Za mało osób decyduje się być dawcą narządów. Ich historia pokazuje, że można

- Mam teraz o rok starszą nerkę, powinno mi się to liczyć do emerytury - śmieje się 38-letnia Katarzyna Łukaszczyk-Capowska. Dawcą narządu był Maciej Capowski, jej 39-letni mąż. Nie każdy ma jednak tyle szczęścia, co pani Katarzyna.

Za mało osób decyduje się być dawcą narządów. Ich historia pokazuje, że można
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Katarzyna Łukaszczyk-Capowska

Dwa lata temu pani Katarzyna zaczęła poważnie chorować. Lekarze stwierdzili niewydolność nerki.

- Sprawę przeszczepu zaczęliśmy załatwiać we wrześniu ubiegłego roku. Mąż oddał mi nerkę w lipcu, czekałam prawie rok. Zabieg został wykonany w Warszawie - mówi WP pani Katarzyna. I dodaje, że zarówno ona, jak i mąż, czują się bardzo dobrze. Szybko wrócili do Zakopanego, gdzie pracują jako kowale.

- Mąż jak tylko się dowiedział, że można pobrać nerkę od żywego dawcy, od razu się zdecydował, w ogóle nie było dyskusji. Ja miałam większe obawy, ale mąż stwierdził, że daje i koniec kropka. On wychodził z pozycji bohatera, oddaje nerkę, żeby komuś ratować życie, a ja musiałam zaryzykować jego zdrowiem. Ja jestem chora, więc miałam wliczone ryzyko, że mogę nie przeżyć. Mąż był zupełnie zdrowy - opowiada pani Katarzyna.

I dodaje, że oboje będą dawcami narządów po śmierci. - Mąż nawet na sali operacyjnej mówił wszystkim, że jakby coś się wydarzyło, żeby zabrać wszystko - śmieje się kobieta.

- Ja tego po śmierci nie będę potrzebować. Po co ma to gnić wszystko - podsumowuje pani Katarzyna.

Tylko 10 proc.

Ogółem w 2017 r. w Polsce przeszczepiono narządy 1609 biorcom. 1588 pochodziło ze zwłok, 80 - od osób żywych. Wszystkich oczekujących na przeszczep w 2017 roku było 10169.

- Od kilku lat nie możemy wyraźnie zwiększyć liczby przeszczepień, to problem - mówi WP prof. Roman Danielewicz, transplantolog.

Profesor pytany o przyczyny stwierdza, że jest ich wiele. - One są po stronie społeczeństwa, ale też lekarzy. Kiedy ktoś umiera, nie zawsze rozważana jest możliwość zgłoszenia jej jako potencjalnego dawcy. Druga sprawa to niska świadomość społeczna. Ludzie nie informują, że chcą po śmierci być dawcą narządów, a to w zupełności wystarcza - mówi prof. Danielewicz.

- Generalnie mówią, że przeszczepianie jest dobre. Że jak umrą, to te narządy można od nich pobrać. A później nie ma tej informacji w rodzinie, ten ktoś nie powiedział tego wyraźnie bliskim. Po śmierci tej osoby każdy w rodzinie ma swoją opinię. Z powodu stresu bliscy oponują przeciwko temu, żeby ta osoba została dawcą - wyjaśnia profesor.

- Oddawanie narządów to ciągle temat tabu, nie rozmawiamy o śmierci. Można wielu osobom pomóc. Kiedy człowiek odejdzie z tego świata nie musi na sądzie ostatecznym być ze swoją wątrobą, sercem czy płucem - dodaje.

Największy dar

Przeszczepów narządów od osób żywych jest znacznie mniej niż od zmarłych.

- Mamy bardzo rygorystyczne przepisy jeśli chodzi o kwalifikację. Musimy mieć 100 proc. pewności, że osoba, która jest dawcą, jest zdrowa przed i będzie zdrowa po. Jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości to nie pobieramy narządu - tłumaczy Aleksandra Tomaszek, koordynator przeszczepień i pobrań od dawców żywych w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus w Warszawie.

Tomaszek dodaje, że w przypadku tej grupy przeszczepów obawy pojawiają się głównie po stronie osoby biorącej. - Oni przyjmują największy dar, jaki mogą otrzymać od kogoś bliskiego - część ciała. Jeżeli jest jakiś opór przed przeszczepieniami, to ze strony biorcy, nie dawcy. Dawca z reguły mówi - chcę, kocham, oddaję, pomagam - podsumowuje.

26 października z okazji Światowego Dnia Donacji i Transplantacji w Szpitalu Klinicznym Dzieciatka Jezus odbędzie się konferencja dotycząca transplantologii.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)