaktach z ludźmi, zwłaszcza kiedy sytuacja nie jest jasno określona.

Olga Woźniak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)