PolskaZa co zgarnęli byłego ministra? "Będziemy siedzieć"

Za co zgarnęli byłego ministra? "Będziemy siedzieć"

Jeszcze zanim funkcjonariusze CBA zatrzymali byłego ministra sprawiedliwości, czytelnicy "Gazety Polskiej" mogli dowiedzieć się o szczegółach śledztwa. W tekście o gangu fałszywych funkcjonariuszy Piotr Nisztor ujawnia kulisy afery.

Za co zgarnęli byłego ministra? "Będziemy siedzieć"
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Wojciech Olkuśnik
Maciej Deja

18.04.2018 16:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W środę agenci z katowickiej delegatury CBA zatrzymali b. ministra sprawiedliwości Andrzeja K., jego współpracownika z kancelarii Piotra K., gdańskiego biznesmena Marka S. i b. funkcjonariusza Wojskowych Służb Informacyjnych Jerzego K. Funkcjonariusze przeszukali mieszkania zatrzymanych i zabezpieczyli dowody, następnie przewieźli ich do Prokuratury Regionalnej w Katowicach.

Jak donosi na Twitterze dziennikarz śledczy Piotr Nisztor, chodzi o grupę osób podszywających się pod funkcjonariuszy tajnych służb. Mieli powoływać się na wpływy w organach państwowych, a także werbować współpracowników. Zatrzymanie byłego ministra sprawiedliwości w rządzie Marka Belki potwierdził Temistokles Brodowski z wydziału komunikacji CBA. Więcej o sprawie można przeczytać w artykule autorstwa Nisztora, który ukazał się w środę w tygodniku "Gazeta Polska".

Zawodowi przebierańcy
Gang najpierw docierał do biznesmenów mających problemy z organami ścigania, starających się o niezbędne koncesje lub państwowy kontrakt. Następnie członkowie, podając się za pracowników służb, obiecywali pomoc w postaci tzw. "parasola ochronnego". W zamian chcieli pieniędzy, etatów i dostępu do danych. Śledztwo nabrało tempa, gdy jeden z "klientów" gangu poszedł na współpracę z policją. W jego firmie polecono mu zatrudnić m. in. byłego pułkownika WSI Andrzeja M.

"GP" ustaliła, że ich działaniami sterowali inni, również zatrzymani przez CBA, "przebierańcy". Jeden z nich to 38-letni Przemysław W., który przez jeden dzień był szefem szpitala w województwie świętokrzyskim. Musiał jednak odejść, gdy okazało się, że napisał nieprawdę w złożonych do konkursu dokumentach.

"Będziemy siedzieć"
Andrzej M. zdawał sobie sprawę z uczestnictwa w przestępstwie. Z nagrań, które przeprowadził z drugą, "zainstalowaną" w firmie "klienta" osobą, wynika nawet, że przewidział, jak sprawa się skończy. "Przyjadą i nas zabiorą w bransoletkach i się nie wytłumaczę, bo nic się nie zgadza". "Będziemy siedzieć (...) i ch... wie, kiedy nas wypuszczą".

M. był jedną z ośmiu osób, które CBA zatrzymało 23 stycznia. Według "GP" złożył obszerne wyjaśnienia i wyszedł za kaucją. Wszyscy są podejrzani o podszywanie się pod funkcjonariuszy służb specjalnych, płatną protekcję oraz udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Andrzej K. i jego wspólnik Piotr K. zaprzeczyli, by powoływali się na wpływy w prokuraturze.

Masz ciekawe zdjęcie, filmik lub newsa? Podziel się z nami za pośrednictwem dziejesie.wp.pl

Źródło: Radio Zet, PAP

marek belkaandrzej k.minister sprawiedliwości
Komentarze (98)