Za wąska rubryka dla Kaczyńskiego
"Trybuna" podała, że Lech Kaczyński złamał ustawę antykorupcyjną zatajając swoje dochody. Prezydent Warszawy Lech Kaczyński nie złamał żadnego przepisu ustawy antykorupcyjnej. W oświadczeniu rubryka była po prostu za wąska, mieściło się w niej tylko jedno zdanie. Bez sensu byłoby przepisywanie całego PIT-u" - tak bronił swojego przełożonego wiceprezydent stolicy Andrzej Urbański. Sprawą zajęła się już Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Będzie śledztwo
Rzecznik Prokuratury Okręgowej Maciej Kujawski zapowiedział wszczęcie postępowania wyjaśniającego. "W wyniku postępowania zgromadzone zostaną wszystkie dokumenty dotyczące oświadczenia majątkowego i tego, czy dokumenty w pełni odzwierciedlają prawdę" - wyjaśnił rzecznik.
Prezydent Warszawy Lech Kaczyński nie złamał żadnego przepisu ustawy antykorupcyjnej, a w swoim oświadczeniu majątkowym niczego nie zataił" - bronił swojego przełożonego wiceprezydent stolicy Andrzej Urbański.
Jak podkreśłił wiceprezydent Urbański, integralną częścią oświadczenia był PIT prezydenta Kaczyńskiego, w którym wszystko jest napisane czarno na białym. "W oświadczeniu rubryka była po prostu za wąska, mieściło się w niej tylko jedno zdanie. Bez sensu byłoby przepisywanie całego PIT-u" - uzasadniał Urbański i zapewniał, że żaden przepis ustawy antykorupcyjnej nie został złamany.
Lech Kaczyński, który przebywa teraz na urlopie, w rozmowie z Andrzejem Urbańskim miał powiedzieć "popełniłem błąd", ale jak tłumaczył wiceprezydent, takie błędy zdarzają się także politykom lewicy. Dziennikarze otrzymali listę 146 posłów SLD, którzy w ubiegłym roku złożyli oświadczenie majątkowe z błędami.
Oświadczenie bez 100 tys. zł
Według "Trybuny", Lech Kaczyński zataił w dokumencie znaczną część swoich dochodów za zeszły rok. W przesłanym do wojewody oświadczeniu majątkowym prezydent Warszawy twierdzi, iż w ubiegłym roku zarobił nieco ponad 6 tysięcy złotych, czyli około 500 złotych miesięcznie. "A więc Lech Kaczyński - pisze dalej 'Trybuna' - mający na utrzymaniu żonę, w 2002 roku kwalifikowałby się do otrzymywania zasiłku z ośrodka pomocy społecznej".
Dziennik podkreśla, że Lech Kaczyński - wypełniając oświadczenie - zapomniał o wynagrodzeniu, jakie odebrał w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy w listopadzie i grudniu oraz o pobieranych od stycznia do października pieniądzach z Sejmu. W sumie Kaczyńskiemu umknęło z oświadczenia sto tysięcy złotych - pisze "Trybuna".
Maciej Kujawski poinformował, że prezydentowi stolicy za złożenie fałszywego oświadczenia grozi nie tylko utrata stanowiska, ale również kara pozbawienia wolności do 5 lat. "Pod warunkiem oczywiście, że zapadnie prawomocny wyrok" - podkreślił rzecznik Prokuratury Okręgowej.(iza)