PolskaZa wywołanie fałszywego alarmu grozi 8 lat więzienia. Do tego dochodzi jeszcze zwrot kosztów za organizację ewakuacji

Za wywołanie fałszywego alarmu grozi 8 lat więzienia. Do tego dochodzi jeszcze zwrot kosztów za organizację ewakuacji

• Każda informacja o podłożonej bombie jest traktowana bardzo poważnie
• Powoduje ewakuacje szkoły, szpitala, lotniska, czy sądu
• Wiąże się to często z bardzo wysokimi kosztami
• Dzięki rozwojowi techniki zazwyczaj udaje się zatrzymać sprawcę
• Od czterech lat za takie wybryki można trafić do więzienia nawet na 8 lat

Za wywołanie fałszywego alarmu grozi 8 lat więzienia. Do tego dochodzi jeszcze zwrot kosztów za organizację ewakuacji
Źródło zdjęć: © WP.PL | Andrzej Hulimka
Zenon Kubiak

01.04.2016 | aktual.: 03.04.2016 09:48

W wielkanocną niedzielę ktoś zadzwonił na lotnisko w Modlinie, informując, że jest tam podłożony ładunek wybuchowy. Takich sygnałów nigdy nie można lekceważyć, a już na pewno nie w obliczu ostatnich wydarzeń - zwłaszcza po zamachu terrorystycznym w Brukseli. Z lotniska w Modlinie ewakuowano 800 osób. Obiekt był zamknięty przez trzy godziny, a cztery samoloty musiano przekierować na Okęcie.

Żadnej bomby nie znaleziono, udało się za to ustalić miejsce, z którego zadzwonił "żartowniś". Okazało się, że w domu, z którego dzwoniono, odbywała się zakrapiana alkoholem impreza. Początkowo zatrzymano wszystkich uczestników zabawy - 21 osób, ale po ich przesłuchaniach zarzuty przedstawiono tylko 28-letniemu Karolowi J. W środę sąd wydał decyzję o jego aresztowaniu.

8 lat więzienia za fałszywy alarm

Do podobnych zdarzeń dochodzi w Polsce praktycznie każdego dnia. Z policyjnych statystyk wynika, że w 2014 r. potwierdzono aż 592 takie przypadki, czyli zdecydowanie więcej niż w roku poprzednim, gdy było ich 398. To jednak i tak niewiele w porównaniu np. z latami 90., kiedy uczniowie pozwalali sobie na takie "żarty" w szkole, aby np. uniknąć sprawdzianu. Jeszcze 8-10 lat temu podobnych wybryków notowano nawet ponad trzy tysiące rocznie.

Do końca 2011 r. fałszywe alarmy traktowano bowiem jak wykroczenia, a więc najczęściej skutkowały one jedynie grzywną. Tylko w skrajnych przypadkach sprawców oskarżano o to, że ich działanie stanowiło zagrożenie dla czyjegoś życia i zdrowia - wtedy sądzono ich jak za przestępstwo. Na początku 2012 r. do kodeksu karnego wprowadzono artykuł 224a mówiący, że: "Kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".

Wprowadzenie tak surowej kary najwyraźniej ochłodziło zapał dowcipnych "informatorów", bo liczba fałszywych alarmów znacząco spadła.

- To odstraszyło żartownisiów, ale równie duży wpływ - a może jeszcze większy - ma to, że wzrosła wykrywalność sprawców. Policja dysponuje dziś możliwościami technicznymi, które pozwalają ustalić i zatrzymać autorów fałszywych alarmów - zauważa Justyn Piskorski, kryminolog z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Zatrzymanie sprawcy alarmu z Modlina to najlepszy dowód skuteczności działania policji. Równie szybko udało się zatrzymać mężczyznę, który w minionym tygodniu wywołał alarm w szpitalu w Wolicy koło Kalisza.

- Niemal wszystkie takie przypadki kończą się szybkim ustaleniem sprawców, którzy bardzo szybko zostają zatrzymani. W niektórych przypadkach potrzeba nieco więcej czasu na dotarcie do autora fałszywego alarmu - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Padło z zespołu prasowego małopolskiej policji.

To właśnie policja z Małopolski stoi przed wielkim wyzwaniem, tam bowiem odbędą się w lipcu Światowe Dni Młodzieży. Wydarzenie, w którym ma uczestniczyć nawet 2,5 mln pielgrzymów, będzie wymagało najwyższej gotowości służb odpowiedzialnych za zabezpieczenie przed atakiem terrorystycznym.

- Uwzględniamy różne zagrożenia i różne warianty reagowania na nie, aby zapewnić bezpieczeństwo i porządek publiczny. O szczegółach, z wiadomych względów, mówić nie możemy, ale możemy zapewnić, że dokładamy starań, aby przygotowania zostały dostosowane do różnych okoliczności - mówi Padło.

Sądy wolą "zawiasy"

Sprawcom fałszywych alarmów grozi do 8 lat więzienia, ale sądy w tego typu sprawach najczęściej orzekają kary w zawieszeniu. Pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata to kara, na jaką sąd skazał 34-letnią Krystynę O. za wywołanie fałszywego alarmu w szpitalu w Elblągu w marcu 2014 r. Kobieta musiała też zapłacić 2 tys. zł szpitalowi. Wcześniej - za alarm w tym samym miejscu - 37-letniego Sebastiana S. skazano na 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata i 10 tys. zł odszkodowania dla szpitala.

Wyroki orzekające bezwzględne pozbawienie wolności należą do rzadkości, a i tak są dalekie od maksymalnego wymiaru kary. Jacek P. w listopadzie 2013 r. zadzwonił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, informując, że w budynku znajdują się trzy ładunki wybuchowe. Jednego z ewakuowanych pacjentów musiano przewieźć do szpitala w Jeleniej Górze, a podróż stanowiła zagrożenie dla jego zdrowia i życia. Poza tym, tego samego dnia Jacek P. wywołał też fałszywy alarm w jednym z hipermarketów. Sąd skazał go na 2,5 roku więzienia.

Rok za kratkami spędził też 25-letni Patryk O., który wywołał alarm bombowy w Galerii Jurajskiej w Częstochowie, co wymagało ewakuowania aż czterech tysięcy osób. Mężczyzna był tam zatrudniony jako ochroniarz. Jak przyznał przed sądem, powodem jego zachowania była chęć wcześniejszego zakończenia pracy w tym dniu.

Czy takie wyroki nie są zbyt łagodne?

- Nie, są racjonalne. Tych wybryków dopuszczają się osoby pod wpływem pewnych emocji albo alkoholu, chcąc popisać się przed innymi. Nie są to osoby zdemoralizowane, które powinny trafiać do zakładów karnych, może poza skrajnymi przypadkami, gdy alarm stanowił poważne zagrożenie - uważa Justyn Piskorski.

Sprawcy nie wiedzą, co zrobili

Policjanci potwierdzają, że sprawcy fałszywych alarmów z reguły nie mają pojęcia, jak poważne konsekwencje mają ich czyny.

- Najczęściej takie zgłoszenia przekazują osoby będące pod wpływem alkoholu, nie do końca mające rozeznanie co do tego, co w danym momencie robią. Tłumaczą, że to miał być "żart" albo że "się zdenerwowali" - wyjaśnia Katarzyna Padło. - I faktycznie często miejsce jest nieprzypadkowe - dotyczy jakiejś konkretnej sytuacji, z którą mieli do czynienia w ostatnim czasie: rozprawy sądowej, załatwianej w jakimś urzędzie sprawy. Demonstrują swoje niezadowolenie albo też chcą po prostu zrobić komuś na złość. Zdarzają się także głupie "żarty" szkolne przed klasówką lub dla zobaczenia skutku wywołania alarmu - dodaje.

Jak mówią policjanci, sprawcy z reguły są zdziwieni, że za fałszywy alarm mogą trafić za kratki, chociaż nieznajomość prawa oczywiście nie może być dla nikogo usprawiedliwieniem.

Zdaniem Piskorskiego, w takich sytuacjach sądy powinny wskazywać formy ukarania winnych inne niż pozbawienie wolności.

- W tej sytuacji sądy powinny raczej zasądzać kary ograniczenia wolności, np. skazywać sprawców na prace społeczne w miejscu, gdzie wywołali alarm - mówi kryminolog.

Po co w takim razie w kodeksie karnym zapisano tak wysoką możliwą karę? Jak tłumaczy Piskorski, spełnia to nie tylko rolę odstraszającą potencjalnych żartownisiów, ale też podkreśla, jakie dobra są dla naszego państwa szczególnie ważne i wymagające ochrony.

Za głupotę trzeba płacić

Osobną kwestią jest obciążanie sprawców kosztami akcji służb mundurowych związanych z ewakuacją budynków i ich przeszukania pod kątem obecności materiałów wybuchowych. Jeśli alarm jest wywołany np. w szkole, koszty są szacowane na około 2 tys. zł. Jeżeli mówimy o ewakuacji lotniska sumy są o wiele większe - w przypadku ostatniego alarmu w Modlinie, trzygodzinne zamknięcie miało przynieść ok. kilkunastu tys. zł strat (szacowanie jeszcze trwa). Linie lotnicze Ryanair wstrzymanie i przekierowanie swoich lotów już wyceniły na 360 tys. zł - zamierzają domagać się odszkodowania od sprawcy.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)